czwartek, 30 sierpnia 2018

Graffiti, czyli kontrowersyjna (dla mnie) sztuka...


Wpadła mi w ręce książka dla młodzieży: „Graffiti Moon” autorstwa Cath Crowley.
Dopiero po około 100 stronach zorientowałam się, że historia dzieje się w Melbourne. Główny bohater, tajemniczy Shadow jest utalentowanym artystą, tworzącym uliczną sztukę - graffiti…

Kiedy byłam minionej zimy w tym mieście, mój kuzyn polecił mi odnalezienie ulicy w centrum, słynącej z prac graficiarzy – Hosier Lane. Dotarłam, obejrzałam, czasem z mieszanymi uczuciami. Nie wszystkie dzieła mi się podobały, ale było to ciekawe doświadczenie. Nie widziałam nigdzie indziej ulicy tak upstrzonej kolorami. Jednak wyglądała ona bardziej jak jakiś slumsowy zakątek niż galeria sztuki, choćby i ulicznej. No i te zapachy! Nawet kubły na śmiecie pokryte były graffiti:



Najwyraźniej w Melbourne władze miasta mają wyjątkowo życzliwe podejście do graffiti. Inna sprawa, że nie spotkałam tam bazgrołów pisanych na pięknych budynkach, jedynie w przestrzeni udostępnionej dla tego rodzaju działań. 
To mój problem, że kojarzę graffiti raczej z jednokolorowymi hieroglifami widocznymi na ścianach (najczęściej świeżo odnowionych) kamienic we Wrocławiu, które doprowadzają mnie do szału. Jednak to, co zobaczyłam w Melbourne było po stokroć bardziej interesujące i „artystyczne”. Na Hosier Lane artyści co jakiś czas zamalowują swoje i cudze prace, tworząc nowe obrazy. Poza tym miejsc z naprawdę dobrymi obrazami na budynkach czy na skrzynkach elektrycznych jest w Melbourne mnóstwo. Słyszałam nawet o swego rodzaju graficiarskiej turystyce: zwiedza się miasto podążając za obrazami na  ścianach.

W książce, która przywołała wspomnienie tego miasta twórczość młodych graficiarzy pokazana jest jak zajęcie bardzo kreatywne, poetyckie, niosące widzom jakieś przesłanie. To, co siedzi w głowie książkowego Shadowa jest obrazem, metaforą, za pomocą której komunikuje swoje uczucia, przemyślenia. Od razu przypomina się tu postać istniejącego w realu artysty ulicznego, najsłynniejszego w tej branży, mianowicie Banksy’ego. Dzięki niemu graffiti stało się sztuką przez duże S. Banksy oprócz obrazów tworzy też performance, przemieszczając się po całym świecie i intrygując swoją ukrywaną tożsamością. Istnieje nawet hipoteza, że pod tym nickiem ukrywa się grupa ulicznych artystów. Jego czy też ich „dzieła” bardzo często komentują jakieś wydarzenia społeczne, polityczne.Banksy stał się wręcz "instytucją" kultury... Popatrzcie chociażby na ten obraz, dotyczący syryjskich uchodźców:


Poznajecie Steve'a Jobs'a? No właśnie...

Sztuka uliczna ma swoje odmiany. Jedną z nich jest np....yarn bombing, czyli pokrywanie przestrzeni miejskiej dzianinami. To wytłumaczyło mi te szydełkowe pokrowce na znakach drogowych w Melbourne, w pewnej eleganckiej dzielnicy, nieopodal widocznego na zdjęciu kościoła przerobionego na... apartamentowiec. Takie rzeczy tylko w Melbourne!


Właściwie nie tylko takie. Co myślicie o wielkich złotych owadach wspinających się po ścianie melbournskich biurowców:
Pracowite pszczoły czy muchy utrapione?
Tak to pogalopowałam przez świat i sztukę dzięki jednej lekturze. Czytanie ma kolosalną przyszłość...

środa, 15 sierpnia 2018

Lola i kocia punktualność

Moja dochodząca koteczka Lola nie jest ostatnio systematyczna w przychodzeniu na posiłki. 

Przez upały czy też ogólnie przez lato, które sprawia, że koty mają więcej poważniejszych zajęć, niż jedzenie (niemożliwe?), Lola czasem nie pojawia się przez pół albo więcej dnia. Omija śniadanie, obiad, gardło sobie mogę zedrzeć - łaskawie przyjdzie dopiero na kolację.
Ostatnio wpadła na wieczorny posiłek, jak zwykle podawany w ogrodzie. Ponieważ następnego dnia wyjeżdżałam poza Wrocław, mówię do kotki, bardzo zajętej pochłanianiem pasztecika:
- Lola, jutro rano wyjeżdżam. Jeśli przyjdziesz o 6.15 na śniadanko, to je dostaniesz. Pamiętaj, o 6.15 bądź na śniadaniu.
Resztę posiłków załatwiłam Loli u sąsiadki.

Następnego dnia rano wychodzę z domu i kogo widzę przy drzwiach? Lola pędzi z ogrodu! Jest 6.18 i to ja się spóźniłam. W dodatku umawiałam się z nią w ogrodzie, więc tam czekała. Szczęka mi opadła ze zdziwienia na taką punktualność! Zawsze przeczuwałam, że koty mają zegarki, ale nigdy żadnego swatcha na futrzastej łapce Loli nie widziałam!


                                                Właścicielka szwajcarskiego zegarka...

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Pomysłowy Dobromir...

Wybrałam się z mężem do kina (nota bene na świetną Mission: Impossible Fallout). Tuż przed wejściem do Cinema City ogarnęły mnie wątpliwości...
Czy ja aby nie zamarznę w czasie seansu, bo w upalne dni klimatyzacja chłodzi  na maksa, a ja nie wzięłam sobie, jak mam w zwyczaju - szala na ramiona (byłam w bluzce z krótkimi rękawami). Chwila wahania, zastanawiam się nawet, czy nie zrezygnować z filmu, bo trzęsienie się z zimna psuje mi przyjemność oglądania. Andrzej chce pomóc:
- Nie masz czegoś w samochodzie, w bagażniku? Koca piknikowego, kurtki?
- Nieee, wszystko akurat wyjęłam. Kurtkę przeciwdeszczową woziłam, ale dwa dni temu zaniosłam do domu... Koca też nie.... Jedyne co wożę, to srebrną folię na przednią szybę, żeby się kierownica nie nagrzewała....
- To idę po tę  folię!
- ????????

Po chwili widzę męża wracającego do kina ze srebrną folią pod pachą. Ha! W sumie dało się pod nią wysiedzieć. Cieplutko jak pod kocykiem...

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Rozwój osobisty na kocią łapę

Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że praca nad sobą, rozwój osobisty mogą być wzorowane na kocim stylu życia. Przeczytałam mini-poradnik S. Garnier'a "Żyć jak kot - czyli jak nauczyć się odpuszczać, skupić się na tym, co najważniejsze i zadbać o swoje szczęście". Brzmi ciekawie?



Oto 11 kocich zasad, które streszczam z lektury, chociaż  w książce jest więcej rozdziałów. Uważam, że warto wdrożyć je do swego życia, nawet jeśli nie jesteś kociarzem:

1. Koty są wolne. Robią to, co same wybrały, co jest dla nich najlepsze. Robią, co chcą, czego pragną, potrzebują... Są niezależne. Nie potrzebują liderów, podwładnych, żadnych struktur życia w grupie... My działamy inaczej, jednak mimo wszystko warto zastanowić się nad rozległością naszych zależności od innych, próbować zachować niezależność w ważnych dla nas obszarach życia, zgodnie z naszymi wartościami.
2. Są obdarzone charyzmą, która wynika z ich sposobu bycia. Po prostu są sobą, nikogo nie udają, są szczere. Są naturalne i spontaniczne. Człowieku: wystarczy być!
3. Koty unikają konfliktów, stresu. Cenią sobie spokój, wygodę. Jedynie w sytuacji zagrożenia - np. najazdu ich terytorium zmuszają się do działania. Ale nie zawsze atakują wprost, czasem używają sztuczek zniechęcających intruza, nie wdając się w otwarty konflikt.
4. Kot jest asertywny, dba o swoje potrzeby, komfort. Jakże często my dajemy się uwikłać w działanie dla kogoś, w imię wyższego dobra, zaniedbując własne zdrowie, spokój, ciało. Koty potrafią powiedzieć "nie". Jeśli czegoś nie chcą, żadna siła ich do tego nie zmusi...
5. Kot kontempluje życie, żyje tu i teraz. Nie myśli, czy wczoraj złapał mysz i czy jutro złapie... Ceni swój dom i spokój w nim.
6. Kot akceptuje siebie takim jaki jest. Nikt nigdy nie spotkał chyba kota, który chciałby być... psem???? Kot jest szczęśliwy i dumny z tego, kim jest. Jest spójny i pełen harmonii. Nie przejmuje się tym, co myślą o nim inne koty, psy czy "człowieki"... JEST PEWNY SIEBIE. Czuje się swobodnie w każdej sytuacji. Oto cały sekret szczęśliwego życia.
7. Kot jest ciekawski. Każdy dzień wita od nowa, od nowa się nim zachwyca, poznaje, uczy. Kontempluje każdą chwilę swego bycia tu i teraz. Potrafi odpoczywać, zwalczać stres.
8. Umie delegować zadania. To umiejętność, której powinniśmy się od kotów uczyć!
9. Wybiera sobie otoczenie. Kocha swój dom, bez względu na to, jaki on jest. Wybiera sobie ludzi. Czy wiecie, że jesteśmy wypadkową 5 osób z którymi najczęściej mamy kontakt? A gdyby tak, jak kot, trochę tym posterować? Wybierać sobie przyjaciół, znajomych?
10. Jest wytrwały. Godzinami siedzi przy dziurze, by złapać mysz. Jest uparty i konsekwentny. Koncentruje się na tym, co najważniejsze w danej chwili dla niego.
11. Potrafi się bawić. Wystarczy patyk, sznurek - i jest fun. Cieszy się "byle czym"...







czwartek, 2 sierpnia 2018

Wino z kokainą, czyli czego można się dowiedzieć po lekturze kryminału...

Wakacyjny luz to i wakacyjne lektury. Wpadła mi w ręce książka pt. "Wybór Zygmunta" - o śledztwie prowadzonym w Watykanie przez... Zygmunta Freuda.

Myślałam, że fakty będą całkowicie zmyślone przez autora, nota bene pana Martigli, który z bankowca, w dość dojrzałym wieku, zamienił się w pisarza powieści kryminalnych. Nadzieja dla mnie - nigdy nie jest za późno, by wydać POWIEŚĆ :-)

Zaczęłam jednak sprawdzać fakty podane w powieści i wszystko się zgadzało - to, że Freud był w Rzymie, że panował wtedy miłościwie Leon XIII, który w kryminale zlecił mu delikatną misję. Nie będę opowiadać fabuły, ale pojawiają się tam wątki poboczne, które również zgadzają się z faktami historycznymi. Zaciekawiło mnie, że papież Leon XIII był wielbicielem wina z... kokainą. Nigdy o nim nie słyszałam, a istniało naprawdę!

Nazywało się Mariani, miało domieszkę koki, a Leon XIII był tak od niego uzależniony, że rekomendował wino swoim wizerunkiem w reklamie (patrz na lewo).
Wino wymyślił Korsykanin Angelo Mariani, ponoć farmaceuta, w 1863 roku i zaczął je sprzedawać. Do czerwonego wina z Bordeaux dodawał liście koki. Było podobno lekko gorzkie w smaku. Reklamy mówiły, że to napój dodający siły, energii, odwagi, pobudzający. Mariani wysyłał próbki wina lekarzom i oni przepisywali je pacjentom jako środek wzmacniający!
Alkohol ekstrahował z liści koki alkaloid - kokainę. Producent stosował niezłe proporcje, w 100 ml tego wina była to dość duża dawka, trunek od razu wprowadzał w stan euforii. Podobno encyklikę z 1891 r. - „Rerum novarum”papież  napisał "po spożyciu", ale mogą to być tylko plotki... Nie znam tej encykliki, ale wg skrótowego opisu jest to dzieło postulujące idee chrześcijańskiej polityki społecznej jako kontrę na marksizm i bezwzględny kapitalizm. 
Także inni wielcy tych czasów spożywali wino z kokainą wychwalając nadzwyczajne właściwości napoju. Tomasz Edison twierdził, że dzięki niemu może dłużej pracować. Pił je Rodin i pisarz H.G Wells. No i Zygmunt Freud, wracając do książki, która tę notkę zainspirowała. Freud napisał traktat "Ueber cola", w którym omawiał zastosowanie kokainy jako lekarstwa na różne dolegliwości. Zdaje się, że pisał go też "pod wpływem"... W liście do narzeczonej wyznawał, że bierze niewielkie dawki przeciwko depresji (sic!) i niestrawności. Kokainistą był również Sherlock Holmes, a z realnych postaci - Witkacy, Stevenson, który swoją powieścią "Doktor Jekyll i Mister Hyde" przyczynił się do złej sławy kokainy.

W 1914 roku wino Mariani zostało wycofane z rynku. Nie wiem dokładnie dlaczego, skoro kokaina
była już wtedy znana medycynie i stosowana np. jako środek znieczulający. Był też dostępny proszek na katar - Ryno's, składający się w 99,9% z czystej kokainy! Po nim pojawiły się tabletki do ssania. Napar z liści uważano za leczniczy dla astmatyków. Stosowany był w leczeniu syfilisu, rzeżączki, podagry i reumatyzmu. Żucie liści było sprawdzonym energetykiem, pozwalającym np. sportowcom na nowe osiągi. W Nowym Jorku doprawiano kokainą koktajle alkoholowe, lody, likiery.

W podobnym czasie (1891-1894) zaczęto produkować napój, który podbił świat i stał się cezurą cywilizacyjną: Coca-colę... Jak nazwa wskazuje - wiadomo, co zawierała. Jednak kokę też wycofano z tego napoju i stało się to już w latach 1901-1902. Ojcem coca-coli jest Pemberton, farmaceuta z Atlanty, który podobnie jak Mariani tworzył lecznicze mikstury oparte na kokainie.To on do wina z koką dodał ekstrakt z orzechów koli. Obawiał się jednak, że prohibicja w Atlancie odbierze mu zyski ze sprzedaży napoju alkoholowego, opracował zatem recepturę toniku bez alkoholu, a goryczkę koli i koki zamaskował cukrem. To on wymyślił nazwę coca-cola. Ale do ojcostwa przyznaje się jeszcze kilku innych wynalazców, w tym nawet Włosi...

Liście koki obrywa się z rośliny zwanej krasnodrzewem pospolitym. To roślina rosnąca w Andach, pomagająca znieść chorobę wysokościową, dodająca sił. Energetyk boliwijskich i peruwiańskich Indian, "złoto" Inków. Sekretem Marianiego było, że nie używał on liści koki o najwyższej zawartości kokainy, ale wybierał liście najbardziej aromatyczne, te z Kolumbii. Nie wyciskał ich, nie stosował chemikaliów, nie mielił ani nie gotował. Po prostu pozwalał, by dobre wino z Bordeaux zrobiło swoje...