poniedziałek, 25 maja 2020

Lawendowe żniwa

A u mnie już kwitną dwie kępki lawendy! W maju! 

Jedna w ogrodzie, w starej beczce bez dna, więc w zasadzie w gruncie. Druga na tarasie, w doniczce. Dwie odmiany, dwie piękności:


Uwielbiam lawendę, chociaż nie dla zapachu, który wydaje mi się dość przaśny i mydełkowy (zwłaszcza  w postaci własnie saszetek zapachowych, czy mydeł). Raz zrobiłam nawet nalewkę lawendową, której nikt nie chciał wypić, bo mydlana w smaku i zapachu wyszła... Inna sprawa, że mam wielką kępę przy garażu, która trącam przechodząc. Odwdzięcza mi się świeżą wonią. I tę lubię.
No i same krzaczki, widok, kolor - cudo! Pamiętam, że bardzo chciałam zobaczyć słynne lawendowe pola w Prowansji. Niestety, w lipcu, kiedy tam trafiłam, było już po żniwach. Smętne, przycięte krzaczki nie chwytały za oczy. Nagroda spotkała mnie... na Tasmanii. W grudniu lawenda kwitła tam w całej okazałości. Co więcej, Tasmania, identycznie jak Prowansja, uważa te uprawy za swoją specjalność! Napasłam oczy i aparat. Przypominam sobie, że dość karkołomnie musieliśmy zatrzymać samochód, by zrobić tę focię...


Odcienie fioletu wciąż mi towarzyszą. Nie tylko lawenda:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz