wtorek, 12 czerwca 2018

Zimna wojna i życie na podsłuchu...

W sobotę (dzień po premierze) widziałam w kinie "Zimną wojnę". Mocne wrażenie (ogólnie dobre) zatarło się już w poniedziałek - zupełnie niechcący obejrzałam w tv film z 2006 roku - niemieckiej produkcji, "Życie na podsłuchu".

I czar "Zimnej wojny " prysł... Nie wiem dlaczego, skoro przedstawione w filmie czasy są inne (w polskim lata 1949-63, w niemieckim 1984-93 rok).  Łączy je historia miłosna, przerażające czasy inwigilacji obywateli (przez partię, Stasi - ogólnie mówiąc - system). 

Film Floriana Marii Georga Christiana Grafa Henckel von Donnersmarck (sic!) zdobył Oskara i kilka ważnych europejskich nagród filmowych, a reżyser był też autorem scenariusza. Nota bene urodzony w 1973 r. Donnersmarck opowiada historię z czasów swego dzieciństwa... Pogrzebałam trochę w necie i cóż znalazłam za smaczki! Florian ma 205 cm wzrostu, jego dziadek urodził się w moim rodzinnym Wrocławiu. Była to w ogóle arystokratyczna, śląska rodzina. 
Obsypany nagrodami film był pierwszym tak poważnym w dorobku reżysera. Nie chcę rozpisywać się o szczegółach fabuły - zachęcam do samodzielnego wyrobienia sobie opinii, ale film niemiecki zrobił na mnie dużo większe wrażenie. Przyćmił premierę "Zimnej wojny" w moim odczuciu - całkowicie. Czyżbym niepotrzebnie wydała kasę na bilet?

Pawlikowski jest podobnie jak Donnersmarck (współ)autorem scenariusza "Zimnej wojny", oraz także laureatem Oskara, chociaż za inny film, "Ida". Ale z jakiegoś powodu "Zimna wojna" wydaje mi się wtórna do "Życia na podsłuchu" i "Idy" właśnie... 
A Wy, co sądzicie?
 

1 komentarz:

  1. znam oba filmy, nie zachwyca mnie "Zimna wojna", natomiast niemiecki film świetny

    OdpowiedzUsuń