piątek, 19 lipca 2019

W Dzień Czerwonego Kapturka o niebieskim kapturku...


Z pozoru zabawne dziś święto, a więc okazja, by przypomnieć moje stare opowiadanie "Niebieski kapturek":





Niebieski kapturek

Czy na letnim obozie nad morzem będzie jak w bajce? Możliwe... Oby tylko nie pojawił się żaden wilk!

„Chyba będzie tu fajnie!” – pomyślałam, rozpakowując plecak. Jestem na obozie młodzieżowym, nad morzem. Pogoda jest miodzio. Popatrzyłam na Asię, miłą dziewczynę, poznaną w autobusie. Będzie spała na łóżku koło mnie. Oprócz nas na sali było jeszcze kilka innych dziewczyn, właśnie poznawałyśmy się ze sobą.
-   Dziewczyny! Wyciągajcie bikini! Zaraz idziemy na plażę! – do sali weszła nasza opiekunka grupy: – Szkoda pięknej pogody, za kwadrans czekam na was na placyku przed budynkiem. Weźcie kremy do opalania, ręczniki i coś na głowę! Ze słońcem nie ma żartów. Pogadamy sobie, poznamy się...

Gdy pojawiłyśmy się z Asią na placyku przed budynkiem, stało tam kilku chłopców. Czyżby nasza grupa była mieszana? Tak przypuszczam, bo kręciła się przy nich nasza opiekunka, rozmawiając z nimi. W każdym bądź razie wyglądało, że chłopcy idą z nami na plażę. Przyjrzałam się im bliżej. Było ich zaledwie 5-ciu, wszyscy raczej w moim wieku, więc... eee, nieciekawi!
-   Hej, hej, niebieski kapturku! Ponieść ci ręcznik, chciałem powiedzieć - koszyczek? – to chyba do mnie? Nikt inny w promieniu kilometra nie ma na głowie niebieskiego kapelusika, który założyłam, by chronić się przed słońcem... Spojrzałam najpierw na Asię potem na „zaczepiacza”. Jakiś nieduży chłoptaś w okularach. Właściwie to prawie... chłopczyk. Sięga mi zaledwie do ucha! Taki szczuplutki, wąs dopiero mu się pod nosem sypie, naprawdę chłopięcy chłopak. Żaden tam facet! Nie wygląda poza tym na amanta, ale pewnie wyobraża sobie, że nim jest, skoro tak śmiało zaczepia kobiety!
-   Dlaczego chcesz nieść mój koszyczek? – zapytałam matczynym głosem, jednocześnie mrugając porozumiewawczo do Asi.
-  Z tego co pamiętam, w bajce o „Czerwonym kapturku” wszyscy interesowali się jej koszyczkiem. No i samym kapturkiem... – powiedział „zaczepiacz”. W tym momencie nasza kawalkada ruszyła za opiekunką.
-   No a ty - kim się właściwie interesujesz? Koszyczkiem, czy mną?
-   Jasne, że tobą! Przecież lubię niebieskie kapturki!
-   Chyba cię ten młody podrywa – szepnęła mi na ucho Aśka, tłumiąc śmiech.
-   W takim razie kim jesteś w tej bajce? Wilkiem czy może... babcią?
-   A może leśniczym? – wtrąciła Aśka.
-   Leśniczym w pampersach! – powiedział to... jakiś nowy głos. Zrównał się z nami chłopak, którego nie widziałam na placyku. Prawdziwy facet, wysoki i barczysty... Ale dziwne ciarki mnie przeszły, gdy spojrzałam mu w oczy... Budził respekt, a nie sympatię, jak ten młody.
-   On jest leśniczym, a ja jestem wilkiem! – kontynuował nieznajomy. No to mamy komplet, nie babciu? – zwrócił się do Asi, trącając ją łokciem. Wcale nie było to sympatyczne. Ani śmieszne.
-   Grzela, daj spokój, to moje nowe znajome – powiedział poważnym głosem chłopczyk. Wyczułam napięcie w jego tonie. Natychmiast taki jakiś doroślejszy się zrobił, mina mu spoważniała i w ogóle. Jakby miał do czynienia z niebezpiecznym wężem.
-   Nie masz tu nic do gadania. Zmiataj, Pimpek! – burknął wąż.
-   Chwileczkę, dlaczego przerywasz nam rozmowę? – teraz ja się wtrąciłam, bo już nie wytrzymałam. O co tutaj chodzi? Chce się bić, czy co? Kretyńska sytuacja!
-   Ty się, kapturek, lepiej nie odzywaj, bo cię zjem! – pogroził duży. Ja się jednak nie przestraszyłam: - Wcale bym się nie zdziwiła, masz możliwości, biorąc pod uwagę twoje duże, żółte zębiska! – Oj, oj chyba za ostro poleciałam z tą przemową. Chłopak nagle umilkł, jakby stracił mowę. Patrzył na mnie wściekle, ale odwrócił się na pięcie i odszedł na koniec naszego pochodu. Nawet się za nim nie obejrzałam. Dochodziliśmy do plaży.
-   Udało ci się spacyfikować bossa, a raczej wilka, kapturku! – powiedział mój „zaczepiacz”. – Odważna jesteś jak nie wiem co! Jak chłopak prawie!
-   A co to za boss? – zapytała przytomnie Asia – czy piszą o nim w gazetach?
-   Taki jeden palant, znam go niestety, nie od dziś. Lubi rozróby i kręci ciemne interesy. Wydaje mu się, że jest mocny.
-   A jest? – zaciekawiłam się.
-   Dosyć. Przy nim zawsze kilku fanów. Są jak stado wilków...
-   Czy ty więc rzeczywiście jesteś samotnym leśniczym?
-   Jestem! No i teraz już nie samotnym, mam przecież niebieski kapturek... To ja, McGyver, który przy pomocy sznurówki i truskawki walczy z wilkami! – musiałam w duchu przyznać, że ten chłopaszek jest nietuzinkowy! W takim szczuplutkim ciele taki mocarny duch!
-   A jak McGyver ma na imię? – odważyła się zapytać Aśka.
-   Juliusz, proszę o uśmiech!
-   Przecież to ładne imię. Takie staro...polskie – powiedziałam, w ostatniej chwili gryząc się w język.
-   Chciałaś powiedzieć - staroświeckie?
-   Może troszkę. Można mówić do ciebie Julek, no nie? – teraz była okazja do wzajemnej prezentacji imion.

Akurat opiekunka wynalazła dla naszego stadka miejsce plażowego biwakowania. Julek rozłożył ręcznik tuż przy nas. Najwyraźniej nie będzie łatwo pozbyć się wielbiciela niebieskich kapturków... Boss trzymał się od nas z daleka, chociaż intuicyjnie czułam, że będzie próbował nas jeszcze zaczepić. Ten typ tak ma. Kiedy nasza opiekunka powiedziała wszystko, co młody człowiek na obozie wakacyjnym wiedzieć powinien, mogliśmy wpaść w morską kąpiel. Zdjęłam kapelusik, by mi nie przeszkadzał w pływaniu. We trójkę po prostu szaleliśmy w morzu. Julek wyczyniał zabawne sztuczki w wodzie, poza tym świetnie pływa. Było nam bardzo wesoło. Czułam się przy nim tak (i myślę, że Aśka czuła podobnie), jakbyśmy go znały od wieków. Albo jakby był naszym... rodzonym bratem! Kiedy śmiejąc się wróciliśmy na piasek i padliśmy na ręczniki zauważyłam zniknięcie mojego kapelusza.

-   Może wiatr ci porwał? – wymyślała Aśka.

-   Nie sądzę. Myślę, że ktoś go zabrał, specjalnie - snuł przypuszczenia Julek.

-   Wilk?

-   A któżby inny?

-   Chciałabym go odzyskać. To jedyny kapelusz jaki mam na to lipcowe słońce!

-   Myślę, że on go tak łatwo nie odda. Obraziłaś go. To wyjątkowo wredny typ... – straszył Julek.

-   To co mam zrobić, poskarżyć się opiekunce?

-   Oczywiście, że nie! Trzeba wymyślić jakiś plan, by go przechytrzyć i odebrać szybko kapelusz.

-   Może lepiej najpierw się upewnić, czy to on go zabrał? Bo i po co miałby to robić?

-   Żeby ci dokuczyć, to oczywiste!

-   To pójdę i zapytam, czy go ma i czego ode mnie chce – wymyśliłam plan na poczekaniu. Jakie to proste! Wstałam i poszłam szukać bossa. Nigdzie go jednak nie było, podobnie jak mojego kapelusza. Obaj zniknęli jak przysłowiowa kamfora! Popytałam kilka osób, które mogły go widzieć. Ktoś powiedział, że Mirek (chyba tak ten cały boss ma na imię) wrócił się do pokoju, bo zapomniał... kąpielówek. Nie namyślając się wiele i nie pytając nawet opiekunki o zgodę poszłam jego śladem. Nie przyszło mi do głowy poprosić Asię czy Julka o pomoc. Idąc przez sosnowy lasek, który rozciągał się tuż za wydmami myślałam, gdzie mam szukać bossa w budynku. Nagle ktoś wyskoczył zza drzewa i wykręcił mi rękę do tyłu. Wilk! I skąd się tu wziął? Chyba nie czekał właśnie na mnie? Niestety, z kieszeni dżinsów wyglądał wciśnięty tam mój niebieski kapelusik.

-   Zwariowałeś? Puszczaj!

-   No i mamy sytuację jak w bajce: las, niebieski kapturek chwilowo bez kapturka i wilk. Leśniczego ani widu, babcia smacznie śpi na plaży. I co teraz?

-   Co ty w ogóle wyczyniasz? - Szarpnęłam się, ale uchwyt był silny - Taki duży chłopak a bawi się w jakąś dziecinną bajkę? – chciałam zyskać na czasie. Nie spodziewałam się pomocy, tu w ogóle nie szedł teraz żaden człowiek!

-   Tak, taki duży chłopak z dużymi, żółtymi zębami... – wysyczał mi do ucha. Chyba rzeczywiście nadepnęłam mu na... dumę! – No i jak teraz wyglądasz, kto ci pomoże, gdzie twój leśniczy niebieski kapturku?

-   To jakaś paranoja, nie mam zamiaru się z tobą w to bawić! Trzymaj się z daleka ode mnie! Co za dziecinada, zabrałeś mi kapelusz, żeby mi dokuczyć? Ludzie, czy ja jestem w przedszkolu?

-   Jeśli przedszkolem jest to, że wykręcam ci rękę...

-   No to po co mi ją wykręcasz? Widzę cię pierwszy raz w życiu i czym ci podpadłam?

-   Podobasz mi się i będziesz robiła to, co ja chcę!

-   Niedoczekanie! To jakieś „końskie zaloty”? Pierwszy raz widzę, że szarpie się dziewczynę, która się podoba, zamiast zaprosić ja na lody albo umówić z nią na randkę!

-   Na randkę to niech się z tobą umawia ten mały!

-   A pewnie, że się z nim umówię! Jest bardzo miły, zabawny i inteligentny.

-   I tak oberwie, należy mu się! Mam z nim swoje porachunki. – uścisk Bossa wreszcie zelżał. Widocznie trudno się dyskutuje w takiej pozycji, gdy trzeba dziewczynie wykręcać rękę. Cholerny damski bokser. Miałam go serdecznie dosyć. Z oddali zamajaczyły mi sylwetki Asi i Julka. Co za szczęście! Chyba mnie szukali…

-   Oddaj mi kapelusz i już. Nie mam zamiaru psuć sobie wakacji jakimiś niedorzecznymi potyczkami z tobą. Przyjechałam tu odpocząć i miło spędzić czas, a nie wdawać się w kłótnie. Jak szukasz ofiary, to zmień rewir. A tak w ogóle to wystrzel się w Kosmos!

-   Nie bądź taka ostra, bo pożałujesz!

-   Grozisz mi?

-   Nie, podrywam! – z tymi słowami oddalił się, zanim para moich przyjaciół do mnie dotarła.

-   Dlaczego poszłaś gdzieś sama? – dopytywał się Julek. – Nie możesz ruszać się beze mnie! Widzisz, że to niebezpieczne.

-   No widzę, widzę – musiałam przyznać mu rację. Nachalne zaloty bossa stają się nieprzyjemne. I nie oddał mi w końcu kapelusza! Ucieszyłam się, że Julek będzie mnie pilnował. Przy nim czuję się bezpiecznie i tak jakoś milutko... Z bossem to dopiero początek kłopotów. Warto mieć Julka przy sobie, na pewno jeszcze urośnie... Najważniejsze, że facetem jest i basta. Bo „mężczyzna to nie wygląd, to charakter!”


A zupełnie na poważnie o tej przerażającej bajce napisałam tu:
psychoanaliza Czerwonego Kapturka

2 komentarze:

  1. Bardzo fajnie opisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za komentarz i pozdrowienia. Przesyłam ukłony :-)

      Usuń