czwartek, 29 grudnia 2016

Bez ofiar 2, czyli deja vu

Rok temu sporządziłam bilans poświąteczny, który wyglądał tak: 

1) biesiadnicy wyszli o tej samej porze co rok temu - o 1.30, dzięki czemu mogłam pójść spać już o 3.00,

2) obudziłam się rano pomimo nadużycia maku (w kutii i makowcu),

3) w obwodzie pasa przybyło jedynie 4 cm, ale zwalczę to siłą woli i głodówką,

4) nie wiozłam mamy na ostry dyżur laryngologiczny z powodu utkwienia ości karpia w jej gardle, co zdarzyło nam się już dwa razy :-)

5) nie usłyszałam żadnego przykrego słowa od zwierzaków. Zresztą, od ludzi też nie...

6) prezenty pod choinką były wyjątkowej urody i obfitości,

7) mój eksperyment kulinarny pod tytułem "karp pieczony w maśle i czosnku" okazał się wyborny w smaku.

 

Wygląda na to, że w 2016 pojawiło się deja vu, gdyż: 

1) biesiadnicy wyszli wprawdzie później, niż rok temu - o 2.00, dzięki czemu mogłam pójść spać już o 3.00, ale to znaczy, że moje czynności sprzątające po Wigilii trwały krócej, o!

2) obudziłam się rano pomimo nadużycia maku (w kutii i makowcu),

3) w obwodzie pasa przybyło mi jedynie 4 cm, ale zwalczę to siłą woli i głodówką,

4) nie wiozłam mamy na ostry dyżur laryngologiczny z powodu utkwienia ości karpia w gardle, co zdarzyło się już dwa razy :-)

5) nie usłyszałam żadnego przykrego słowa od zwierzaków. Zresztą, od ludzi też nie...

6) prezenty pod choinką były wyjątkowej urody i obfitości. Natomiast sama choinka była o wiele piękniejsza niż rok temu - przytargaliśmy z A. 3-metrowego potwora z Kaukazu, w dodatku w mini bagażniczku Alfy Romeo sedan. Trzeba było ucinać jej czubek (choince, nie Alfie), żeby postawić w salonie...

7) mój eksperyment kulinarny pod tytułem "karp pieczony w maśle i czosnku" okazał się wyborny w smaku - tak było w 2015. Natomiast w tym roku był to eksperyment kulinarny pt. puree z bobu ze szpinakiem. Przysmak przywieziony w listopadzie prosto z Apulii. Szpinak udawał wprawdzie zieloną cykorię, bo w oryginale potrawa wygląda tak:


[caption id="" align="aligncenter" width="434"] puree z bobu[/caption]

Jednak zielenina zachowała się godnie, a bób przywiozłam oryginalny, suszony... Zatem świąteczna tradycja eksperymentatorska została podtrzymana.

No i taki bilans świąteczny mi wypadł...

środa, 28 grudnia 2016

Kocia karma


Byliśmy z A. w kinie w galerii (swoją drogą na bardzo dobrych "Pasażerach") i po wyjściu z seansu wpadliśmy jeszcze na chwilę do Rossmana po saszetki dla kota, bo się Loli skończyły. Przy kasie mam więc tylko kocią karmę. Pani kasjerka, jak to w Rossmannie, pyta czy zapakować mi zakupy, na co Andrzej:


- Nie, dziękujemy, zjemy na miejscu...

Swoją drogą, czemu nie: wreszcie przekonałabym się, jak smakuje jagnięcina w sosie prowansalskim!


wtorek, 20 grudnia 2016

Świątynia Zęba, czyli Sri Lanka nie tylko dla dentystów...

Moja relacja z wyprawy na Cynamonową Wyspę ciągnie się jak guma do żucia, wybaczcie. To przez nawał moich aktywności. Czas (może uda się przed Wigilią???) dotrzeć do Kandy - starodawnej stolicy Sri Lanki. Dla uproszczenia dodam, że stolic było kilka. Ale ad rem.

Po zdobyciu Sigiriji i Dambulli, opisanych we wcześniejszych postach, a także po fotosafari (biedne słonie! Gdybym wiedziała, że to safari polegało na osaczaniu słonicy z małym przez sforę jeepów, nie pojechałabym!) - wyprawiliśmy się do Anuradhapury - najbardziej starożytnej stolicy Sri Lanki. Upał doskwierał okrutny, była wielkanocna sobota, a my zwiedzamy obszar kilkunastu hektarów, pełen klasztorów, dagob i świątyń. Dobrze, że mamy samochód!
Stolica od III w. p.n.e. przeżywała okres świetności. Wszyscy tu budowali na potęgę buddyjskie świątynie i klasztory. I jest tu najstarsze drzewo Bo (święte drzewo buddyzmu, pod którym Budda doznał oświecenia - tu jego szczepka przywieziona z Indii), pochodzące sprzed III w. p.n.e.

Przez wieki miasto pochłaniała dżungla (podobnie jak kambodżański Angkor Watt), ale od 1982 r. jest wpisane na listę UNESCO. W Anuradhapurze najbardziej tajemnicze są dagoby. Przypominają piramidy - ogrom cegieł, do którego się nie wchodzi, kryjący cenne relikwie.

dagoba  Dźetawaranama 70 m wysokości, z iglicą 122 m (iglica szczątkowa obecnie). Jedna z najwyższych konstrukcji dawnego świata

To znaczy, wejście zawsze jakieś jest, ale to tylko przybudówka, w której zazwyczaj poleguje sobie Budda i ofiary przeróżne, przynoszone przez wiernych - zadziwiły mnie sandały męskie na przykład, ładnie zapakowane w pudełku...
Jaką pracę wykonano na tym całym terenie widać na zdjęciach sprzed renowacji. Naprawdę niesamowicie zaniedbane i porośnięte było to miejsce...

Cały rozległy teren pełen dagob, klasztorów, świątyń i muzeów zwiedzaliśmy w sobotę wielkanocną, dziwiąc się tłumom biało odzianych ludzi, buddystów, którzy przyszli tu świętować! Wielogodzinne oczekiwanie na główne punkty programu sprawiało, że grupy Lankijczyków chroniło się w cieniu drzew, brało kąpiel w sadzawkach lub słuchało mnichów, wygłaszających kazania do wiernych. Niesamowite! Nie sposób było dostać się do drzewa Bo, obleganego przez wiernych. Upał był natomiast tak wielki, że ja, jaszczura kochająca tropiki, po prostu wymiękłam, przyznaję. Nawet krowy miały lepiej!

[caption id="" align="aligncenter" width="518"] krowy odpoczywają w cieniu, teren świątyń[/caption]

Muszę się przyznać, że pierwszy raz w życiu w święta Wielkanocne byłam w tak egzotycznym miejscu...

Kandy

Kluczem stolic cejlońskich podróżując, dotarliśmy do Kandy. Od XVI w. było stolicą niezależnego od Europejczyków (kolonizatorów) państwa Syngaleskiego. Położone w samym centrum wyspy broniło się przed Portugalczykami, Hiszpanami i Brytyjczykami. Zdobyte dopiero w 1815 r. i to za pomocą fortelu. Obecnie to taka bardziej kulturalna stolica Sri Lanki.

Największą atrakcją miasta jest Świątynia Zęba Buddy przechowująca cenną relikwię (ząb). W kompleksie świątynnym są obiekty buddyjskie, hinduistyczne i muzułmańskie. Przy wejściu drzewo Bo (czyli figowiec), które trzeba obejść 7 razy i podlać wodą.

Ząb ma burzliwą historię, został zabrany ze stosu pogrzebowego Nauczyciela i był w Indiach przez ponad 800 lat. Dopiero w IV w. n.e. trafił na Cejlon, przywieziony tu przez księcia i księżniczkę indyjską. Gdy Brytyjczycy przejęli wyspę w XIX w. zabrali relikwię, ale spowodowało to taką suszę na wyspie, że zmuszeni byli oddać ząb Syngalezom. Przechowywany w 7 szkatułach za mosiężnymi drzwiami wystawiany jest na widok publiczny raz na 7 lat (nie załapałam się...).

 
za tymi drzwiami jest przechowywany najcenniejszy ząb na świecie...

zdj. www.rafalsitarz.com

Wieczorem Niro zawiózł nas na pokaz kandyjskiego tańca. Pięknie było! Gorzej było wrócić do apartamentu w Kandy, po występie. Spadł deszcz i zrobił się taki korek, że jechaliśmy chyba dwie godziny z powrotem, a to jakieś 2 km były, no może 3!

cdn albo i nie!