środa, 25 września 2013

Obywatelu, zrób sobie śledztwo, czyli jak podwyższyć policji wykrywalność przestępstw

Muszę (bo się uduszę) opisać "zderzenie" mojej koleżanki z tak zwanymi stróżami prawa i porządku. Gdyby nie było tak absurdalne, to byłoby nawet zabawne... W sam raz na stronę zabawnej literaturki, tyle że z życia wziętej!

Chodzi o poszukiwanie sprawcy wgniecenia drzwi w zaparkowanym pod domem samochodzie. Jasne, to drobna sprawa, nieważna dla nikogo oprócz właścicielki pokiereszowanego auta. Dziwnie uparła się, by otrzymać od ubezpieczyciela pieniądze na naprawę szkody z AC, więc musiała zdarzenie najpierw zgłosić policji. Ponieważ sprawca nie zostawił żadnych na siebie namiarów, nawet odcisków palca (jedynie odcisk swego zderzaka na aucie koleżanki) i tym jakże nonszalanckim zachowaniem znacząco utrudnił pracę policjantowi, ów udzielił  obywatelce kilku cennych wskazówek, w jaki sposób ma sobie sama ustalić winnego:

* Po pierwsze - trzeba  ustalić, czy droga przy której było zaparkowane uszkodzone auto jest osiedlowa, czy publiczna (kto nią zarządza). Na pytanie koleżanki, czy nie będzie tego wiedział lepiej on, policjant z drogówki - napotkała jego oburzony wzrok i oblicze.

* Następnie należy ustalić świadków zdarzenia, oraz współposzkodowanego (może jeszcze jakieś auto zostało uszkodzone?) 

* No i najważniejsze - musi odkryć numer  rejestracyjny sprawcy!

Tak zatem koleżanka dostała od policjanta zlecenie przeprowadzenia regularnego śledztwa, pomimo że nie przedstawił jej umowy o pracę ani nie ustalił wynagrodzenia za czynności, za które z kolei koleżanka i my wszyscy płacimy z naszych podatków. Cóż zatem, ta dzielna kobieta zakasała rękawy i wzięła się do roboty niczym jakaś Rutkowska (a jest doktorem farmacji i w dodatku inaczej się nazywa). Poszła do osiedlowej ochrony sprawdzić monitoring.  Wyciągnięcie filmu, na którym widać jak jakiś samochód wali w drzwi jej auta było trudne, bo według prawa można go udostępnić jedynie policji, ale argument 100-złotowy załatwił sprawę. Z filmem na pendrivie udała się znów do stróżów prawa w przekonaniu, że teraz to już ma wszystko. Niestety, policjanci z naganą skonstatowali, że kiepski film zdobyła (i to nielegalnie!), bo na czarno-białym obrazie nie widać numeru rejestracyjnego samochodu sprawcy, a marki czy też koloru auta również nie da się ustalić.  Pouczono ją zatem, że musi kontynuować swoje śledztwo. Nie wiem, czy chociaż jednym słowem pochwalono za dotychczasowe postępy...

Koleżanka wiesza więc ogłoszenia na osiedlu. Jest pierwszy sukces: zgłasza się współposzkodowany, oraz świadek, widziany na filmie, który pomagał sprawcy wyjechać z parkingu. Dzięki jego relacji koleżanka wie,  co to było za auto, jakiego koloru, że kierowca był mężczyzną i że przyjechał po dziecko do pobliskiego przedszkola. I że to bardzo miła osoba, która zapewniała, że zaraz zostawi kartkę z informacją, i że świadkowi do głowy nie przyszło, iż może tego nie uczynić. Mnóstwo informacji, z którymi znajoma dzieli się z policjantem. A ten nic, tylko nadal domaga się numeru rejestracyjnego sprawcy.

Znajoma idzie więc do przedszkola, wypytuje przedszkolanki kto odbierał dziecko o takiej i takiej godzinie tamtego dnia. Nic nie pamiętają, bywa. Przełom w śledztwie obywatelskim nadchodzi za dzień czy dwa, gdy współposzkodowany widzi opisane przez świadka auto przed przedszkolem, notuje więc szybko numer rej. i wysyła sms-em do koleżanki. Dane te trafiają do policji. No chyba wreszcie są zadowoleni z roboty, którą wykonała koleżanka, bo milczą ze trzy dni, aż w końcu dzwoni policjant i informuje, co ustalił.

