środa, 13 marca 2019

Małe miasto wielkich skarbów

Większość z nas słyszała o znalezionym w Polsce ponad 30 lat temu najprawdziwszym, bezcennym, złotym skarbie. Korona królewska, zapona i zapinki ze szczerego złota, wysadzane kamieniami szlachetnymi, złote monety – tzw. floreny, pierścienie... Klejnoty znane jako skarb średzki, znalezione zostały przypadkiem w 1988 podczas prac budowlanych na rynku niedużego miasteczka pod Wrocławiem. To miasteczko nazywa się Środa Śląska!
Zapamiętajcie tę nazwę, miejsce jest bowiem niezwykłe, a skarbów odkryto w nim jeszcze więcej. Już jednak ten zwany średzkim jest najcenniejszym jubilersko-numizmatycznym znaleziskiem, jakie kiedykolwiek odkopano w Polsce, a i w Europie w XX w., jeśli pominąć artefakty z epoki starożytnej, to niewiele odkryć może się z tym równać. Skarb świadczy o wspaniałej przeszłości tego niedużego dziś miasta, o jego wielkim znaczeniu i atrakcyjności dla kupców, oraz dla mieszkańców. 
Gorączka złota
Przypadkowe odkrycie, jakim było wydobycie złotych przedmiotów przez łyżkę koparki, grzebiącej w fundamentach domu w samym rynku, obrosło przez te 30 lat sensacyjnymi opowieściami, bo też było tak wielkie i nieoczekiwane, że ani znalazcy, ani służby konserwatorskie nie były przygotowane do zarządzania tak potężnym znaleziskiem. Nie skupiajmy się jednak na psychologicznym, czy prawnym aspekcie tego wydarzenia. Nie wiadomo przecież, jak zachowałby się każdy z nas w obliczu takich emocjonujących wydarzeń...
Prawdopodobnie też nigdy nie dowiemy się, jak wielki był (pod względem ilości monet i biżuterii) ten królewski zastaw, który znalazł się w depozycie u średzkiego Żyda. Pożyczył on pieniądze królowi czeskiemu, Leopoldowi IV, a regalia miały być gwarancją tej pożyczki. Dlaczego bankier ze Środy Śląskiej, a nie z Pragi? 
Miasto było w późnym średniowieczu bardzo prężnym ośrodkiem handlowym. Leżało na szlaku handlowym, odbywały się w niej jedne z największych targów europejskich, odbywających się we środy, stąd nazwa miasta. Tu osiedliło się kilku zamożnych bankierów - Żydów.
Karol IV Luksemburski, król Czech, popadł właśnie w kłopoty finansowe. W niektórych miastach był persona non grata - niemile widziany... A marzyła mu się korona cesarza. Jan ze Środy załatwił władcy pożyczkę u jednego ze średzkich Żydów - Muscho, czy też Mojsze. Warunkiem był zastaw w postaci klejnotów, trzyletnie prawo pobytu na Śląsku i zwolnienia z podatku. 3 września 1348 roku we Wrocławiu spisano dokument "pożyczkowy".
Dlaczego jednak król nie odebrał kosztowności, gdy zrealizował swój plan? Planem było bowiem koronowanie się na cesarza niemieckiego. Skorzystał też Jan ze Środy (pośrednik pożyczkowy), gdyż został kanonikiem cesarstwa. Może król nie miał już kontaktu z Mojsze? Ten w międzyczasie ukrył depozyt, bo musiał uciekać ze Środy Śląskiej kiedy wybuchła dżuma w mieście. Wówczas obwiniano za nią Żydów. Tak więc Mojsze uciekł - może tylko na chwilę, ale coś mu się przydarzyło i już nie wrócił do swego domu we Środzie Śląskiej? Skarb bardzo dobrze ukryty przeleżał 650 lat w piwnicy. Ciekawe, że dokładnie sześć stuleci Środa Śląska była czeskim lennem.
Jak mówią znawcy znalezisko to "bezcenny relikt dawnej kultury dworskiej, arcydzieło sztuki złotniczej, przejaw wysublimowanego gustu, ale też zagadkowy artefakt, gdyż nie znamy z całą pewnością historii jego pochodzenia". 
Kiedy skarb wreszcie znalazł się we właściwym miejscu, tzn. w muzeum, okazało się, że niektóre przedmioty, a szczególnie królewska korona były mocno uszkodzone przez poszukiwaczy. Koronie brakowało kilku elementów, które odzyskiwano na raty - sporą część dopiero w... 2005 roku.
Zapewne praca milicji obywatelskiej, która realizowała akcję poszukiwawczą (pod kryptonimem "Korona") była równie fascynująca, jak sama historia zakopania i odkopania, oraz pochodzenia skarbu...

Pierwsze skarby, lata 70.
Skarbów we Środzie jest więcej, bo regalia nie były tym pierwszym odkryciem. Musimy cofnąć się w czasie do 1976 r. kiedy to skarb wypadł prawie zza zegara na ratuszowej wieży. Robotnicy robiący coś na dachu wyciągnęli jakiś dziwny metalowy walec. Gdy udało im się podważyć wieczko, z puszki wysypały się monety oraz opieczętowane dokumenty. Dwa lata później tutejszy proboszcz stawiał plebanię, a wierni kopali doły pod fundamenty. I coś znaleźli, bo dzieci wygadały się później o monetach i biżuterii. Niewiele o tym znalezisku wiadomo, ludzie go sobie przywłaszczyli.
Złoto lat 80.
W 1985 roku znów kopano doły pod fundamenty na starówce - przy ulicy Daszyńskiego 12. I z glinianego dzbana wysypały się tysiące srebrnych krążków... Skarb nazywany jest "małym skarbem średzkim". Ładny mi "mały"! 3 lata później, nadal przy ul. Daszyńskiego odkryto ten najsłynniejszy - koronę, zapinki, pierścienie, zaponę i floreny, które widzicie na moich zdjęciach.


Skarbów wcale nie koniec!
Kolejny skarb średzki znaleziono w 2000 r., również w centrum miasta. Należał do rodziny Pavel i jest to kolekcja biżuterii i monet odnaleziona w ruinach wyburzanej kamienicy. Podobno przedmioty zostały ukryte podczas II wojny światowej: 30 przedmiotów biżuteryjnych z XIX i XX wieku - srebrnych i złotych, zdobionych kamieniami szlachetnymi oraz zastawa stołowa i srebrne monety z 1939 roku. Do najcenniejszych przedmiotów tzw. małego skarbu średzkiego należą secesyjny naszyjnik ze złota ozdobiony ażurowym motywem liry oraz złota brosza. Niestety, ta kolekcja nie jest nigdzie prezentowana i nie znalazłam też zdjęć tak pięknie opisanych artefaktów. Gdzie one są przechowywane - nie wiem. Zainteresowanym historią odkryć we Środzie Śląskiej polecam sięgnąć po książkę Tomasza Bonka „Miasto skarbów” lub poczytać wiele artykułów w necie. 

Najbardziej jednak polecam wizję lokalną - wycieczkę do Środy Śl. i wizytę w tutejszym muzeum, w którym skarb jest wystawiony. Nie pożałujecie, miasteczko jest niebywale urocze i są tam jeszcze inne atrakcje! Muzeum mieści się w zabytkowej kamieniczce w Rynku i można pooglądać w nim także inne artefakty, np. taki:


Bardzo ciekawa figurka z późnego średniowiecza. Postać mężczyzny z brodą? Trochę to przypomina czytanie figur z wosku w Andrzejki... Może to jakiś bożek, Behemot Templariuszy? Zobaczcie na własne oczy i stwórzcie własną hipotezę :-)
Poza tym wejdźcie koniecznie na wieżę, w której kat miejski miał swoje biuro...



Środa Śląska jest także miastem wina, a w drugi weekend września odbywa się tu fantastyczna impreza winiarska. Warto zobaczyć orszak Bakchusa. Nie tylko we środę :-)



czwartek, 7 marca 2019

Kobiety do cygar! :-)

Za chwilę Dzień Kobiet, więc przewrotnie chcę Was namówić na najbardziej męską rzecz, jaką może zrobić kobieta: zapalić cygaro!

 fot. z telenowele.fora.pl
Nie jestem obecnie palaczką w żadnym sensie: papierosy rzuciłam chyba ze 28 lat temu, fajki nigdy nie paliłam, cygar - tym bardziej. Pamiętam jedynie, że w czasach studenckich kupowałam raz na parę miesięcy w Pewexie papierosy o nazwie Phoenix - były długie, cienkie i ciemnobrązowe w kolorze, może to były cygaretki - licho wie. Kosztowały majątek, jakieś 65 centów :-) Ale jak wyglądały! Luksusowo, ekskluzywnie, pachniały Ameryką, wielkim światem w siermiężnych latach 80. Były od wielkiego dzwonu, palone dla szpanu.
Swoją drogą, to przez nie rzuciłam palenie! I to z dnia na dzień: na imprezie z okazji 5-lecia ukończenia studiów tak się nimi „opaliłam”, że przeżyłam nikotynowo-alkoholowego kaca giganta stulecia. Chęć zapalenia nie pojawiła się przez kilka lat, potem czasem ktoś mnie namówił, ale już mi papieros nie smakował.
Osobną kategorią są cygarowe biesiady z moim byłym szefem z wydawnictwa. Wolfgang był przemiłym starszym panem, urodzonym hedonistą. Kiedy zapraszał nas na firmowe kolacje, zwłaszcza świąteczne, przeważnie kończyły się whisky z cygarem, które polecał nam moczyć w alkoholu. Nie zapomnę mega balangi w Sheratonie, chyba w 2005. Po wielkiej gali z nagrodami, które wręczałam przedstawicielom firm farmaceutycznych, szef się rozognił i zamówił "cygara dla wszystkich"! Kto żyw rzucił się do palenia. W cygarach chodzi o zasłonę dymną. Tu zatem bucham z jakimś gościem gali:



          A tu nie wyglądam na uszczęśliwioną, a przecież palę klasyka - Churchilla...

W tym kontekście może mniej dziwacznie zabrzmi informacja, że od prawie dwóch miesięcy pracuję w Old Havana cigars shop&lounge. Lubię to miejsce - jest klimatyczne, uczę się nowych rzeczy, poznaję nowych ludzi etc. Z konieczności i głodu wiedzy zaczęłam też uczyć się cygar. To niesamowite produkty, żywe - jak wino... Absolutnie wyjątkowe, różnorodne, niepowtarzalne. Dzieła sztuki. Dostarczające różnych wrażeń zmysłowych, ale uruchamiają całą szóstkę zmysłów. No i zachciało mi się jechać na Kubę!!!

Nie tylko dla macho...
Po cygara przychodzą przede wszystkim faceci. Ale zdarzyło mi się obsługiwać dziewczyny - chciały spróbować, zapalić cygaro na jakąś szczególną okazję, albo dla hecy. Nie wiem, dlaczego panuje opinia, że cygara to 100 % męska rzecz. Jak widać powyżej - nie. Dobrze, że znalazłam te zdjęcia, nie wyjdę na taką, co to namawia, a sama nigdy nie próbowała.
No to dziewczyny, kobiety - do cygar! Niech padnie ostatni bastion męskości! Jutro mnie w Old Havanie nie będzie, ale zawsze możecie wpaść na Kiełbaśniczą we Wrocławiu i trochę zażartować z Dnia Kobiet...
A tu cygarko osobiście na Kubie palone, a co!:

I dzieło sztuki, przywiezione z Kuby, oczywiście w temacie: