poniedziałek, 24 czerwca 2019

Adios sparagos!

Podobno jutro w całej Europie kończy się sezon szparagowy. Wiem od koleżanki, która przed laty zbierała szparagi w Niemczech, to się zna.

Na naszych podwrocławskich polach szparagowych, sezon również się kończy. Powiedziała mi to pani sprzedająca szparagi prosto z pola w budce za Wrocławiem, którą często  w sezonie odwiedzam. 

Pożegnaliśmy więc dziś bardzo serdecznie ulubioną potrawę maja i czerwca, także w wersji ogrodowej, z niezastąpionym (naszym zdaniem) winem do białych szparagów nabywanym w niezawodnym w tej materii Aldi’m. Machnęłam nawet kilka słoików szparagów w zalewie octowo-miodowej według przepisu pani, u której w Strzegomianach nabywaliśmy je drogą kupna, świeżuteńkie. 

Adios sparagos, do zjedzenia za rok!



Zafisiowanie świętojańskie


Szczyt zafisiowania świętojańskiego: wybrać się o 20.00 na przełęcz w Tąpadłach, wejść na Ślężę po zachodzie słońca - i to bez wsparcia napojów fermentowanych, pożreć na szczycie przynajmniej  kilogram czereśni zagryzając bułką z mortadelą, zejść nocą z latarkami licząc po drodze robaczki świętojańskie (baja, do zobaczenia tylko w tej okolicy) i upajać się wonią kwitnącego jeszcze jaśminu (nadal bez napojów fermentowanych). 
Zakończyć aktywność o 2.00 w nocy. Noce de San Juan przed Noce de San Juan!


Ognisko bez ognia

Trójca zdobywców

Po zachodzie...

Ślężański miś


wtorek, 18 czerwca 2019

Szczyt zafisiowania motoryzacyjnego

Wjechać na rowerze do galerii handlowej wjazdem dla samochodów, pokonać dwa ślimaki w górę (Dominikańska) i ocknąć się przy szlabanie poboru biletu, bo szlaban uparcie nie chciał go wydać...


sobota, 15 czerwca 2019

Księżycowa twarz

Od 3 dni biorę lek (zewnętrzny), który w skutkach ubocznych ma wypisaną w ulotce "księżycową twarz". Domyślam się tylko, o co chodzi, bo gdy wpisałam hasło w googlach wypadała nienaturalnie opuchnięta twarz Ewy Minge...

Co rano z niepokojem przyglądam się więc sobie w lustrze. Oczywiście już na drugi dzień po przeczytaniu ulotki wydawało mi się, że moja twarz stała się okrąglejsza niż zwykle, no ale szukałam potwierdzenia u otoczenia.
Otoczenie nie widziało mnie 4 dni, więc było dobrym elementem porównawczym. Pytam więc z drżeniem serca Andrzeja, czy nie zauważył jakiejś zmiany na moim obliczu.
- Jakiej zmiany? - konkretyzuje.
- No, czy nie mam czasami księżycowej twarzy? - dociekam.
- Wyglądasz wprawdzie nie z tej ziemi, ale czy akurat z księżyca jesteś - to ja nie wiem!




piątek, 14 czerwca 2019

Pająkożerca

Wchodzę wieczorem do kuchni, a tam na ścianie pająk wielki jak hipopotam. Mam umiarkowaną arachnofobię - tzn. nie lubię tych stworzonek, zwłaszcza kiedy np. chcą ze mną wziąć kąpiel w wannie (kto by nie chciał?), ale nie wrzeszczę na ich widok i nie duszę się w ataku paniki. Po prostu wiem, że w moim 80-letnim domu mieszkają pająki, a nawet nietoperze, więc walczyć z tymi sublokatorami sensu żadnego nie ma. 

Ponieważ mojego domowego spider bustera nie było w domu, musiałam sobie sama radzić. Spider buster zazwyczaj łapie pająki w dłoń i wyprowadza na spacer poza balkon lub uczy pływać w sedesie. Ponieważ nie mogłam skorzystać z tej pomocnej męskiej dłoni, przypomniałam sobie sposób koleżanki, wielkiej arachnofobki, która pająki łapie do słoika. Wzięłam pusty słoik po musztardzie francuskiej (zdarzenie będzie miało kulinarne konotacje), wdrapałam się na taboret i zapolowałam na bestię. Nie pytajcie, jak poluje się słoikiem po musztardzie na hipopotama, może po prostu on ma elastyczne ciało??? Albo jako astygmatyczka inaczej postrzegam rozmiary (co ma zaletę przed lustrem w łazience - sylfida jestem, chociaż waga łazienkowa twierdzi coś innego, kłamczuszka).

Pierwsze podejście było nieudane, bo to szczwany pająk był, i wystrzelił ze słoika zanim zdążyłam nałożyć pokrywkę. Proszę dzieci o niekontynuowanie lektury, bo opis dalszej walki będzie drastyczny. Udało się zamknąć go w słoiku przy drugim podejściu.
Obejrzałam bestię - jak na hipopotama miał dość zgrabne nogi w paski. Miotał się bidulek strasznie po tym słoiku, więc postanowiłam go wyprowadzić poza taras, ale przedtem udzieliłam pająkowi pouczenia. Głosem poważnym i surowym obiecałam mu wolność, pod warunkiem, że więcej go w domu nie zobaczę. Poinformowałam, że w kuchni nic smacznego dla niego i tak nie było i żeby poszukał sobie lepszego lokum. Po czym wyrzuciłam go ze słoika w księżycową noc, myślę, że się  gdzieś zahaczył...
Dumna z siebie piszę przed północą sms do spider bustera, który szykuje się do snu 360 km ode
mnie: „ale złapałam w kuchni pająka do słoika. Wielki”. Na co błyskawicznie dostaję lakoniczną odpowiedź: „Ok. Zjemy jak przyjadę”.



środa, 12 czerwca 2019

Mark Twain - "tylko jedno cygaro dziennie"

To ciekawe, że pisarz, który przybrał pseudonim znaczący dosłownie: "oznacz dwa" - chciał ograniczyć się do jednego cygara dziennie...

Ale nie dajmy się zwieść. W książce o tematyce naszych zachowań dotyczących finansów, pieniędzy i domowej ekonomii znalazłam ciekawą anegdotkę o Marku Twainie i jego niepohamowanej miłości do cygar. Jak twierdzi Dan Ariely w książce "Grosz do grosza", Twain kreatywnie manipulował własnymi regułami. Kiedy bowiem postanowił ograniczyć się do tylko jednego cygara dziennie, to zaczął kupować je coraz większe. Aż pewnego dnia sprawił sobie tak wielkie cygaro, że "mógłby się nim podpierać jak laską"!
Wcale mnie to nie dziwi, bo gdzieś indziej znalazłam słynne powiedzenie pisarza: 
"Jeśli w niebie nie będę mógł palić cygar, moja noga tam nie postanie."  
No i jeszcze takie cygarowe perełki:
"Z zasady nigdy nie palę więcej niż jedno cygaro na raz." (Mark Twain w dniu swych 17. urodzin, na prośbę, by ograniczył ilość wypalanych cygar.) 
I z czasów doroślejszych: "Palę z umiarem. Na daną okazję tylko jedno cygaro." 
A oto jego refleksja, pomocna mi bardzo, odkąd jestem doradcą klienta w Old Havanie: "Wokół tytoniu narosło wiele przesądów. Pierwszym z nich jest przekonanie, że materią tą rządzą jakieś normy, podczas gdy nic podobnego nie istnieje. Dla palacza jedynym standardem są jego własne upodobania, i tylko im może się poddawać. Nawet kongres wszystkich miłośników tytoniu na świecie nie potrafiłby ustalić żadnych norm wiążących mnie lub ciebie, nie mógłby mieć na nas wpływu." Mark Twain „Concerning Tobacco”, 1893 r. 

No i jak Wam się podoba ten cigar aficionado? Znalezienie zdjęcia z cygarem było dość trudne... Więcej Marka Twaina z fajką. Nie rozumiem...





poniedziałek, 10 czerwca 2019

A, jak aficionado - pułkownik Hannibal z Drużyny A!

Serial "Drużyna A" opowiada(ł) w komediowy sposób o niezbyt legalnych akcjach byłych amerykańskich komandosów w Wietnamie, oskarżonych o napad na bank w Hanoi i z ukrycia próbujących oczyścić się z zarzutów. Cała czwórka to niezły mix indywiduum, którymi dowodzi pułkownik o ksywce "Hannibal".

Amerykański serial z lat 80. XX wieku stał się absolutnie kultowy, ale jego wersja kinowa sprzed paru lat, z Liam'em Nessonem w roli Hannibala okazała się dużym niewypałem. Nic dziwnego, wszak drużyna A jest tylko jedna, pozostałe to wersje Beta...


Bardzo lubiłam ten serial, wyświetlany w Polsce po raz pierwszy w latach 90.  Pomimo wartkiej akcji, pościgów, wybuchów i standardowych "efektów ubocznych" działań komandosów, krew się tu nie lała zbyt często, a członkowie drużyny wychodzili z wszelkich akcji bez szwanku. Serial szybko zdobył popularność, a muzyczna czołówka weszła na stałe do kanonu - najbardziej rozpoznawalnych. Podobnie jak samochody drużyny - Corvetta Buźki czy czarny Van GMC. 
No i te osobowości! Kultowe były sprzeczki między neurotycznym i całkowicie stukniętym pilotem, kapitanem Murdockiem, a sierżantem Baracusem - obwieszonym biżuterią atletą z irokezem na głowie, który... bał się latać. Buźka, najprzystojniejszy z nich działał tam, gdy trzeba było uwieść kobietę, przemieszczał się piękną Corvettą i miał zniewalający moje serce - uśmiech.
Wszelkie plany, strategie drużyny obmyślał natomiast pułkownik Hannibal (w tej roli George Peppard jr, znany wcześniej ze "Śniadania u Tiffanyego") - mózg wszystkich akcji, aczkolwiek nie zawsze realizowanych przez krnąbrnych podwładnych tak, jak zaplanował. Jego główna broń, oprócz mózgu skrywanego pod siwą czupryną, to skórzane rękawiczki i... potężne cygaro w rozciągniętych w uśmiechu ustach. Często przebierał się za kogoś innego - to też był element jego strategii. Dużo starszy od swoich podwładnych, patrzy na nich z ojcowską pobłażliwością. Niestety, nie wiem, jakie palił cygara...



piątek, 7 czerwca 2019

Na tropie aficionado 3 - roztargniony Columbo

Kiedyś to były seriale! Oglądałam głównie kryminalne: „Świętego” z Rogerem Moore, Arsena Lupin, Randalla i ducha Hopkirka (ktoś to jeszcze pamięta oprócz mnie?), Remingtona Steel, no i, oczywiście, Columbo.

To kolejny aficionado, aczkolwiek postać serialowa, nierzeczywista, za to stworzona przez scenarzystów w sposób soczysty, konsekwentny, z nawykami i innymi detalami. Przede wszystkim genialnie odtwarzana przez Petera Falka.
Columbo to serial z gatunku „odwróconego kryminału”, czyli o tym, kto zabił, dowiadujemy się na początku odcinka. Potem obserwujemy jak porucznik dochodzi do rozwikłania zagadki i kibicujemy jego, hm, niestandardowym metodom. Morderstwa dzieją się zazwyczaj w wyższych sferach - finansowych, politycznych, celebryckich. Porucznik Columbo, ubrany w straszliwie pomięty prochowiec, uzbrojony jedynie w tanie cygaro (nie nosi broni) budzi w tym środowisku zazwyczaj politowanie. Jego sposób bycia usypia czujność mordercy - wydaje się tak nieporadny, że nie traktują go jak godnego siebie przeciwnika i zazwyczaj z tego powodu popełniają błędy.
Columbo zawsze podkreśla swoją niższość - np. że nie stać go na dobre cygara i dlatego nigdy nie przepuszcza okazji, by poczęstować się  habanosem u jakiegoś milionera lub polityka. Aficionado z niego najgorliwszy. Cygaro zdecydowanie pomaga mu zebrać myśli, zaplanować podstęp i odkryć zabójcę...

PS z dn. 12 XI 2019
Wczoraj wpadłam na jakiś odcinek serialu. Przez cały - porucznik palił to samo cygaro. Zadziwił mnie jego kolor: było jasnozielone... Hmmm. Z czego to mogło wynikać? Nie widziałam zielonych cygar! Czy to podkręcenie kolorów do współczesnej emisji, czy też w latach kręcenia serialu cygara (te podłe, bo habanosów wszak chyba nie palił?) miały faktycznie taki kolor?

Żaby w ogrodzie, kalosze na nodze...

Maj nas nawadnia dość intensywnie. W ogrodzie spotkałam śliczności żabę. Nadal nie wiem, czy to nie jest reprezentantka kolejnego pokolenia żab, które parę lat temu przywiozłam w butelce po napoju tymbark pod postacią kijanek, złapanych do tejże butelki w ogrodzie botanicznym niedaleko Przesieki. Zostały wpuszczone do naszego oczka wodnego (nazwa adekwatna, bo nie jest to oko, tylko oczko :-). A ponoć żaby wracają do miejsca, w którym się rozkijankowały, żeby złożyć skrzek. No to może to jakaś powrócona była...


Kolejny dowód na nadmiar wody to kalosze....

wtorek, 4 czerwca 2019

Na tropie aficionado 2 - Straszący Fred

Aficionado to wielbiciel (i oczywiście - palacz) cygar. W poście o Brunerze ze „Stawki większej niż życie” zapowiedziałam Wam wytropienie innych aficionado. No i znalazłam - nie można wszak pominąć reżysera horrorów czy też thrillerów (swoją drogą - co za różnica?) - mistrza suspensu, Alfreda Hitchcocka!

Pamiętam z dzieciństwa taki serial telewizyjny pod wspólnym tytułem „Alfred Hitchcock przedstawia”. Były w nim prezentowane kryminały innych reżyserów, które polecał mistrz i je nawet komentował. Sam pojawiał się w czołówce bodaj - jako tajemniczy generator dymu wydobywającego się zza odwróconego tyłem fotela, lub jako profil w meloniku i z cygarem w zębach.

No i parę dni temu trafiłam w tv na film współczesny, biograficzny, zatytułowany „Hitchcock”. W  rolę Alfreda wcielił się znakomity Anthony Hopkins. Film opowiadał jak wielka była determinacja Alfreda, który nakręcił „Psychozę” wbrew wszystkim (oprócz żony) i wszystkiemu; jak dla tego filmu zastawił swój dom, jak konsekwentnie realizował swoją wizję i jak wielkim wsparciem była dla niego żona - świetna scenarzystka, która większą część życia spędziła w jego cieniu...
Hitchcock zewnętrznie oraz w nawykach trochę przypomina mi Winstona Churchilla, innego aficionado - przez tuszę i skłonność do cygar oraz szkockiej.
Znalazłam natomiast informację, że ulubioną marką Hitchcocka było Montecristo. To kolejna (o innych jeszcze napiszę) ikona kultury stymulowana twórczo przez dym cygara...


Cudna focia, nieprawdaż? Z www.scriptmag.com