poniedziałek, 7 grudnia 2020

Kiedy kot czyta posty na fujsbuku...

Od jakiegoś czasu podejrzewam, że moja kotka, Lola, czyta posty na fejsie. Jest to tym dziwniejsze, że nie mieszka ze mną w domu, jest "koteczką z wolnego wybiegu". Rezyduje na zewnątrz, na posesji, w swoim drewnianym domku, a nie w mieszkaniu...

Lola jest z nami ponad 6 lat, trzyma się nas, a my jej. Karmienie, tulenie, pieszczotki, leczenie w razie potrzeby (tylko na początku, gdy się pojawiła, była taka konieczność). Lola przybyła na nasz ogród 6 lat temu jako koteczka wysterylizowana i około 1,5 letnia. Tyle powiedziała weterynarka.

Tak sobie mieszkamy razem, czerpiąc ze swej obecności mnóstwo radości. Kiedy my, człowieki musimy gdzieś wyjechać, zostawiamy jedzenie dla Loli. Najczęściej sąsiadom, którzy bawią się w niańczenie naszej posesyjnej koteczki (w domu mieszkają 3 rodziny), albo przyjaciołom, którzy mieszkają w pobliżu i mogą zajrzeć przynajmniej 2 razy dziennie, by dać Loli jeść.

Jakiś czas temu zostawiłam sąsiadom większą porcję żarełka w specjalnym kartoniku z wypisanymi godzinami karmienia, i wyliczonymi saszetkami. Oczywiście, kupuje zawsze dania, które Lola lubi i chętnie zjada. Wyglądało to całkiem jak dieta pudełkowa lub catering:

Zrobiłam zdjęcie pudełku, bo wyglądało to dość zabawnie. A sąsiedzi starsi wiekiem, cenią sobie dokładne instrukcje.

Zdjęcie wrzuciłam jakiś czas potem na fejsa, w grupie KOTY OPANOWUJĄ POSLKĘ, której jestem członkiem. Z komentarzem, że taki catering zostawiam dla mojej koteczki, gdy wyjeżdżam. Uznałam, że to humorystyczne i tyle, a przeważnie wrzucam tam zabawne memy czy filmiki dotyczące kotów. Post się pojawił i... zaczęło się. Najpierw niewinnie. Jakaś dziewczyna zapytała, co to za karma, bo nie widać nazwy. Pytanie nie miało związku z moim postem, ale udzieliłam odpowiedzi, że to Sheba. (Nota bene Lola ją uwielbiała). Ta sama dziewczyna zaczęła z miejsca krytykować tę karmę i pouczać mnie w kwestii zdrowego żywienia kotów. Sprawdziłam - nie był to profil weterynarz czy dietetyka, choćby człowieczego. Jakaś młoda dziunia i tyle. 

Mój post zaczął szybko żyć własnym życiem, pojawiły się inne głosy krytyczne, innych osób, ta pierwsza doradzała, odpowiadała, prostowała, pouczała, krytykowała. Ponad sto komentarzy na temat Sheby, że to świństwo itp. W zasadzie oprócz jednego głosu w mojej obronie, wszyscy uczestnicy tej dyskusji na mnie wsiedli, że truję kota! Czekałam, kiedy dojdą do wniosku, że należy do mnie przysłać Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami na interwencję. I nie byłoby może w tym nic innego oprócz prawdziwej troski o zdrowie kotów, gdyby nie nachalne powtarzanie tej pierwszej dziuni, że "najlepszą karmę kupicie w Biedronce". Olałam sprawę, nawet tych komentarzy wszystkich nie czytałam, nie odpisywałam na nie - totalny luz. Gdyby nie jedna kwestia. Lola przestała jeść Shebę... Kiedy ona przeczytała te komentarze na fejsie???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz