czwartek, 31 sierpnia 2017

Pajęcza wiadomość od Wszechświata

Właśnie pozbyłam się z tarasu wielkiego pająka. Wyglądał podobnie jak ten tu na zdjęciu, oczywiście nie przyszło mi do głowy, by całą akcję fotografować, więc zdjęcie pożyczone jest z netu. Ale to był ten typ, wielki jak pięciozłotówka plus nogi!

Nie mam arachnofobii, ale przesąd mam pewien, że jak się zobaczy pająka, zwłaszcza w piątek (uff, dobrze że czwartek dziś), to niedobrze...
Zaczęłam się jednak zastanawiać, co to za wiadomość ma dla mnie... Wszechświat? Dzień taki piękny, pająk wyglądał na zadomowionego, może więc to dobry znak?

Pająk to przecież niesamowicie pracowite i twórcze stworzenie - nieraz podziwiałam urodę pajęczej sieci, misterne wzory, zwiewny labirynt cieniutkich jak jedwab nici łapiący krople rosy błyszczące w słońcu jak diamenty... To Twórca, Kreator w dodatku bardzo uparty w dążeniu do celu... 

Doszłam więc do wniosku, że jest to dla mnie taka wiadomość od Wszechświata: twórz i pracuj dużo, nie rezygnuj z tego, co zaczęłaś. Pająk, któremu zniszczono sieć tworzy ją od nowa. Nigdy nie wpadnie mu do głowy, by przestać, prawda? Nigdy nie powie sobie: no nie, ale beznadziejny jestem, sieć mi zerwano to się na siebie obrażę i już żadnej nowej nie utkam! Haruję jak wół, a tu przyjdzie taka, co to na mój widok wrzeszczy z obrzydzeniem, łapie mnie w słoik i zrzuca z pięciu metrów, co ona sobie myśli, że łatwo w locie snuć sieć, by się gdzieś zahaczyć? I co, taki wstrętny jestem???? A nogi sobie dziś uczesałem i w ogóle to myślę, że jestem wyjątkowo przystojny! A kiedy się znów wdrapię na jej taras na pewno się okaże, że wszystko mi porwała, jędza jedna! Na sztuce się nie zna!!!! Skoro nikt nie podziwia moich prac, to przestanę tkać. Będę teraz handlował martwymi muchami!

 

zdj. www.wykop.pl

czwartek, 24 sierpnia 2017

Genialne rady mojego męża...

Mój mąż słynie z dawania genialnych rad. Kiedyś, gdy kolega zwierzył mu się, że psują mu się "zęby między zębami", mąż poradził: wyrwij sobie co drugi i po kłopocie!
Mnie również zasypuje perłami porad życiowych. Dzisiaj rozmawialiśmy o mojej jutrzejszej wizycie w warsztacie samochodowym, bo muszę wymienić przedni wahacz. Warsztat nieznany, z internetu wzięty, więc mam obawy. Mówię mężowi, że muszę ich uczulić, by nie zostawiali kluczyka w stacyjce, bo dwa lata temu na myjni zepsuli mi auto w ten własnie sposób - słuchali sobie radia i gdy wyjechałam z myjni, po stu metrach pojawiła się informacja, że mam całkowicie rozładowany akumulator. Najadłam się wtedy strachu i nie chcę powtórki, bo w warsztatach na ogół zostawiają kluczyk itd. Na to mąż już spieszy z radą:
- To może wymontuj radio, żeby nie słuchali!
Ja:
- ?????????
Mąż:
- Albo jeszcze lepiej: zostaw im same podwozie, zawieszenie przecież będą naprawiać!






wtorek, 15 sierpnia 2017

Polowanie na Perseidy, Napoleon i masoni...

Wydarzeniem astronomicznym, którym ekscytowałam się ostatnio były spadające gwiazdy - Perseidy. W nocy z 12 na 13 sierpnia wszyscy mieliśmy okazję obejrzenia wyjątkowego spektaklu - kumulacji przeszywającego niebo roju meteorytów. Co ciekawe, tę samą noc wybrał kilkaset lat temu Napoleon, spędzając ją w bebechach wielkiej piramidy w Gizie - czytam właśnie o tym książkę i ta zbieżność dat mnie zaintrygowała...
Zacznę od astronomii. Perseidy nazywane kolokwialnie "spadającymi gwiazdami" są tak naprawdę pozostałościami po komecie Swift-Tuttle'a, przelatującymi koło Słońca raz na 133 lata.  Ziemia co 12 lat wpada w samo centrum tego obłoku, więc apogeum udanych obserwacji było ponoć w 2016 r. (przegapiłam!). Jednak i tegoroczny sierpień miał dostarczyć niezłych emocji. Tego mi było trzeba! Postanowiłam wyjechać nocą z Wrocławia, by zwiększyć szanse w polowaniu na meteory na niebie. Miały "wystartować" dopiero około 22-giej, by ok. drugiej w nocy osiągnąć maksimum - nawet do 90 spadających gwiazd na godzinę. Astronomowie zapowiadali, że na początku będą widoczne tylko 30 stopni nad horyzontem, więc uznałam, że miasto odpada jako obserwatorium.
Dokąd by się tu jednak udać? Pierwsza myśl - na Ślężę, oczywiście! Jednak przez całą sobotę chmury przewalały się po niebie, więc ryzyko niemożliwości obserwacji było duże. Wdrapiemy się po ciemku, jeszcze nas deszcz złapie, a spektaklu i tak nie będzie... No to dokąd? Przypomniałam sobie o koledze, który ma domek letniskowy nad Zalewem Mietkowskim, super miejscówka na astro-obserwacje! Nawet jeśli nie pogapimy się w niebo, bo chmury nam nie pozwolą, to będzie okazja do towarzyskiego spotkania z dawno niewidzianymi, a miłymi ludźmi. 
Dzwonię więc do Marka. Akurat jest w tym swoim letniskowym domku, ale ma zamiar wracać przed nocą do Wrocławia. Gdy jednak usłyszał propozycję odwiedzin i oglądania spadających gwiazd natychmiast zmienił plany. Będzie na nas czekać. Jedziemy więc do niego wieczorem. Wyruszyliśmy około 20-tej z Wrocławia i po drodze - niespodzianka. Chmury uciekły gdzieś na boki i widoczność była dobra, coraz lepsza, a wreszcie - rewelacyjna! Wyglądało na to, że będziemy mieć czyste niebo na obserwacje!!!
W Borzygniewie (nomen omen) pojawiliśmy się około 21-szej, wyposażeni w aparaty fotograficzne, statywy i latarki oraz stosowne zakąski. Niebo było jeszcze dość jasne, czekając więc na gwiezdny spektakl raczyliśmy się winem musującym. Jakoś tak mi się z sylwestrem cała sytuacja skojarzyła - "szampan", życzenia, północ, ekscytacja... Po pierwszej butelce uznaliśmy, że niebo jest już wystarczająco czarne, rozsiedliśmy się więc w rządku na fotelach ogrodowych (była nas szczęśliwa siódemka) i zadarłszy głowy zaczęliśmy obserwować niebo... Przez kilkanaście minut nic się nie działo. To znaczy, niezupełnie - widzieliśmy samoloty, satelity - ależ ruch panuje nad naszymi głowami!
Wreszcie ktoś dostrzegł pierwszą spadającą gwiazdę. Przez nanosekundy rysowała cienką kreskę na niebie. Zanim zdążyło się wykrzyknąć: "jest, o taaaam!", by innym pokazać - już jej nie było. Ale każdy z nas w końcu kilka zobaczył! Niezwykłe wrażenie. Żadnej spadającej gwiazdeczki nie udało się jednak sfotografować, cóż... 
W drodze powrotnej, kole północy, gdy pojawił się na niebie już całkiem jasny plaster Księżyca zatrzymaliśmy się jeszcze na niewielkim wzniesieniu, by raz jeszcze popatrzeć na gwiazdy. Takie meteorytowe nienasycenie w nas było. I takie tajemnicze zdjęcie mi wyszło...

Napoleon i sierpniowa noc...
Dokładnie tę samą noc, tyle że w 1799 roku Napoleon Bonaparte spędził samotnie w trzewiach najbardziej imponującej i enigmatycznej budowli świata: w piramidzie Cheopsa w Gizie. Nigdy nie wyjawił, co tam robił, ale Perseid na pewno nie oglądał! Nie wiedziałam nawet, że Napoleon interesował się bardzo przeszłością Egiptu i tak naprawdę ta kampania dała podwaliny egiptologii jako nauki. Wraz z armią Bonaparte ściągnął bowiem do Egiptu około stu naukowców. Mieli zbierać informacje i dokonywać odkryć archeo - z tego okresu pochodzi przecież słynne znalezisko - kamień z Rosetty, który umożliwił Champollionowi odczytanie hieroglifów... Co jeszcze ciekawsze, Bonaparte urodził się 15 sierpnia, w znaku Lwa i noc w piramidzie spędził 3 dni przed swoimi trzydziestymi urodzinami. Potem jego los się bardzo odmienił...
Pałac masoński w Dobrzycy
Napoleon i te zbieżne daty mnie prześladują nie tylko książkowo, bowiem w ramach atrakcji długiego weekendu, następnego dnia po Perseidach, w niedzielę, postanowiłam zorganizować małą wycieczkę do Dobrzycy - tajemniczego pałacu w Wielkopolsce. Słynie on ze swoich związków z masonerią. I znów pewna data się pokrywa - pałac ukończono w 1799 roku, w tym samym, w którym Napoleon przeszedł swoją przemianę...

Właścicielem pałacu był Augustyn Gorzeński, mason z siódmym stopniem wtajemniczenia, ale też poseł na Sejm Czteroletni i współtwórca Konstytucji 3 Maja. Pałac jest kompaktowy, bryła zewnętrzna dość harmonijna, chociaż niesymetryczna, osadzona na planie węgielnicy, jak zwykło się sądzić, chociaż nie do końca jest to prawdą. Legenda mówi też, że pałacowy park też został zaplanowany według symboliki masońskiej, a w podziemiach Panteonu miały odbywać się rytuały wolnomularskie. Tak czy owak, w pałacu w tej chwili mieści się Muzeum... Ziemiaństwa! Wnętrza  są wspaniale odnowione, malowidła na ścianach - iluzjonistyczne - przypominają te z warszawskich Łazienek. Zachowała się oczywiście dość duża ilość tzw. masoników. Jest też sporo eksponatów patriotycznych - związanych z twórcą hymnu Józefem Wybickim (skoligaconym z gospodarzem pałacu), oraz z czasów napoleońskich (z portretem Bonapartego włącznie). No takie merytorycznie trochę pomieszanie z poplątaniem, ale wnętrza - cuuuuuudo!

Z ciekawością obejrzałam masonika, przypominając sobie, że kiedy dawno temu pracowałam w Muzeum Sztuki Medalierskiej we Wrocławiu (nieistniejącym obecnie), w zbiorach odkryłam oznaki wolnomularskie i zajęłam się ich naukowym opracowaniem. Tematyka ta bardzo mnie niegdyś zajmowała i chyba tak do końca nigdy nie przestała ciekawić. W efekcie tej samej nocy miałam zabawny sen: starałam się o pożyczkę w... Wielkopolskim Banku Rytu Szkockiego. :-)
Potem przeszliśmy się przez rozległy park z samymi pomnikami przyrody (jest tu m.in. platan o obwodzie ponad 11 metrów!!!), podziwiając też ogrodowe budowle XVIII-wieczne jak Panteon czy Monopter, romantyczna grotę nad stawem, mostki i kaczki. Wrażeń moc.



Tego dnia, szukając restauracji by zjeść obiad, dojechaliśmy do Pałacyku Myśliwskiego Antoniego Radziwiłła w Antoninie: 


Ale to opowieść na kolejny wpis...