niedziela, 21 stycznia 2018

Diabeł tasmański i królik Bugs, czyli prawdziwy powód mojej podróży do Australii

Wychowałam się na komiksach z królikiem Bugsem. W latach mojego dzieciństwa (hm, hm, lata 60-te ub. wieku!!!!!!) takie właśnie komiksy przynosił mi tato, który pracował wówczas w drukarni wykonującej zlecenie dla Niemców czy Holendrów. Nieudane egzemplarze zeszytów trafiały w moje ręce, uzbierała się niezła kolekcja.

Nie muszę chyba dodawać, że dymki rozmów w komiksach były oczywiście po niemiecku i niderlandzku. To absolutnie nie przeszkadzało mi w lekturze. Komiksy towarzyszyły mi przez całą szkołę podstawową i liceum - wtedy wprawdzie nie czytałam ich codziennie, ale zawsze były ze mną np. w czasie choroby i leżenia w łóżku z gorączką, albo kiedy miałam chandrę. Cudownie poprawiały mi nastrój i stymulowały moją rekonwalescencję. Oprócz królika Bugs'a była w nich plejada innych "kreskówkowych" gwiazd - kochałam ich wszystkich, a wśród nich także prześmiesznego i żarłocznego DIABŁA TASMAŃSKIEGO.


Kiedy byłam w liceum (a więc stara małolata), odwiedził nas w wakacje mój młodszy o 8 lat brat cioteczny, mieszkający w Kielcach. I mój tato niefrasobliwie podarował mu moją kolekcję komiksów z Bugsem, sądząc że już ich nie czytam, że jestem za stara na takie "książeczki". Jakże się mylił!!! Ponieważ zdarzyło się to podczas mojej nieobecności, na wieść o tym, że komiksy pojechały z kuzynem do Kielc wsiadłam w pociąg i przejechałam 300 km, by "odbić" mojego Bugsa... Jestem pewna, że to przez niego i te niesamowite komiksowe przygody chciałam kiedyś dotrzeć na Tasmanię. W grudniu 2017 r. mi się to udało. Pojawiłam się w legendarnej ojczyźnie legendarnej postaci z kreskówek...

Gdy legenda przybrała futerko...
Diabeł tasmański jest zwierzątkiem objętym obecnie niesamowitą ochroną, ponieważ populację tych futrzaków, żyjących wyłącznie na tej wyspie, zdziesiątkowała jakaś choroba genetyczna.  Naukowcy pracują więc nad ocaleniem i rozmnożeniem osobników, które jeszcze uchowały się na Tasmanii (ostatnie, nieliczne istoty). W muzeum (sztuki!) w Hobart jest nawet wystawa poświęcona diabłu, na której m.in. prezentowano wypchane zwierzątka, ich siedliska itp. oraz naukowców badających ich życie i tych współczesnych, starających się uratować gatunek. Nawet wyświetlano niektóre odcinki kreskówek z królikiem Bugsem - myślę, że były one najlepszym sposobem popularyzowania diabelskiego tematu.

Dla mnie diabeł jest przesłodkim zwierzakiem, którego pluszowe i inne wizerunki można kupić na każdym kroku na Tasmanii. Wiele osób twierdzi, że wygląd tego zwierzęcia jest przerażający, jednak to w istocie przemiłe i prześliczne stworzonko... Zobaczcie sami:


Jeśli jego zęby budzą czyjeś przerażenie to pragnę zauważyć, że zdjęcie zostało zrobione podczas posiłku, a nikt z nas nie wygląda ładnie na zdjęciu zrobionym kiedy je! Za diabłem uganiałam się po całej Tasmanii, a o mojej manii wiedziała cała tasmańska rodzina. Nic więc dziwnego, że w pożegnalnym prezencie otrzymałam wersję diabła żywcem wyjętą z kreskówek "Zwariowane melodie"... W wersji wieczorowej, sądząc po brokatowym bucie... Dziękuję Kasiu i Sebastianie!