W sobotę (dzień po premierze) widziałam w kinie "Zimną wojnę". Mocne wrażenie (ogólnie dobre) zatarło się już w poniedziałek - zupełnie niechcący obejrzałam w tv film z 2006 roku - niemieckiej produkcji, "Życie na podsłuchu".
I czar "Zimnej wojny " prysł... Nie wiem dlaczego, skoro przedstawione w filmie czasy są inne (w polskim lata 1949-63, w niemieckim 1984-93 rok). Łączy je historia miłosna, przerażające czasy inwigilacji obywateli (przez partię, Stasi - ogólnie mówiąc - system).
Film Floriana Marii Georga Christiana Grafa Henckel von Donnersmarck (sic!) zdobył Oskara i kilka ważnych europejskich nagród filmowych, a reżyser był też autorem scenariusza. Nota bene urodzony w 1973 r. Donnersmarck opowiada historię z czasów swego dzieciństwa... Pogrzebałam trochę w necie i cóż znalazłam za smaczki! Florian ma 205 cm wzrostu, jego dziadek urodził się w moim rodzinnym Wrocławiu. Była to w ogóle arystokratyczna, śląska rodzina.
Obsypany nagrodami film był pierwszym tak poważnym w dorobku reżysera. Nie chcę rozpisywać się o szczegółach fabuły - zachęcam do samodzielnego wyrobienia sobie opinii, ale film niemiecki zrobił na mnie dużo większe wrażenie. Przyćmił premierę "Zimnej wojny" w moim odczuciu - całkowicie. Czyżbym niepotrzebnie wydała kasę na bilet?
Pawlikowski jest podobnie jak Donnersmarck (współ)autorem scenariusza "Zimnej wojny", oraz także laureatem Oskara, chociaż za inny film, "Ida". Ale z jakiegoś powodu "Zimna wojna" wydaje mi się wtórna do "Życia na podsłuchu" i "Idy" właśnie...
A Wy, co sądzicie?
znam oba filmy, nie zachwyca mnie "Zimna wojna", natomiast niemiecki film świetny
OdpowiedzUsuń