Lola (pisałam o niej tutaj: http://zabawnaliteraturka.blog.pl/2014/05/08/monstrum-zwane-lola/) jest już od prawie 2 miesięcy rezydentem mojego ogrodu, dokarmiamy ją z mamą regularnie.
Wczoraj wracam z pracy i widzę, że czeka na mnie w ogrodzie, więc pędzę do mieszkania po koci prowiant. Wchodzę do ogrodu, daję Loli pasztecik w jej miseczce i rozglądam się wokół. Rety, skąd tu tyle kociej sierści? Po trawie przewalają się bowiem kłęby burych kłaków, każdy wielkości mojej pięści - a jest ich chyba z 5 albo 7...
Od razu przypomina mi się scena z "Misia", gdy Ochódzki w teatrze zgubił włosy wyrosłe mu po odżywce "Samson" i sprzątaczki zbierające te kłaki spomiędzy foteli mówią: chyba jakiś krytyk był na spektaklu...
Skąd jednak tyle sierści, najwyraźniej Lolinej, na trawniku???? Ale, zaraz, poprzedniego dnia dałam jej na deser chrupki, które mama nabyła w zoologu. Dzwonię więc do matki:
- Coś ty za karmę Lolce kupiła? Czy to nie był aby odkłaczacz?
- Odkłaczacz? A co to jest?
- No taka karma, by kot mógł łatwiej usunąć zlizaną w czasie mycia sierść z żołądka.
- A wiesz, możliwe, bo ten sprzedawca coś takiego mi mówił, ale ja nie wiedziałam co to znaczy... Kupiłam tę karmę i już. Biedna Lola!
- Zaraz tam biedna, została dzięki tobie kocim krytykiem :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz