wtorek, 5 grudnia 2023

Cinque Terre, czyli trekkingowe oblicze Ligurii

Kolejny odcinek, już trzeci, relacji z morskiej wyprawy listopadowej. Tym razem opiszę okolice startu naszej podróży - park narodowy zwany Cinque Terre. Zwiedzamy Ligurię!

Liguria to region Włoch ze stolicą w Genui. Wąski pas nadmorski, na zachodzie graniczący z Lazurowym Wybrzeżem - San Remo tu jest i Alassio. We wschodniej części, zwanej Riviera del Levante znajduje się park narodowy Cinque Terre. To pięć (cinque) wiosek rybackich położonych malowniczo na skałach, do których najłatwiej dotrzeć drogą morską.

My wybraliśmy jednak pociąg, z La Spezia - miasta, na którym Liguria się kończy. Do La Spezia dopłynął nasz wycieczkowiec, tu łatwo było znaleźć dworzec kolejowy i zakupując abonament jednodniowy (14 euro za osobę), rozpocząć podróżowanie po Cinque Terre. 

Piętrowy pociąg kursuje z La Spezia przez  osiemnastokilometrowy pas wybrzeża i pięć wiosek: Monterosso, Vernazza, Corniglia, Manarola i Riomaggiore. W przewodniku opisany był ten pociąg jako panoramiczny, więc po zajęciu najlepszych widokowo miejsc cieszyliśmy się na wrażenia krajobrazowe. Nic z tego! Większość trasy pociąg pokonuje tunelami :-)

plaża w Monterosso Al Mare

Pojechaliśmy zatem najpierw do końcowej wioseczki, Monterosso, by wracając wysiąść jeszcze w przynajmniej dwóch. Taki był ambitny plan, bowiem ograniczała nas godzina powrotu na statek. W Monterosso są ponoć najpiękniejsze plaże Cinque Terre, ale nie one były dla nas interesujące. Nie ta pora roku, no i my nieplażowi w ogóle. Tutaj natomiast zaczyna się trasa trekkingowa wzdłuż wybrzeża, zwana Via dell' Amore - Droga Miłości. Podziwia się z niej morze i winnice, gaje oliwne, i sady owocowe, tarasowo położone przy wioskach. Niektóre odcinki Drogi Miłości są zaopatrzone w łańcuchy, klamry. Na trekking absolutnie nie byliśmy przygotowani, zwiedziliśmy więc wioseczkę. Spacer był bardzo przyjemny. 

uliczki Monterosso
Z dworca do centrum prowadzi nadmorska promenada (albo, do wyboru -  tunel), z której skorzystaliśmy, bo malownicza. Potem zanurzyliśmy się w śliczne, wąskie jakby średniowieczne uliczki, rozjaśnione kolorowymi fasadami domów, bugenwillą. Miasteczko budziło się do życia, czynne były bary, sklepiki z pamiątkami i wyrobami rzemiosła. 

I nagle wyrósł przed nami kościół św. Jana Chrzciciela, fasada w paski czarno-białe. Kościoły liguryjskie są często budowane z karraryjskiego marmuru (z pobliskiej Toskanii), łączonego z lokalnym łupkiem - czarną skałą wydobywaną w Val Fontanabuona. Podobnie wygląda fasada katedry w Genui, a tak wygląda front katedry w Monterosso, z piękną, misterną rozetą, największą wśród kościołów Cinque Terre:

Kościół jest z XIII w., pod wezwaniem Jana Chrzciciela. Przebudowany na przełomie XIII i XIV w. 

Usiedliśmy sobie w pobliżu na piwku, słońce grzało jak szalone, było najmilej jak być może. Mieliśmy sporo czasu do pociągu i zwiedzania następnej wioseczki. W drodze powrotnej na dworzec podeszliśmy jeszcze do posągu giganta, siedzącego w zamyśleniu nad morzem. Dzieło artysty Minerbiego z początku XX w., pierwotnie wykute w skale, obecnie odnowione w cemencie (rzeźba została zniszczona w czasie II wojny światowej):

gigant

W pobliżu giganta znajduje się letnia rezydencja Eugenio Montale, pisarza i poety nagrodzonego Noblem w dziedzinie literatury w 1975 r. (zm. w 1981 r.). Niestety, nigdy nie czytałam nic z jego twórczości.

Jeszcze jedno dzieło w Monterosso mnie zachwyciło: przy jakimś małym kościółku, w wejściu stały dwie ceramiczne figury świętych. Jedna z nich to święty Andrea, więc mój Andrzejek musiał się pod nią sfotografować. Podziwiam kunszt artysty ceramika:

San Andrea

Następny przystanek w Vernazza, nazywanej perłą Cinque Terre. Miasteczko wymieniane  na liście najpiękniejszych włoskich miasteczek. Z dworca do zatoczki-głównego placu miasteczka prowadzi szeroka ulica. To pasaż handlowy, przy którym mnóstwo sklepików. Dominantem architektonicznym jest średniowieczny zamek z wieżą, którego jednakże nie zwiedzaliśmy. Po dotarciu do zatoczki zajęliśmy się zwiedzaniem kościoła św. Małgorzaty Antiochejskiej. Bryła jest dziwna, kościół ma dwa poziomy. Wygląda do dziś na średniowieczny, zbudowany na początku  XIV w. Fasada nieoryginalna, przebudowywana w XVI i XVII w. Za to wnętrze - średniowieczna bajka! Znów czarny kamień, tym razem z Mesco i lokalny piaskowiec. Wieża w niespotykanym, oktagonalnym kształcie. Była częścią  systemu obronnego Vernazzy.

Zatoczka czy też placo-plaża jest uroczym miejscem spotkań. Wszyscy tu coś jedzą, piją lub siedzą, podziwiając widoki. I nie brakuje wariatów, którzy usiłują sprawdzić się z morzem, walącym ostro w falochron i opryskującym wodą śmiałków, którzy podejdą zbyt blisko...

Również i w tym miasteczku można wejść na ścieżki trekkingowe, ale niektóre odcinki są od lat zamknięte ze względu na osuwiska, których nie zlikwidowano. Jeśli ktoś wybrałby się do Cinque Terre z zamiarem przejścia wielu pięknych tras, może czuć się rozczarowany.

deptak w Vernazza

główny plac w zatoce

fasada kościoła św. Małgorzaty

wnętrze kościoła

Region w ogóle wymaga szybkiej akcji ratunkowej. Pustoszejące miasteczka, upadek hodowli winorośli, sadownictwa, kataklizmy meteorologiczne  nie służą  kondycji całego parku narodowego Cinque Terre. W Vernazza w 2011 r. miała miejsce straszliwa powódź, która zniszczyła dolne piętra budynków. Praktycznie całe miasteczko jest zrekonstruowane...

W naszym planie było jeszcze odwiedzenie Riomaggiore, niestety niecierpliwość moja kazała nam wsiąść do pociągu, który przejechał trochę wcześniej. Tymczasem ominął on Riomaggiore i dotarł do La Spezia. Tak zatem zaskoczeni straciliśmy trzecie miasteczko, nie było już czasu wracać się. 

Za to obejrzeliśmy dokładniej La Spezia, drugie (po Genui) miasto Ligurii. Prezmieszczając się z dworca do naszego terminalu wycieczkowego odkryliśmy kilka przepysznych barokowych palazzo. Widać na każdym kroku bogactwo miasta - wielkiego portu morskiego od wieków. Na jednym z placyków zaczepili nas dwaj młodzieńcy prosząc o podpisanie jakiejś petycji antynarkotykowej. Na pytanie skąd jesteśmy - i naszą odpowiedź, wykrzyknęli: Marek Kotański! Pamiętacie Marek Kotański? Oczywiście, odpowiedzieliśmy. Oni zaczęli tłumaczyć, że właśnie ta petycja to jest ważne narzędzie walki z dilerami narkotyków. Podpisaliśmy więc petycję (:-) Okazało się, że musieliśmy też dać darowiznę... Jak w słusznej sprawie, to nie żal...

Zbliżając się do terminalu morskiego kruzerów, znów zrobiliśmy zdjęcie naszego smoka... Jego ogrom wciąż nas zachwycał!