wtorek, 16 czerwca 2020

Lody z akacjami, muchami i komarami

Dialogi na cztery nogi, czyli jak moi bliscy wierzą we mnie i podziwiają moją kreatywność...

moja nowa zabaweczka...
Opowiadam mamie, że nabyłam drogą kupna maszynkę do lodów. W Lidlu.
- A po co ci ta maszynka?
- Będę robić swoje lody!- cieszę się.
- A ile kosztowała? - drąży temat mama.
- 80 zł. - odpowiadam, uważając że to świetny zakup.
- Wiesz, ile miałabyś lodów za to???
- Możliwe, ale za to będą takie, jakie lubię, własnoręcznie robione...
- A są tam jakieś przepisy dołączone? - świdruje temat mama.
- Chyba tak, jeszcze nie zaglądałam do środka...
- A zresztą, co za różnica. Znam cię! Na pewno zrobisz jakieś lody z akacjami, muchami i komarami. Nie będę tego jadła i już!

Nie ma jak wsparcie rodziny!

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten sam dzień, ten sam Lidl. Tuż obok maszynki do lodów ujrzałam piękny kajak dmuchany, dwu-osobowy. Z wiosłami. Dzwonię do męża, czy nabyć?
- Zwariowałaś! Po co teraz kajak?
- Przypominam ci, że za tydzień kupujemy dom z jeziorem...
- No to go najpierw kupmy, zagospodarujmy się w nim, na kajak przyjdzie czas! - poucza mnie surowo.
- No ale wtedy będzie już szczyt sezonu i kajaków w Lidlu nie będzie! - rozpaczam. - No to ja sobie maszynkę do lodów kupię! - grożę, by zrekompensować sobie rozczarowanie.
- A co, da się w niej pływać???
                               
                                              Ręce opadowywujom!

poniedziałek, 15 czerwca 2020

Ciasto drożdżowe z rabarbarem, truskawkami i duszonymi akacjami...

Moja kreatywność kulinarna w maju/czerwcu sięga co roku wyżyn... szaleństwa - tak uważa moja mama. I coś w tym jest, bo poza szaleństwem smażenia placuszków z kwiatów akacji (maczam całe kiście  w w gęstym cieście naleśnikowym):




produkuję też hurtowo ciasta z rabarbarem. Ponieważ ostatnio wychodzą mi drożdżowe (hurra, hurra!), to zrobiłam ciasto drożdżowe z rabarbarem, truskawkami i kwiatami akacji duszonymi w cukrze. Po prostu po trzech turach placuszków z akacji już mi się ich nie chciało robić, a miałam umyte kwiaty przechowane w lodówce. Zatem - abrakadabra! - ciasto rabarbarowe zostało wzbogacone o szczyptę wariacji:

P.S. z 11 maja 2022
Nic się nie zmienia w kwestii kulinarnego i majowego szaleństwa mojego. Oto dowód z fb: 
Pieczone po nocy. A miałam obraz malować! Zamiast tego wpadłam na pomysł upieczenia kokosanek bez kokosa, bo go nie miałam. Miałam białka i trochę krajanki z orzechów laskowych. No to buch. Jeszcze odrobina kawy mielonej i ciastka gotowe. Nazwałam je laskowianki. Trochę gumowate były, to przetrzymałam w piekarniku i w efekcie lekki węgiel jest na niektórych, ale co tam. Pycha! Aha, parę ozdobiłam żurawiną dla fantazji. Czy jest tu może na fb jakiś psychiatra kulinarny?


W sumie są zjadliwe...

czwartek, 11 czerwca 2020

Pracowite kukułki

Siedzimy z mężem na tarasie, sączymy winko. Jest ciepły, czerwcowy wieczór, cicho. No może z wyjątkiem kumkania żab i kukania kukułki. Mąż zdziwiony:
- Co te kukułki tak kukają, przecież po zachodzie słońca jest!
- A co w tym dziwnego, przecież zegary z kukułką chodzą całą dobę! - bronię kukułek.





niedziela, 7 czerwca 2020

Epidemie, czyli wirusy i bakterie, które piszą historię ludzkości

zdj. holsamed.pl

Obecnie miłościwie nam panująca pandemia covid-19 nie jest ani pierwszą, ani zapewne ostatnią z tych, które dręczyły ludzkość od zarania jej dziejów i niszczyły nawet starożytne cywilizacje. 
Słowa epidemia, pandemia mają źródłosłów w grece. Już to wskazuje na ich zamierzchłą w naszej historii obecność… Epidemia to  z greki, określenie czegoś „na ludziach”. Pandemia z kolei to coś dotyczącego „wszystkich narodów”. Pierwszą literacką wzmiankę o zarazie zawiera „Iliada” Homera. Podczas trwającego 10 lat oblężenia Troi wybuchła wśród Achajów straszna choroba. Żołnierze koczujący 10 lat w warunkach polowych pod murami miasta, na plaży, bez wystarczającej higieny (aczkolwiek wodzowie mieli wanny w namiotach), niedożywieni, zmęczeni ulegli tajemniczemu drobnoustrojowi. Stało się to za sprawą Boga Apolla. (Skądinąd znamienne, że ludzie od zawsze wierzyli, iż pomór zsyłany jest z nieba…) Najpierw padały muły i psy, potem „coś” przeniosło się na żołnierzy. Podejrzewany jest patogen odzwierzęcy – bakteria lub wirus. Co ciekawe, oblegani Trojanie nie ucierpieli, zaraza bowiem nie przedostała się do miasta.

Ateńska zaraza i upadek Grecji
7 wieków później, w V w. p.n.e. w Atenach zaczęła panoszyć się kolejna mordercza choroba: „zaraza ateńska”. Był to czas wojny tzw. peloponeskiej - między Atenami i Spartą. Tuż przed wybuchem wojny, przywódca i prawodawca Aten, Perykles namówił swoich obywateli, by przenieśli się do miasta z całym dobytkiem. Co się działo w 100-tysięcznych Atenach, przeludnionych nagle w 430 r. p.n.e. wiemy od naocznego świadka, także zarażonego – historyka Tukidydesa. Opisał on dokładnie objawy choroby w swoim dziele „O wojnie peloponeskiej”. Wysoka gorączka, bezsenność, oczy i usta wypełniały się krwią, pojawiały się chrypa i katar, silny kaszel, torsje. Śmiertelną ofiarą zarazy był sam Perykles. Armia ateńska została przetrzebiona, wojna przegrana. Doprowadziło to do totalnego osłabienia miast-państw greckich i upadku greckiej cywilizacji. Epidemia, wywołana przez maleńki zarazek w błyskawicznym tempie zniszczyła Ateny - centrum ówczesnej Europy. Zamieniła w siedlisko chaosu i śmierci. Do dziś nie wiadomo, czego to była epidemia: tyfusu, dżumy, a może Eboli (gorączki krwotocznej)? Było kilkadziesiąt tysięcy ofiar.

Cesarz-filozof umiera na dżumę?
Minęło kolejne 6 wieków i w II w. n.e. pojawiła się kolejna epidemia w Cesarstwie Rzymskim, znana jako „zaraza Antoninów”. Musiał się z nią zmierzyć panujący wówczas cesarz Marek Aureliusz, słynny filozof na tronie. Imperium miało wówczas kilka problemów, a cesarz prowadził akurat wojnę z Markomanami, plemionami barbarzyńskimi atakującymi cesarstwo. A zaraza wywołująca objawy podobne do ospy lub odry, dziesiątkowała jego armię. Sam cesarz zachorował, po czym zmarł w obozie wojskowym pod dzisiejszym Wiedniem – daleko od Rzymu. Mówi się obecnie o 5-7 milionach ofiar tej choroby. Galen tak opisywał jej objawy: czarna wysypka w formie wrzodów, temperatura, biegunka, wymioty, bóle żołądka i kaszel. Kiedy pęcherze na ciele twardniały, wysychały i odpadały, pacjenci zaczynali zdrowieć. Coś podobnego do dżumy?

Dżuma w Konstantynopolu
I znów mijają cztery stulecia, w Konstantynopolu w VI w. n.e. pojawia się "dżuma Justyniana". Nazwana od imienia panującego wówczas cesarza Bizancjum. Dżuma wykluła się prawdopodobnie w Etiopii, w ciągu paru lat uśmierciła połowę ludności Konstantynopola, dziennie umierało tam ponoć 5 tys. ludzi. Następnie  przeniosła się do Afryki Płn., Azji, oraz Europy, zabijając ok. 100 milionów ludzi na tych kontynentach. Według szacunków, bo nie sposób tego dokładnie policzyć.

Czarna śmierć Średniowiecza
Czarna śmierć (czyli dżuma) średniowiecza (1346-1353) dotarła do Europy z Azji, konkretniej z Chin. Przenosili ją kupcy wędrujący Jedwabnym Szlakiem. Jednak jej zerowe ognisko pojawiło się na Krymie, kiedy to Mongołowie (Tatarzy) użyli swoistej broni biologicznej: zarażonych dżumą zwłok, by zdobyć miasto. Uciekający z ogarniętej zarazą Kaffy kupcy zawlekli zarazę na Sycylię i do Italii, skąd rozprzestrzeniła się wkrótce po całej Europie. Dane dotyczące ofiar szalejącej przez 6 lat pandemii sięgają prawdopodobnie  kilkudziesięciu milionów ludzi. Trudno to oszacować, nie było przecież spisów ludności, danych demograficznych. Być może wymarło nawet 60% populacji w Europie. Dopiero 150 lat później liczba ludności osiągnęła na kontynencie poziom sprzed czarnej śmierci… Jednego dnia dżuma pokonywała kilkadziesiąt kilometrów, docierając do kolejnych wiosek i miast. Wiele osad wyludniło się, znikały całe wsie i miasteczka. Umierali wszyscy: biedni i bogaci, chłopi i książęta.

Bakterie, wirusy czy inne czynniki?
Oczywiście, ta średniowieczna nie była ostatnią zarazą, ale przykładów już wystarczy do konkluzji. Jakiż ogromny wpływ na dzieje ludzkości mają niewidoczne gołym okiem organizmy: bakterie, wirusy… Jak mocno potrafią zmienić nasz świat, zniszczyć plany, powalić możnych i zwyczajnych tego świata, zrujnować marzenia, i to w ciągu paru dni… Po co przywołałam te historyczne dane? Ku pocieszeniu. Covid-19 to nie dżuma, Ebola czy ospa. To choroba wcale nie groźniejsza niż nękające nas nowotwory, choroby serca, czy te wywołane zanieczyszczeniem środowiska, wody, żywności.

Pocieszająca statystyka
Oto fakty. Jest nas na tej cud-planecie 7 miliardów 800 milionów obywateli. Zarażonych Covid-19 jest 6,5 miliona ludzi na całym świecie, czyli (to trudno policzyć) 0,01% populacji (zaokrągliłam). Z tych 6,5 miliona ludzi większość czuje się dobrze, nie ma żadnych objawów zarażenia. Zmarło do tej pory 350 000 ludzi, czyli z ogółu zakażonych, w zaokrągleniu - 0,5%. Jak to się ma do plag, pustoszących niegdyś świat?
Porównajmy dane statystyczne z jednego dnia, 3 czerwca 2020:  zmarło 152 000 ludzi na całym świecie. W tym:
- 23 600 na chorobę wieńcową,
- 16 800 na udar,
- 8 600 na zakażenie dolnych dróg oddechowych (może się wiązać z covid-19, ale nie musi),
- 8 600 na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (związaną głównie z nałogiem nikotynowym),
- 4500 na choroby oskrzeli, tchawicy, raka płuc     
- 3100 na covid-19.

I zastanawia mnie, że obecna zaraza (trudno mi nazywać ją pandemią, naprawdę nie ta skala) jakoś mało demokratyczna jest. W odróżnieniu do dżumy, która zabierała wodzów, wielkich cesarzy, prawodawców, filozofów, monarchów. Czy słyszeliście, by zmarł na covid-19 jakiś prezydent, premier, król, książę, polityk, miliarder, celebryta? Kto tak naprawdę pisze historię ludzkości? 
Po-zdrawiam!