poniedziałek, 20 stycznia 2020

Wino z opon, czyli koneserzy są wśród nas

Wieczorny relaks z lampką czerwonego wina. Ja kończę otwarte wcześniej - ostatni już kieliszek Dornfeldera, a mąż pije z nowej butelki, jakieś hiszpańskie.

Moje niezwykle mi smakuje, do Brillat-Severin'a oczywiście. Mlaskam i wzdycham z ukontentowania. Dziwne, bo poprzedniego dnia wino w ogóle mi nie smakowało! Co tylko potwierdza moją tezę, że wino to żywa istota...
Mąż upija swoje winko i minę ma niezbyt zachwyconą. Podsuwa mi swój kieliszek i pyta, co o nim sądzę.
Wkładam nos do kieliszka i zaciągam się. Dziwny zapach. Nieprzyjemny. Jakaś guma...
- Wiem! - wykrzykuję - To wino pachnie, a raczej śmierdzi starymi oponami!
Na co mąż z zaciekawieniem konesera:
- Michelin czy Goodyeary?


czwartek, 16 stycznia 2020

Z cyklu "aficionado" - Stalin

Wracam znowu na chwilę do cyklu cygarowego. Po pierwsze dlatego, że szykuję się do podróży na Kubę za miesiąc, więc temat u mnie ponownie aktualny. Po drugie, próbuję opisać wakacyjną podróż do Gruzji i Armenii, podczas której widziałam wiele pejzaży, poznałam mnóstwo historii, anegdot, miejsc, muzeów. Wśród nich - muzeum Stalina w Gori (mała litera zamierzona).

Wszystko mi się tak jakoś splotło - historia Kuby, jej cygara i oczywiście komunistyczna rewolucja Fidela Castro i Che Guevary. Do tego Stalin - najsłynniejszy Gruzin, okrutny i bezwzględny przywódca komunistycznego Związku Radzieckiego. I jak się okazało - aficionado (palacz cygar). A jak się to okazało? Otóż, na trasie wędrówek gruzińsko-armeńskich znalazło się miasto Gori - miejsce urodzenia Stalina, Gruzina z krwi i kości. Zwiedziłam to muzeum w celach poznawczych. Przewodnik pozostawił nam wybór, uznałam, że warto, bo być może pozwoli mi to zrozumieć gruzińską mentalność. 
Dla Gruzinów, nie tylko z miasta Gori, Stalin jest kimś wybitnym, bohaterem, dumą narodu gruzińskiego. Tak! Kimś, kto zaszedł najdalej jak można. Syn biednego szewca z prowincji rządził połową świata (nota bene oryginalna bieda-chatka rodziców Stalina jest umieszczona przed gmachem muzeum niczym bezcenne wykopalisko archeologiczne). 
jego dom rodzinny, przeniesiony w całości przed muzeum
W czasie jego rządów w ZSRR panował uznany państwowo terror, który spowodował śmierć 20 milionów ludzi, oraz trudną do ustalenia liczbę ofiar deportacji, zesłań i niewolniczej pracy w łagrach (obozach). W tym muzeum nie ma miejsca na opowiadanie faktów, tu czci się jednostkę, a niewygodne historie przemilcza. Jak widać, bohaterowie mogą mieć dwa odcienie Mocy. 
przepych ekspozycji
Muzeum zwiedzałam pobieżnie, nie byłam w stanie czytać tych wszystkich tekstów i podpisów pod setkami zdjęć z czasów dzieciństwa, młodości etc. Nie interesowało mnie to. Przyznaję, to było dziwaczne doświadczenie muzealne, a kocham przecież muzea wszelkiej maści. Podobne kiedyś przeżyłam w Dolinie Bekaa, zwiedzając muzeum Hamasu..
Wrócę jednak do Gori - w tym majestatycznym mauzoleum, zbudowanym w stylu czystego socrealizmu, z marmurami, żyrandolami jak w pałacu, ujrzałam m.in. gablotkę z osobistymi rzeczami Stalina. 

hol muzeum
Wśród nich leżały straszliwie porozwijane (bo wyschły na wiór) cygara kubańskie... Znak luksusu, władzy, koneksji... Próbowałam rozpoznać markę po vitolach.
gablotka ze skarbami

cygara, których Stalin nie zdążył wypalić...

Co ciekawe, Stalin zmarł w 1953 r. - w tym samym Fidel po raz pierwszy poprowadził rewolucjonistów do ataku na koszary. Do władzy Castro się dorwał dopiero w 1956, więc grubo po śmierci Stalina. Zastanawiam się więc, skąd Stalin czerpał swoje zapasy cygar, skoro na Kubie  nie było jeszcze rewolucji?
Poza tym na większości zdjęć Stalin pokazywał się z fajką. Był nawet taki dowcip:
"Stalin dzwoni do Berii:- Ławrientij ... za cholerę nie mogę znaleźć mojej fajki.- Tak jest Towarzyszu Stalin, natychmiast wszczynamy poszukiwania.Po czterech godzinach Stalin dzwoni ponownie, Beria od razu recytuje: 
- Towarzyszu Stalin, zaginięcie fajki jest skutkiem spisku - głównie trockistów i zinowjewowców. 200 osób aresztowaliśmy, 150 już przyznało się do winy, trybunał wydał 30 wyroków śmierci, które wykonano. Na co Stalin 
- Ławrientij - poczekaj, fajka się znalazła".
W rzeczywistości Stalin używał wielu fajek, głównie brytyjskiej i rodzimej produkcji. Fajką dyktator wyznaczał na mapie granice, dodawała on
elegancji jego portretom.
Ale znalazłam też taką wersję:

Dzwoni rozjuszony Stalin do swojego doradcy:
-Juri, Juri! Ktoś ukradł mi moje cygaro. Znajdź ścierwo i zabij od razu.
-Tak jest towarzyszu. Dowiem się kto to!
Dwa dni później dzwoni Stalin do swojego doradcy:
-Yy, no Juri.. No bo ja y..
-Proszę się nie martwić towarzyszu. Mamy 120 000 podejrzanych, 2000 przyznaje się do winy a 25 000 już zabiliśmy. Jesteśmy bliscy prawdy.
-To dobrze, ale ja te cygaro znalazłem po łóżkiem.


No to tego nie rozwikłam, czy Stalin palił cygara, czy fajkę jednak. W sumie, chyba mi aż tak na tym nie zależy, by był aficionado. Syn szewca i cygara? Eeee tam!
Na koniec jeszcze dziwaczność, jakich mało - maska pośmiertna mordercy. Bez fajki i bez cygara!




środa, 15 stycznia 2020

Ormianie - ludzie Księgi

Zabierałam się za spisanie wrażeń z wakacyjnej podróży do Armenii. Przeglądając internety w poszukiwaniu nazw miejsc, które mi się zatarły w pamięci trafiłam na opowieść, którą mnie wprawiła w wielkie zdumienie.

Byłam zbyt krótko w tym niezwykłym kraju, by go starannie obejrzeć, a i nasz przewodnik nie miał w planach oprowadzenia nas w Yerewanie po niezwykłym miejscu - Bibliotece zwanej Matenadaran!
Ormianie to naród niezwykły, a wiele wątków ich historii jest paralelnych z losami Żydów, z tragedią ludobójstwa włącznie. Co ciekawe, oba narody się ignorują. Tam gdzie są Żydzi, nie ma Ormian - oba narody uważają się za najmądrzejszych na świecie. I tak samo dobrze umieją handlować, mają podobnie "tęgie głowy" w wielu dziedzinach nauki, sztuki. Nie ma więc między nimi złości, ale nie ma też miłości. Holocaust uznał cały świat, natomiast Ormianie nadal walczą, aby wymordowanie ich półtora miliona  przez Turków nazwać głośno ludobójstwem. Turcja wciąż nie przyznaje się do tego czynu.
Ararat na drugim planie
Ormianie to potomkowie Noego. Żyjący niegdyś w potężnym królestwie, dziś mieszkają w maleńkim kraju, bez dostępu do morza – w Armenii. Większość synów tego narodu żyje poza jego granicami, w diasporze (podobnie jak Żydzi). Ich święta góra – Ararat, chwilowo przebywa poza domem, jak żartują, w dodatku na terytorium śmiertelnego wroga - w Turcji. Góra znajduje się w centrum godła państwa. 

Kolebka cywilizacjiArmenia leży w kolebce cywilizacji, tych, z których my, Europejczycy się wywodzimy. Dzieje Armenii liczone są w tysiącach lat. Najstarsze narzędzia kamienne, znalezione koło Yerewania mają ponad pół miliona lat! Ormianie pierwszy rozbiór swego państwa przeżyli 2500 lat temu, a odrodzenie w IV wieku naszej ery. W 301 roku stali się jako pierwsi na świecie - narodem chrześcijańskim, zanim chrześcijańskie stało się Imperium Romanum.Obecnie z dwóch stron graniczą z wrogami. Uprawiają mało żyzne, kamieniste ziemie, które otrzymali od Stwórcy. Karastan -  nazywają  swoją ojczyznę (dosłownie: Kraj kamieni). Według ormiańskiej legendy, Bóg przy stworzeniu świata przesiewał ziemię i skały przez ogromne sito. Ziemia została rozrzucona po świecie, a kamienie trafiły w jedno miejsce, tu gdzie leży Armenia. Niesamowicie bogata historia, którą trudno streścić w tysiącu słów. Ormianie posługiwali się językiem spokrewnionym z tym, którym posługiwał się Chrystus (czyli z aramejskim). Mają własny alfabet od 405 r. n.e. i posługują się nim do dziś. Język ormiański należy do rodziny języków indoeuropejskich, znajdziemy w nim sporo zapożyczeń z hindu, perskiego, arabskiego, greki i łaciny. Obecnie mówi w nim ok. 6 milionów ludzi na całym świecie (diaspora). Współcześnie w Armenii mieszkają 2 miliony Ormian, natomiast aż 8 milionów tworzy poza granicami silny i solidarny organizm. Mieszkają wszędzie. Chętnie odwiedzają bliskich w Armenii, jeszcze chętniej przysyłają pieniądze i fortunę do kraju, który kochają miłością niezłomną. Nauczyli się sztuki przetrwania - wszystkie sąsiednie mocarstwa dążyły do podboju i zniewolenia Ormian. A to Persowie, to znów Bizancjum, Arabowie, Turcy Osmańscy, Rosjanie, Azerowie. Przez całe swoje dzieje musieli walczyć, przez wieki niewoleni (m.in. przez 800 lat przez Arabów) zachowali swój język, kulturę, wiarę. Wiedzą, że budowle i pomniki, a nawet monastery można zburzyć, jednak pozornie kruche księgi zachowają pamięć o narodzie. Słowo pisane jest najpotężniejsze, dlatego wielką czcią otaczają księgi, manuskrypty, które traktują jak człowieka.
Zbudowali w stolicy swego kraju, Yerewaniu (jego początki, jak Rzymu, sięgają VIII w p.n.e.), prawdziwy sejf w skale, bo tych akurat mają pod dostatkiem. Skała chroni go nawet przed wybuchem jądrowym. Przechowują tam nie złoto i skarby świata całego, lecz księgi świata całego. To centrum ich tożsamości, pamięci, historii, oraz historii innych narodów  - Matenadaran!

Odwieczni tłumacze i bibliofileNatychmiast po stworzeniu alfabetu na początku IV w n.e. Ormianie wzięli się za tłumaczenie na swój język i kopiowanie w swoim alfabecie Biblii, oraz wszystkich dostępnych dzieł greckich, łacińskich, perskich, egipskich, arabskich, a nawet chińskich. W VI w. przetłumaczono na ormiański  pisma Arystotelesa i pozostałych filozofów greckich i rzymskich, setki tytułów literatury antycznej. To Ormianom zawdzięczamy ocalenie manuskryptów, niezachowanych nigdzie indziej. Tworzyli też własne księgi: Historia Armenii Mojżesza Choreńskiego (475–480), a w V w. wielki epos ormiański  Dawid z Sasunu. Skryptoria znajdowały się przy monasterach, a przepisywaniem ksiąg trudnili się mnisi. Pomimo wielu wojen zachowało się tysiące ksiąg, które zgromadzone są w jedynym na świecie muzeum-bibliotece Matenadaran (zbiory obejmują ponad 15 000 manuskryptów, z najstarszymi, z V wieku). Kodeksy były bogato ilustrowane miniaturami. Można je swobodnie przeglądać w Matenadaranie. Niestety, nie byłam tam.


A tu jeszcze z innej beczki, już nie ormiańskiej, ale dotyczącej ksiąg:
niezwykła biblioteka...

niedziela, 5 stycznia 2020

Dzieła sztuki remontowej

We Wrocławiu jest w Śródmieściu osiedle zwane Nadodrze. Kiedyś zapyziałe, trochę straszne, zabudowane ciasno poniemieckimi, niegdyś zaniedbanymi kamienicami i mieszkańcami takiej niespecjalnej konduity, mówiąc elegancko i okrężnie. 
Jednak od kilku lat to część miasta  aspirująca do artystycznej bohemy. Dużo tu obecnie różnych małych pracowni rzemiosł wszelakich, artystycznych, oraz pięknie odnowionych budynków, klimaty i nastroje inspirujące i aspirujące, zwłaszcza gdy w maju nadchodzi "Noc Nadodrza". Wszystkie pracownie stoją wtedy otworem, można błąkać się po uliczkach, zaglądać artystom w garnki.

Zabłąkałam się tu kiedyś, normalnie w ciągu zwykłego dnia, szukając człowieka, z którymi miałam przeprowadzić wywiad. Trafiłam na lokal użytkowy w stanie remontu. To, co zobaczyłam w witrynach zmusiło mnie do sięgnięcia po aparat... Popatrzcie sami:




Można być kreatywnym, mając do wykorzystania zużytą butle po gruncie malarskim, trochę rur, kabli i wężyków? Można!

sobota, 4 stycznia 2020

Od sera do francuskiego konesera...

Mam ulubiony ser pleśniowy. Dostępny jest tylko w Auchan. Nazywa się Brillat-Savarin. Jest miękki, kremowy. Kiedy się rozgrzeje w pokojowej temperaturze po prostu roztapia się w ustach. Wybitny. Mogłabym go jeść łyżkami, a już z winem, to litrami!
Nazwa nic mi nie mówiła, do czasu.
Ser został stworzony w 1890 r przez serowarską rodzinę Dubuc z Normandii. Z początku nosił nazwę "Excelsior" lub też "Délice des gourmets" (przysmak smakoszy). Przypadkiem dowiedziałam się, że został nazwany na cześć francuskiego męża stanu, smakosza i autora książek o jedzeniu - Jeana Anthelme'a Brillat-Savarin. W 1930 roku serowar Henri Androuët zmienił nazwę sera na tę obecnie obowiązującą - Brillat-Savarin. Ser jest obecnie produkowany w Burgundii. Ma ok. 13 cm średnicy i 4 cm wysokości - tyle wspaniałego smaku w tak w niewielu centymetrach! Dojrzewa przez 3-4 tygodnie, do pojawienia się cieniutkiej, puszystej warstwy białej pleśni bez skórki jak na camembert czy brie. Wytwarzany jest z mleka krowiego i świeżej śmietany dodanej w ilościach potrójnych. Bardzo tłusty, kaloryczny, ma aż 72% tłuszczu w tzw. suchej masie. Potrójny Brie i foie gras wśród serów. Ponoć pasują do niego mocne czerwone wina, ale najbardziej... młody szampan!

Tyle o moim ulubionym serze, a teraz o koneserze: Jean Anthelme Brillat-Savarin (1755–1826)  był epikurejskim smakoszem, autorem monumentalnego dzieła "Fizjologia smaku". I nie jest to tylko  książka o kulinariach, ale wybitne stylistycznie dzieło literackie! To on powiedział: „posiłek bez sera jest jak piękna kobieta bez oka”.Wszechstronnie kształcony w naukach prawniczych, medycznych, chemicznych. W czasie rewolucji francuskiej trochę w niej uczestniczył, ale potem skazany na śmierć, musiał uciekać do Szwajcarii, potem do Ameryki. Uczył tam gry... na skrzypcach, nawet grał w orkiestrze jako pierwszy skrzypek! W 1796 wraca do Francji i pełni wysokie funkcje w Dyrektoriacie, w Trybunale Kasacyjnym. Jako prawnik napisał kilka książek z tej dziedziny, ale także z ekonomii i wojskowości. Sławę przyniosło mu dzieło o rozkoszach stołu, okraszone humorem, pełne anegdot, ciekawostek obyczajowych z różnych zakątków ziemi, a nawet pomysłów upiększających życie, jak w tym fragmencie: "na radzie zarządu Towarzystwa Zachęty do Rozwoju Narodowej Industrii przedstawiłem przyrząd mego pomysłu, i r o r a t o r, to jest fontannę pod ciśnieniem przeznaczoną do perfumowania apartamentów. Przyniosłem w kieszeni moją machinkę tęgo naładowaną; obróciłem kurek i pachnąca para, z gwizdem ulatując z jej wnętrza aż pod sufit, w kropelkach jęła opadać na osoby i papiery. Wówczas z niewypowiedzianą rozkoszą ujrzałem, jak najuczeńsze głowy stolicy pochylają się pod moją iroracją, i nie posiadałem się z radości widząc, że najbardziej pokropieni mieli miny najbardziej szczęśliwe."
Urocze, prawda? Mam wrażenie, że Fizjologia smaku stała się kwintesencją francuskiego podejścia do gastronomii, które jest żywe po dziś dzień. Autor znany jest jeszcze z takich bon-motów: Losy narodów zależą od sposobów ich odżywiania. Odkrycie nowego dania większym jest szczęściem dla ludzkości niż odkrycie nowej gwiazdy. I najsłynniejszy: Powiedz mi, co jesz, a ja ci powiem, kim jesteś...

środa, 1 stycznia 2020

Pocieszenie

Z cyklu dialogi na cztery nogi z mężem:

Budzę się po ciężkiej od koszmarów nocy - najpierw niepokoił mnie pożar kamienicy w pobliżu domu mojej mamy, potem śniło mi się coś tam. Jakaś zalękniona obudziłam się, patrzę w optymistyczne oblicze męża w łóżku i proszę: powiedz, że wszystko będzie dobrze...
- Ale co?
- No, wszystko!
- Będzie dobrze.
- Powiedz mi jeszcze coś podnoszącego na duchu... - kontynuuję prośbę, bo mi mało.
- Dźwig?
- ??????
***********************************************************************
Jesteśmy w pałacu, w pokoju (bo zamówiliśmy sobie tam nocleg również), szykujemy się do imprezy  sylwestrowej w stylu Jamesa Bonda. Mąż już w smokingu, ja po makijażu zaczynam wciskać się w sukienkę i proszę męża o zapięcie długiego zamka, z tyłu kreacji:
- Zapnij mi, proszę...
- Ja dzisiaj tylko rozbieram! - odpowiada na to mój osobisty Bond, James Bond.