Sprawca się przyznał, nawet ubolewał, że nie znalazła jego kartki za wycieraczką, gdyż widocznie jakiś złośliwy psikus ją usunął. Na filmie z monitoringu nie widać,  by sprawca w ogóle wysiadał z auta, więc chyba kłamie. Zdaniem policjanta jednak sprawca na pewno ją zostawił, gdyż "jest bardzo pozytywną osobą". Ponadto w notatce policyjnej ze zdarzenia i danymi sprawcy (które sama ustaliła) pada stwierdzenie, że był trzeźwy. Na pytanie koleżanki, skąd policjant to wie, znów pada argument, że tak na pewno, bo to bardzo pozytywna osoba. Następnie policjant zwierzył się koleżance, że pomimo sympatii do sprawcy musiał go  ukarać mandatem, bo "sprawa zaszła za daleko". Znajoma zadrżała więc, że za chwilę ona otrzyma mandat: za nielegalnie zdobyty film z monitoringu no i za to, że stała  w takim miejscu, w którym przeszkodziła sprawcy w bezszkodowym wyjechaniu z parkingu...

Na razie jednak trwa likwidowanie szkody, a policja wrocławska, wydział ruchu drogowego cieszy się z wyższej wykrywalności i lepszych statystyk.

Uradowana z efektu (w sumie gładko poszło, w jakiś tydzień) koleżanka, doktor farmacji, rozważa teraz zmianę zawodu. Pierwszą sprawę ma zakończoną sukcesem, więc chyba się nadaje? Chętnie się do niej dołączę, bo od dzieciństwa marzyłam by pracować jako detektywka. Planujemy więc wspólnie założenie agencji  pod nazwą "Zabójczo amatorskie, zabawne detektywki". Oczekujemy zleceń!

4 komentarze:

  1. A to nic dziwnego ot zwykła Polska rzeczywistość,
    Obywatelu!!! Broń się sam, szukaj sprawcy sam, Obywatelu!!! lecz się sam etc. etc.
    Wiesz wszech obecny (jak mawia mój tata a ja tego sformułowania nienawidzę) tumiwisizm.
    serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  2. ... zyj sam i sam sie też rozmnażaj. No tak to własnie jest. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie prawdziwe! Takie polskie!
    Gratulacje dla koleżanki! Rasowa agentka! :)
    A nasi policjanci zdecydowanie najlepiej odnajdują się w wystąpieniach publicznych: http://www.youtube.com/watch?v=lfGpuBBbT5I
    PS. Zleceń nie posiadam, ale chętnie dołączę do Waszej agencji :D (np. jako konsultantka ds. nadużyć internetowych i międzyludzkich na woj.śląskie i małopolskie)!
    CV nie będę przesyłać, ale mój wpis motywacyjny-> http://bezokienna.blog.pl/2013/07/26/swiat-juz-nawet-nie-stoi-na-glowie/ :)
    PS2. Przeczytałam parę Twoich wpisów i stwierdzam, że Twój blog jest tak uniwersalny, ciekawy i w moim przekonaniu (nie bójmy się tego słowa->) profesjonalny, że na pewno jeszcze nie raz tu zajrzę!
    Pozdrawiam,
    Aga :) !

    OdpowiedzUsuń
  4. To witaj w naszej agencji, Agnieszko :-) Przyjmujemy Cię z otwartymi ramionkami :-). Dziękuję serdecznie za miłe słowa na temat bloga, już chciałam go zawiesić, bo człowiek się tu spręża, snuje refleksje, a czytelnicy pojawiają się jedynie przy przepisach kulinarnych, nie mówiąc o chorobliwym wręcz zainteresowaniu notką najmniej dla mnie wartościową (ten nieszczęśnik z gadu-gadu"). Pozdrawiam, zaraz zajrzę do Ciebie i trzeba się rozejrzeć za zleceniami :-)

    OdpowiedzUsuń