czwartek, 5 września 2013

Pierogi z cyberprzestrzeni...

JAK ZWRÓCIĆ NA SIEBIE UWAGĘ KOLEGI ZE STARSZEJ KLASY? I TO NA WAKACJACH? MOŻE SPOSOBEM JEST DOWCIPNA ULOTKA Z OFERTĄ KUPNA NIEISTNIEJĄCEGO SPRZĘTU KOMPUTEROWEGO?

-        Wiesz, nie cierpię wakacji! – powiedziałam z absolutnym przekonaniem do mojej przyjaciółki, Małgosi. Siedziałyśmy właśnie na ławce pod najlepszą lodziarnią w mieście i zajadałyśmy się mrożonym, truskawkowym puchem. Tylko on mógł na chwilę ukoić moją tęsknotę...

-        Nawet domyślam się, dlaczego – odparła Małgosia przenikliwie, oblizując wafel. - Nie możesz znieść dwumiesięcznego rozstania z tym, „jakmutam”, Łukaszem z III D! Brakuje ci jego widoku. Pamiętam, że na każdej dużej przerwie musiałam robić z tobą rundę po korytarzach, w ślad za jego klasą, a ty wypatrywałaś tylko, co on robi. Prawdę mówiąc, liczyłam na to, że na wakacjach ci przejdzie. Tymczasem ty dalej myślisz tylko o nim! Nie rozumiem, jak można się w kimś tak długo platonicznie podkochiwać?

-        Co znaczy „platonicznie” – spytałam zaniepokojona, czy aby nie cierpię na jakąś nieuleczalną chorobę. No i chciałam, żeby przestała mnie besztać.

-        W skrócie mówiąc, „platonicznie” to tak jakby na odległość. Przecież rozmawiałaś z nim może ze trzy razy i to na tematy „służbowe”. Nigdy nie próbowałaś przejąć inicjatywy. To bez sensu. Chcesz wzdychać do niego latami i usychać na wiór?

Łatwo jej mówić! Ona w ogóle nie musi przejmować inicjatywy i usychać z tęsknoty. Ma takie powodzenie, że nie jest nawet w stanie zarejestrować 90% swoich adoratorów. Wystarczyło, że pojawiła się na przerwie, a natychmiast jej śladem podążało przynajmniej z tuzin oszołomionych osobników, w widoczny sposób ugodzonych strzałą Amora. Ona na nich, oczywiście, w ogóle nie zwracała uwagi. Tak jak teraz. Siedzimy na tej ławce może z pięć minut, a jej widok już sprawił, że potknęło się siedmiu facetów, jeden się przewrócił, a trzech usiadło nieopodal i wgapia się w moją przyjaciółkę rozanielonym wzrokiem. Ona spokojnie przekłada swoje ślicznie opalone nogi w minispódniczce i kontynuuje pouczanie mnie:

-        W ten sposób nigdy nie dostaniesz tego, czego chcesz. Poza tym, to nienormalne, żeby ktoś nie cierpiał wakacji! Koniecznie musimy coś wymyślić! Gdyby tak napisać do niego list? – moją przyjaciółkę olśniło.

-        List? Ale co miałoby w nim być? – spytałam zaniepokojona.

-        Coś, co by go zainteresowało. Oczywiście, anonim.

-        Wyznanie miłosne? – spytałam z bijącym sercem.

-        Nie, to mało oryginalne. Poza tym uważam, że dziewczyna nie powinna pierwsza wyznawać swoich uczuć. Raczej coś intrygująco-inteligentnie-zabawnego! Niech pomyślę... – lody już dawno zjadłyśmy, ale uznałam, że warto zainwestować w druga porcję, skoro ma to pomóc Małgosi w myśleniu. Gdy wróciłam z wielkimi rożkami truskawkowych, ona już miała pomysł:

-        A może zwariowaną ofertę kupna? No wiesz, ulotkę, jakie wkładają listonosze do skrzynek albo w drzwi. Trzeba się tylko dowiedzieć, czym Łukasz się interesuje.

-        Widzisz, jednak wykazałam inicjatywę... On interesuje się komputerami, internetem. Ma nawet ksywkę „Cyborg”.

-        No proszę! Wobec tego idziemy do domu napisać list! – Małgosia podniosła się dziarsko, nie zwracając uwagi, że trzech menów na sąsiedniej ławce przeżyło właśnie zawał serca z rozpaczy.

Po godzinnej „burzy mózgów”, wspieranej filiżankami kawy, spreparowałyśmy coś w rodzaju oferty. Brzmiała następująco: ”Firma komputerowa "CHIPSY & KLIPSY Ltd" proponuje Panu  zakup  unikalnego sprzętu elektronicznego. Zamówić u nas można:

- koty z wymiennym, stalowym  uzębieniem  do zwalczania niepotrzebnie mnożących się myszy komputerowych;

- klawiaturę z zapachowymi klawiszami (w ofercie zapachy:

schabowego z kapustą, ruskich pierogów, gołąbków i na specjalne zamówienie: kurczaka z rożna);

- NOWOŚĆ: grillo-drukarki!! Wydajność 20 stron/minutę i 5 hamburgerów;

-        drukarki igłowe przystosowane do wykonywania prostych ściegów krawieckich

oraz wiele, wiele innych nowatorskich rozwiązań, także w zakresie oprogramowania. Serdecznie zapraszamy do odwiedzenia naszej firmy i skorzystania z bogatej oferty! Możliwe raty!”

-        No dobrze, ale co dalej? Dostanie ofertę i...? – miałam wątpliwości.

-        Zaraz, moment! Dołączymy jeszcze twój numer telefonu! Jeśli uzna ofertę za dowcipną, zadzwoni. Wtedy to już twoja w tym głowa, żeby inteligentnie pokierować rozmową... – moja przyjaciółka była naprawdę niefrasobliwa. Inteligentnie mogę rozmawiać z obcym facetem, a nie z takim, na którym mi zależy! Wtedy mnie zatyka i tyle! - Chyba masz mu coś do powiedzenia?

-        Ale sama odradziłaś mi wyznawanie uczuć!

-        Tak naprawdę to nie wierzę w to, że go kochasz! Jak można kochać kogoś, kogo się nie zna? Z kim się prawie nie rozmawiało, nic jeszcze nie przeżyło? Wierzę w to, że z jakiegoś powodu jesteś go ciekawa, podoba ci się jego powierzchowność, ale to wszystko. Chciałabyś z nim coś przeżyć, to jednak jeszcze nie miłość, nie przesadzaj!

-        Uhm.. – powiedziałam z namysłem, bo coś mądrego było w tym, co powiedziała mi Małgosia.

-        Ale możesz próbować go poznać. Wydrukujemy kilka egzemplarzy naszych ulotek i wsadzimy w drzwi Łukaszowi oraz, dla niepoznaki,  jego sąsiadom. Musi to wyglądać na najprawdziwszą ofertę!

-        Najgorsze, że nie wiem czy on teraz w ogóle jest w domu. Może wyjechał?

-        Może? Zobaczymy!

Nasza akcja ulotkowa była szybka i sprawna. Wcisnęłyśmy karteczki w dziesięć par drzwi w bloku na piętrze mieszkania Łukasza. Przez cały wieczór czekałam z bijącym sercem na telefon. Nikt jednak nie zadzwonił. Następnego dnia zaburczał upragniony dźwięk, gdy jednak zgłosiłam się urzędowo:

- Firma chipsy and klipsy, dzień dobry, w czym mogę pomóc? – (a co, grunt to marketing!), usłyszałam tylko jakiegoś zirytowanego faceta, który mi oznajmił:

-        Nie życzę sobie, by jakakolwiek firma, choćby to nawet były placki i broszki,  wciskała mi kretyńskie ulotki w drzwi! – i rzucił słuchawką. Wykręciłam numer Małgosi:

-        Chyba klapa! Nikt nie dzwoni!

-        Faktycznie, ulotka może do niego nie dotrzeć. Jeśli wyjechał, to papier siedzi cały czas w drzwiach. A jeśli wyjęli ją jego rodzice, to nie będą pamiętać, żeby mu ją przekazać, bo ją wyrzucili. Musimy wysłać ofertę pocztą, wprost na niego.

Ledwie jednak odłożyłam słuchawkę, kończąc rozmowę z Małgosią, znów zadźwięczał dzwonek.

-        Firma chipsy and klipsy, w czym mogę pomóc? – spytałam grzecznie, w obawie przed kolejnym atakiem niezadowolenia.

-        Dzień dobry! Zainteresowała mnie państwa oferta – powiedział sympatyczny głos w słuchawce. Ale byłam pewna, że to nie jest Łukasz. – Chciałbym kupić zapachową klawiaturę...

-        Tak? A jaki zapach pana interesuje? – jak się bawić, to się bawić!

-        Jestem fanem ruskich pierogów. Odnoszę wrażenie, że to za delikatnie powiedziane. Będę z panią całkowicie szczery: jestem uzależniony!

-        Od pierogów? – chciało mi się śmiać. Facet był zabawny.

-        Właśnie! Nie wyobrażam sobie dnia bez ruskich. Mogę je jadać właściwie na każdy posiłek. Czy pani wie, że jak wyjeżdżam to zabieram ze sobą turystyczną lodówkę, wypełnioną mrożonymi, ruskimi?

-        A pierogi z jagodami? – zaciekawiła mnie intensywność jego uzależnienia.

-        Odpadają!

-        Szkoda, bo szybciej się je robi...

-        Czy chce pani powiedzieć, że umie pani robić pierogi?

-        Umiem, ale wyłącznie jagodowe.

-        Co za szkoda! Może jednak powinienem chociaż spróbować wyrwać się ze szponów nałogu? Szybka decyzja... Wie pani co, ma pani tak miły głos, że niech będą te jagodowe!

-        My chyba nie rozmawiamy o zapachowej klawiaturze? – nieco zgubiłam wątek. Piłka była za szybka!

-        Nie. Rozumiem, że przejęła się pani dolą uzależnionego pierogowo i spróbuje mnie pani, w ramach akcji humanitarnej pomocy, wydobyć z nałogu. To kiedy mam wpaść na te pierogi i dokąd?

Tak mnie zaskoczył, że zanim zdążyłam pomyśleć, podałam mu adres i popołudniową godzinę spotkania. Jeszcze mocno oszołomiona, zadzwoniłam do Małgosi:

-        Wpadnij do mnie natychmiast i kup po drodze pół litra jagód! – zarządziłam. Dobrze, że trwa lato i jagody sprzedają na każdym rogu. Gdy pojawiła się moja przyjaciółka, zagoniłam ją do pomocy w lepieniu, opowiadając z detalami szczegóły rozmowy:

-        Słuchaj, nawet nie wiem, kto to jest, więc błagam - zostań ze mną! Chyba mi odbiło, zapraszać obcego faceta do domu! To niebezpieczne, chociaż ma taki sympatyczny głos.

-        Schowam się do szafy. Jeśli moja pomoc nie będzie potrzebna, nie ujawnię się! – no, czy ona nie jest prawdziwą przyjaciółką??

Gdy zadzwonił dzwonek u drzwi, wszystko było przygotowane i na swoim miejscu: pierogi na stole, Małgosia w szafie, moje serce w... gardle. Na ugiętych nogach podeszłam i otworzyłam szeroko drzwi. Za nimi stał chłopak, zasłonięty nieco wielkim bukietem herbacianych róż. Róże przesunęły się lekko w prawo i odsłoniły przesympatyczną twarz bruneta o... jagodowych oczach.

-        Dzień dobry, jestem Marcin. Zaprosiłaś mnie na pierogi. A to dla ciebie! – powiedział, wręczając mi kwiaty. „Klasa sama w sobie!” – pomyślałam, natychmiast zapominając o strachu, Łukaszu i uwięzionej w szafie Małgosi...

Tekst: Beata Łukasiewicz, zdj. smakowitykasek.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz