wtorek, 16 października 2018

Katar, nos i nosorożec

Ledwie skończyłam czytać „Katar” Stanisława Lema (powrót do lektur z nastoletniej młodości) - dostałam kataru.

W powieści przewija się wątek kataru siennego, czyli alergicznego. Mój jest w trakcie autodiagnozy. Przypuszczam przeziębienie, chociaż temperatura niska, jak u gada, a i innych objawów brak. Noc przeszła na majakach, w których częstowałam wszystkich wokół chusteczkami do nosa. W kratkę.

W planie miałam dziś pracowity dzień, więc już się zaczynałam zastanawiać, jak pójść na spotkanie kosmetyczne i nie zasmarkać obecnych na nim kobiet. Z kłopotu wybawił mnie telefon od dyrektor miejsca, w którym umówione były warsztaty kosmetyczne. Okazało się, że coś źle zrozumiałam, a nauczycielki potrzebują więcej czasu na decyzję, czy chcą skorzystać, wpisać się na listę chętnych do makijażu itepe. Padł miażdżący argument od pani dyrektor:
- To są kobiety, mają swoje obowiązki, pracę, rodziny, wie pani....
Na co ja: - Przepraszam, pani dyrektor, a ja to kim jestem? Nosorożcem?

Podświadomość mi odstaje, jak nic! Katar-nos-nosorożec...


A tu nosorożec w wydaniu Salvatore Dali.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz