niedziela, 21 lutego 2021

O kocie, który nie umie czytać

Ostatnio pałęta się po naszym ogrodzie (czyli terytorium Loli) nowy absztyfikant. Jęczący jak zwykle (nie pierwszy to i pewnie nie ostatni) - czarny jak smoła - kocur...

Najszybciej to go poczułam, ponieważ ostrzykał Loli willę i koteczka natychmiast przestała nocować w swoim domku. W te największe mrozy wyprowadziła się dokądś, przychodząc sporadycznie na posiłki. Potem poczułam kocie siuśki w innych miejscach: np. na drzwiach garażu, drzwiach wejściowych do domu, jednym słowem: wszędzie. Wydawało mi się, że cała posesja jest oznaczona takim ostrym zapachem kocurowego moczu. Potem wielokrotnie  słyszałam jakieś rozdzierające jęki. Zakochany gaduła? Aż pewnego dnia, myśląc że Lola śpi w swoim domku, ale z jakiegoś powodu nie wychodzi do mnie na karmienie, zajrzałam za firanki u wejścia (zasłona antymrozowa). Wtedy niczym jakaś czarna pantera, albo czarna błyskawica wyskoczył z domku czarny kot. Był równie mocno przestraszony jak ja... Nie wiem, czy Lola go lubi, czy przeciwnie - kompletnie nie toleruje. Podejrzewam, że się razem szlajają, ale jak są przy mnie, to ona na niego prycha i udaje niedostępną. On wpatrzony w nią jak w Madonnę. Przystojny jest jak cholera - czarny, puszysty, muskularny, bez jednej białej kropki. Złote oczy. Trochę nieokrzesany, bo jeść z miseczki nie potrafi.

Trzymając jednak stronę mojej koteczki zapytałam intruza, czy umie czytać? Wszak napisane na domu wolimi literami: Villa della gatta bianca, co znaczy: dom pod białym kotem. Czy rozumie: pod BIAŁYM! Jakby nie umiał czytać, to jeszcze stosowna figurka tam jest:

Niestety, wygląda na to, że ów pan nie umie czytać. Albo nie rozumie włoskiego, tak też może być...No i ma w nosie białe koteczki, wybrał buraskę Lolę. Za te zasługi dostał imię Nero i ciekawe, na jak długo z nami zostanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz