sobota, 23 czerwca 2018

Polskie Stonehenge, czyli Odry


Trwa właśnie magiczny, pod wieloma względami, czas: zaczęło się astronomiczne lato (21 czerwca), czyli prasłowiańska noc Kupały już za nami. Z kolei wigilię dnia św. Jana (24 czerwca) od kilkunastu już lat przyjęło się celebrować, staropolskim zwyczajem rzucając wianki na wodę – jako noc świętojańską.

Korzystając więc z tej tematycznej okazji opowiem o niezwykłym miejscu, w którym można było obserwować letnie przesilenie – prehistorycznym obserwatorium astronomicznym w Odrach (Bory Tucholskie), które odwiedziłam tydzień temu. Wielu ezoteryków nazywa je polskim Stonehenge...

To tajemnicze miejsce kamiennych kręgów badane jest od kilkudziesięciu lat przez archeologów, astronomów, radiestetów, psychotroników i… ufologów. Hipotez naukowych i paranaukowych jest całe mnóstwo, niektóre są całkowicie ze sobą sprzeczne, nawet akademicy mają różne teorie na temat czasu powstania kręgów oraz kultur, które miałyby być ich budowniczymi. Niektórzy uważają to miejsce za portal czasoprzestrzenny, lądowisko kosmitów albo źródło emitowania nadzwyczajnej, nieznanej energii.

Od 1958 roku jest to prawie 20-hektarowy rezerwat przyrody i skupisko archeologiczne. Oprócz kręgów  są tu też bezcenne okazy przyrodnicze: porosty, okrywające głazy, które są przyrodniczym reliktem. Niektóre mogą liczyć sobie kilka tysięcy lat, co też przybliżyć może wiek samych kamieni.


Badania kręgów rozpoczęły się już w połowie XIX w., prawie sto lat później, w czasie II wojny światowej pieczę nad kamiennymi kręgami objęło SS i sam Himmler, ponieważ był nimi żywo zainteresowany jako miejscem kultury... pragermańskiej.

Kto zamieszkiwał Odry, kto stworzył kamienne kręgi i po co? Niektórzy naukowcy uważają, że kamienne koła stworzyli Goci, którzy przybyli na te ziemie ze Skandynawii w I w. n.e. Innym badaczom wydaje się jednak, że Goci wykorzystali już istniejące, dużo starsze siedlisko. Kolejna hipoteza, że kręgi są obserwatorium astronomicznym mającym 6000 lat jest także ciekawa.
Obecnie można tu obejść i podziwiać (nawet z wysokości podestu widokowego) 10 kompletnych kręgów i resztki dwóch. Same kręgi ułożone są z głazów nie tak wysokich jak w Stonehenge, mierzą maksymalnie 70 cm nad ziemią, ale i tak robią wrażenie. Szczególnie wielu gości pojawia się w Odrach właśnie w czasie przesilenia letniego i zimowego.
Ezoterycy uważają rezerwat za miejsce niezwykłej mocy. To ponoć normalne w miejscach takich jak to, gdyż spotyka się tu energia Ziemi i kosmosu.


Według informacji umieszczonej na tablicy w miejscu zwanym Elipsą (poza kręgami, do których, nota bene, nie wolno w rezerwacie wchodzić), teren ten emituje promieniowanie o wysokim natężeniu. Według skali Bovisa promieniowanie ciał fizycznych to 6500-10000 jednostek. Promieniowanie powyżej 50000 jednostek uznaje się za „boskie”. W Odrach zmierzono aż 120000 jednostek, co potwierdza wyjątkowość tego miejsca. I jeszcze jeden argument: radiesteci twierdzą, że przez teren kręgów w Odrach przebiegają linie geomantyczne, które łączą wszystkie miejsca mocy na Ziemi.
Ponadto rezerwat jest cmentarzyskiem z epoki wielbarskiej (II-III w n.e.) – znajdują się tu (w kręgach i obok nich)  kurhany różnej wielkości, w których swego czasu archeolodzy odkryli pochówki i złote przedmioty.
Wielu odwiedzających rezerwat przybywa tu własnie ze względu na zdrowotne właściwości natury. Spotkać tu można całe rodziny, niestety mimo zakazu wszyscy swobodnie wchodzą do kręgów, kładą się na kamieniach w centrum (nazywam je pępkiem), niszcząc porastające je tysiącletnie porosty i mchy... Można się tu wyciszyć, pomedytować - o ile nie będą przeszkadzać tłumy i kilkoro rozbrykanych dzieci, krzyczących na całe gardło z uciechy.
Szczególną estymą zwiedzających cieszy się największy z kręgów o 33-metrowej średnicy, promieniujący ponoć niebieską energią. Znany polski psychotronik Leszek Matela, autor m.in. książek „Polska magiczna. Przewodnik po miejscach mocy” zauważył, że w każdym kręgu z kamieni na obwodzie ku kamieniowi centralnemu (pępkowi) biegną nitki energii. Całość wygląda jak koło ze szprychami. 
I ja posiedziałam w Elipsie, odzyskując siły i poprawiając sobie samopoczucie. A może był to efekt chłonięcia piękna otoczenia: sosnowego lasu, który towarzyszy kręgom od 130 lat?
Polecam Odry nie tylko w czerwcu. Nadchodzą wakacje, może będziecie na Pomorzu – zajrzyjcie tutaj, warto.


wtorek, 12 czerwca 2018

Zimna wojna i życie na podsłuchu...

W sobotę (dzień po premierze) widziałam w kinie "Zimną wojnę". Mocne wrażenie (ogólnie dobre) zatarło się już w poniedziałek - zupełnie niechcący obejrzałam w tv film z 2006 roku - niemieckiej produkcji, "Życie na podsłuchu".

I czar "Zimnej wojny " prysł... Nie wiem dlaczego, skoro przedstawione w filmie czasy są inne (w polskim lata 1949-63, w niemieckim 1984-93 rok).  Łączy je historia miłosna, przerażające czasy inwigilacji obywateli (przez partię, Stasi - ogólnie mówiąc - system). 

Film Floriana Marii Georga Christiana Grafa Henckel von Donnersmarck (sic!) zdobył Oskara i kilka ważnych europejskich nagród filmowych, a reżyser był też autorem scenariusza. Nota bene urodzony w 1973 r. Donnersmarck opowiada historię z czasów swego dzieciństwa... Pogrzebałam trochę w necie i cóż znalazłam za smaczki! Florian ma 205 cm wzrostu, jego dziadek urodził się w moim rodzinnym Wrocławiu. Była to w ogóle arystokratyczna, śląska rodzina. 
Obsypany nagrodami film był pierwszym tak poważnym w dorobku reżysera. Nie chcę rozpisywać się o szczegółach fabuły - zachęcam do samodzielnego wyrobienia sobie opinii, ale film niemiecki zrobił na mnie dużo większe wrażenie. Przyćmił premierę "Zimnej wojny" w moim odczuciu - całkowicie. Czyżbym niepotrzebnie wydała kasę na bilet?

Pawlikowski jest podobnie jak Donnersmarck (współ)autorem scenariusza "Zimnej wojny", oraz także laureatem Oskara, chociaż za inny film, "Ida". Ale z jakiegoś powodu "Zimna wojna" wydaje mi się wtórna do "Życia na podsłuchu" i "Idy" właśnie... 
A Wy, co sądzicie?