wtorek, 20 marca 2018

Poniedziałkowy lis

Jako posiadaczy kawałka ogrodu i dochodzącego kota zawsze ciekawiło mnie i mojego męża tzw. nocne życie naszego skrawka Natury. Nie wiemy np. dokąd chodzi, gdy znika z posesji, nasza Lola, czasem też znajdujemy dziwne ślady na trawie i zastanawiamy się, kto je zostawił. Podejrzewamy jeże, ponieważ kiedyś po szczególnie obfitym grillowaniu latem zostało dużo kiełbas, które pozostawiliśmy w ogrodzie dla wygłodniałych. Następnego dnia przy talerzyku z resztkami znalazłam nieruchomo lezącego jeża, bałam się nawet, że zaszkodziło mu mocno zgrillowane mięso, ale okazało się, że to była tylko poobiednia drzemka :-)



Odkąd mamy oczko wodne rozmiarów wanny i w nim kilka złotych rybek - pojawił się nowy kłopot. Kto zeżarł rybkę zwaną Blue i jej smętne resztki (ogon!) porzucił w ogrodzie... sąsiadów? Kto spowodował zniknięcie karpika koi, bardzo wesołego i rezolutnego? Czy była to Lola, czy też obcy kot, a może czapla albo jeszcze ktoś inny?

Te i inne pytania spędzały nam drzemkę z powiek, myśleliśmy więc już nad zamontowaniem Lolce kamerki, by wiedzieć, gdzie łazi i jakie przeżywa przygody poza obszarem przez nas kontrolowanym. Ponieważ jednak w swojej kociej aktywności pokonuje wiele płotów, odpuściliśmy montaż obróżki i kamery, nie chcąc, by koteczka zawisła przez nie gdzieś na siatce ogrodzeniowej.

Parę tygodni temu mąż wpadł na inny pomysł i szybko go zrealizował - dokonał bowiem zakupu kamery myśliwskiej aktywowanej na ruch, która kręci także w nocy - ma podczerwień. Zamontował urządzenie w ciekawym miejscu ogrodu, często odwiedzanym przez nasza koteczkę - i zostawił je na cały tydzień.

Po tym czasie zdjęliśmy urządzenie z drzewa i zaczęliśmy przeglądać nagrania. Szybko okazało się, że nasza koteczka spotyka się z dwoma kotami, a ściślej, że dwa koty często (zwłaszcza nocą) odwiedzają nasz ogród. Jeden jest biały z czarną łatą, drugi ma cętki jak lampart. W ciągu dnia kamerę aktywowały tylko szare wrony, natomiast noc okazała się dużo ciekawsza i z wypiekami na twarzy oglądaliśmy krótkie filmiki, kręcone przez kamerę nawet kilka razy w ciągu jednej nocy. Niestety, nie wyjaśniało się, dokąd koty podążają ścieżką przy obiektywie...

W największe zdumienie wprawił nas jednak zwierzak, pojawiający się w poniedziałkową noc. Otóż, był to... lis! Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybyśmy mieszkali w lesie lub na obrzeżu miasta albo na wsi. Tymczasem mieszkamy w centrum Wrocławia, 700-tysięcznego miasta, a do Rynku mamy 5 km! Oto dowód:


Co ciekawe przez następne 6 dni lis się nie pojawiał, aż do... kolejnego poniedziałku. Musi mieć jakiś terminarz odwiedzin, że u nas bywa tylko w poniedziałki :-)

Zabawa z kamerą jest fantastyczna, podglądamy też ptaki na tarasie i mamy nadzieję, że z nadejściem wiosny pojawi się więcej ciekawych aktorów naszych filmów przyrodniczych! Może National Geografic zaproponuje nam kontrakt???





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz