wtorek, 2 stycznia 2024

Barcelona - tylko Gaudi!

Moja ponowna wizyta w Barcelonie (krótka, była przerwą w rejsie, zejściem na ląd) miała tylko jeden cel - zwiedzenie wreszcie Sagrady...

No i znowu się nie udało... Byłam w Barcelonie po raz kolejny, po latach. Wówczas nie weszłam do środka kościoła, już nie pamiętam, z jakiego powodu. Chciałam nadrobić to podczas tegorocznego, listopadowego rejsu statkiem po Morzu Śródziemnym. Było wszak kilkanaście godzin na to...

Plan był taki, że nie korzystamy z wycieczki organizowanej przez załogę statku, tylko samodzielnie zmierzamy prościutko do Sagrady. Ta zaległość bardzo mi ciążyła, inne sławne "Casy" Gaudiego wówczas widziałam, a były też w programie wycieczki, co wydało mi się zbędne. Decyzja była więc prosta: sami to sobie zorganizujemy.

Sprawnie nam poszło zejście na ląd i dotarcie do La Rambla. Stąd przemieszczaliśmy się do Sagrady nadal na piechotę, przecinając ulubioną przez nas dzielnicę Barri Gotic. Średniowieczna dzielnica wybudowana na rzymskich ruinach Barcino, niezwykłemu zrządzeniu losu zawdzięcza swe ocalenie w skali niespotykanej w Europie. Największe na tym kontynencie urbanistyczne założenie, które przetrwało w swej cudownie malowniczej formie do dziś. Minęliśmy więc La Seu (barcelońską katedrę pod wezwaniem św. Eulalii, bowiem niewielu wie, że Sagrada Gaudiego nie jest nią), z pośpiechu nie wchodząc nawet do wnętrza. Cel był jeden, więc La Seu została pobieżnie pozdrowiona, choć mocno zachwyconym okiem. Odkryłam nagle, że mogła być inspiracją dla Gaudiego. Stała tutaj od początków chrześcijaństwa, ale gotycki kształt przybierała między XII a XV wiekiem. Jest w niej coś jakby zapowiadającego Gaudiego - jego geniusz w falowaniu przestrzenią. Koronkowe pinakle, rzygacze, cała kamieniarka jakoś tak nie pasują do surowości nie tylko tej budowli, ale całej dzielnicy Barri Gotic. Jest w niej coś dziwnego. Mimo to została przez nas pominięta. Sagrada! Sagrada! krzyczało mi coś do ucha. 


Wreszcie do niej  dotarliśmy. Tłumy, tłumy nieprzebrane! Gdzie jest wejście, gdzie kasa? Pytamy o bilety, pani w kasie rozkłada ręce. Na dzisiaj już nie ma. Są na jutro. Jak to????? Co z tego, skoro my jutro będziemy w Marsylii. Trzeba było kupić przez Internet - doradza kasjerka na odchodnym. Nie pomyśleliśmy o tym! Mogliśmy kupić bilet wieczorem, jeju jeju!

Moje rozczarowanie nie ma granic. Nic jednak nie możemy zrobić. No, może oprócz fotografowania się pod Sagradą z wielu stron. Trochę (dużo!) się zmieniła, pojawiły się nowe wieże (od czasu, gdy ją ostatnio fotografowałam...). Budowa posuwa się do przodu, ale do końca jednak sporo brakuje.

Co tu jednak robić? Pomyślałam, że na otarcie łez zwiedzę sobie mniej znaną Casę Gaudiego. Znajduje się ona w dzielnicy o wdzięcznej nazwie Gracia. Dopiero w XIX w. przyłączono to oddzielne, przemysłowe miasteczko do Barcelony. Gracia nie jest popularnym traktem dla turystów, a dotarcie spod Sagrady zajęło nam sporo czasu i energii. Gracia zachowała swój kataloński urok i charakter. Mijaliśmy zachwycające, gustowne, okazałe kamienice, które świadczyły o dostatku i prospericie Gracii. Dotarliśmy do Casa Vicens. Wrażenie niezwykłości jest dodatkowo podkreślone przez sąsiedztwo dość wysokich bloków mieszkalnych. 

Casa Vicens to pierwsze zlecenie dla młodego, zaledwie 30-letniego Gaudiego, któremu w 1883 r. wytwórca ceramiki Manuel Vicens powierzył zaprojektowanie swojej letniej rezydencji. Do 2017 r. budynek nie był udostępniany zwiedzającym, teraz jest to możliwe. Z tej możliwości skwapliwie skorzystałam. I było to świetnie wydane 20 euro!

Nie wiem, jak opisać to cudo, które jest mauretańskim zamkiem, akwarium i ogrodem w jednym. Każde pomieszczenie w innych kolorach, dekoracje sufitowe z papier-mache, dużo płytek ceramicznych na zewnętrznych ścianach (ha, zleceniodawca był ich wytwórcą, więc poniekąd nic dziwnego...). Na dachu - który się zwiedza, charakterystyczne dla Gaudiego dziwaczne kominy. Słyną z nich inne późniejsze projekty Antonio. 

Aż nie chce mi się wierzyć, że budowa trwała tylko 2 lata! Wewnątrz bogactwo dekoracji, roślinnych motywów, feeria kolorów, kafli ceramicznych, belek stropowych. Zwłaszcza sufity wzbudziły mój wręcz stuporowy zachwyt i podziw! Czad! Antonio, Antonio, jesteś cudem!













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz