wtorek, 12 listopada 2013

Jesienna wena, czyli co zrobić z suszonymi liśćmi

Od kilku tygodni rozpiera mnie twórcza moc.

Rozpieranie polega głównie na tym, że zbieram opadłe z drzew liście, i to nie tylko polskie! Jak zaczęłam ich kolekcjonowanie w ogrodzie, kontynuowałam w okolicznościach przyrody nadodrzańskiej, potem w Broumovie, gdzie zdobyłam przecież niezwykłe liście miłorzębu, a potem nawet w Dreźnie (tu dowód w postaci portretu kobiety z
liściem platana nad Łabą odznaczonej). Drezna przywiozłam zresztą cały platanowy bukiet, bo takich właśnie drzew jest tam wielka obfitość.

Kolekcję powiększałam przy każdej okazji, jak każdy maniak ogarnięty twórczą pasją i żądzą rękodzieła.

Ponieważ moja nowa koleżanka blogowa z Manufaktury pomysłów kompletnie mnie olała, mimo próśb nie podpowiadając żadnego pomysłu na wykorzystanie tej mojej liściastej kolekcji, musiałam zdać się na własną inwencję. 

Zaczęłam od suszenia i formowania liści metodą znaną wszystkim przedszkolakom, a mianowicie włożyłam je w książki. Zastanawiałam się, czym by je utrwalić, gdyby miały posłużyć do dekoracji (zapragnęłam bowiem, ku zdumieniu domownika, ozdobić nimi większość mebli i drzwi w domu...). Wpadłam na pomysł, że lakier bezbarwny je ładnie nabłyszczy i może nawet przyklei do podłoża. No to wzięłam się do pracy i polakierowałam liście. Niestety funkcja klejąca lakieru nie znalazła mego uznania.



Mam już zatem pokaźny zbiór kolorowych, półmatowych liści. Gdzieżby je tu nakleić (bo twórcza moc trwa i nie chce odejść...)? Przypomniałam sobie o małej szafeczce na biżuterię. Tak wyglądała przed ozdobieniem:




Jednak nie wystarczyło mi odwagi, by ją całą w liściach skąpać, więc na razie jedna ściana szafki. Klejenie nie było łatwe, gdyż musiałam użyć kleju uniwersalnego, który ma zapach butaprenu, ale na szczęście nie jest tak silny jak kropelka,  z którą to mam same przykre doświadczenia. Kiedyś przyklejając sobie fleczka do obcasa mało nie skleiłam na wieki: swoich palców, buta i biurka... Ale wracając do liściastej manii, teraz szafeczka wygląda z boku tak:





No i jak wyszło? 

Mam już plan ozdobienia w podobny sposób szafki na buty w przedpokoju... Się będzie działo!

2 komentarze:

  1. Hej.
    No to Cie wzięło Beatko liściopadowe szaleństwo, ciekawa jestem efektu drzwi w liściach.
    Bardzo mi się podoba ta szafka na biżuterię.
    Pozdrawiam serdecznie. Renata.
    ps: piszę ja bo Misiek dostał komputerowstrętu i mówi że musi odwyknąć od "ogłupiacza" swoją drogą ciekawe jak długo wytrzyma.

    OdpowiedzUsuń
  2. Liście mnie zagarnęły, jak będę miała chwilę, to wrzucę focie z wczoraj - urodzinowy wypad za miasto i świeże POKRZYWY. Coś pięknego!
    ps. Ja z Miśkiem mam chyba podobne fale kompowstrętu. Ten sam wykres, kurcze...
    Pozdrawiam Was.

    OdpowiedzUsuń