niedziela, 13 lipca 2014

Dinner en blanc... et bleu!

Wróciłam z moich małych, greckich wakacji - ale o nich potem. Akurat zaraz po powrocie wypadało u mnie spotkanie Klubu 6 Talerzy - to taka nasza zabawa w babskim gronie (6 dziewczyn) - spotykamy się za każdym razem u innej, która serwuje kolację. 
Ponieważ byłam na greckiej wyspie i pojadłam tamtejszych smakowitości, a w dodatku właśnie dowiedziałam się (i zafascynowałam) o kulinarnym happeningu, który odbywa się w Paryżu, zwanym diner en blanc - oczywiste dla mnie było, że muszę podać kolację w bieli i błękicie, czyli w kolorach greckiej flagi. No to zrobiłam diner en blanc... et bleu!

Najpierw parę słów o tym francuskim pierwowzorze. Od 26 lat odbywa się taki właśnie piknik pod gołym niebem, najczęściej w Paryżu, w znanych miejscach publicznych. Tajemnicza organizacja trzyma do ostatniej chwili w sekrecie info o godzinie i miejscu pikniku, nie można też się nań pojawić bez zaproszenia wtajemniczonej osoby. Zasadą jest, że wszyscy goście przychodzą ubrani na biało, przynoszą szampana i czerwone wino - i degustują dania, które ktoś dla nich przyrządził. Nie wiem, kto, ale zadanie jest niemałe, bo w tym roku w diner en blanc w Paryżu uczestniczyło... 12 tysięcy osób! Ta informacja zainspirowała mnie do zrobienia kolacji greckiej dla moich klubowiczek. 

Zobowiązałam je więc do przybycia w bieli i błękicie, z butelką greckiego wina (najlepiej retsiny - co za szczęście, że w Lidlu zaczynał się właśnie grecki tydzień!) a sama zaczęłam uganiać się za białym serwisem obiadowym, ponieważ ja nie mam w domu niczego białego. Nawet sufitów. Taka moja mała awersja na biel. Poniżej stół przed przyjściem gości i z gośćmi:


Biały obrus i błękitne serwetki pożyczyłam od mamy, koleżanki w pracy użyczyły mi jakichś białych półmisków, świeczników itp. Serwis nabyłam w Pepco - za niedużo, za to przyszłam do domu, zaglądam na spód talerzy, a tu się okazuje, że to model... Greece, czyli Grecja... Bingo. Ustaliłam następujące menu:
- przystawka: sałatka grecka (horiatiki), oliwki z Kalamaty, tzatziki własnoręcznie wykonane, oraz pita podana na gorąco z ziołami i oliwą - tak jak jadłam na Korfu. Oliwę nawet sobie stamtąd przywiozłam. Miałam jeszcze zakupione w Lidlu ryżowe gołąbeczki w liściach winogron, ale z tego całego zamieszania zapomniałam podać.
- I danie: zupa rybna wzorowana na korfiańskim bourdetto. (Oryginalnie bourdetto jest rybą w sosie, ale ponieważ miałam inny plan na danie główne, zmodyfikowałam konsystencję i wyszła mi zupa rybna. Zmieszałam 3 gatunki ryb morskich).
- II danie: moussaka z wołowiny zapiekana z beszamelem na wierzchu.
- deser: jogurt grecki z miodem i orzechami, ozdobiony poziomką z ogrodu.

Klubowiczki stawiły się w komplecie, a nawet były 2 dodatkowe: z Austrii i Australii (przejezdne wakacyjnie znajome), co spowodowało małe trudności logistyczne, bo jednak szóstka "poręczniejsza" jest przy stole. Musiałam krzesła z ogrodu dostawiać itd. Za to dziewczyny przybyły, jak na grecką ucztę należy: w świeżych wiankach z winorośli na głowie. Cudne!



Wszystko zostało zmiecione z talerzy, a moussaka z cynamonem i gałką muszkatołową pachniała tak, że dziewczyny nie mogły doczekać się głównego dania. Cieszy mnie ten udany wieczór, bo moussakę robiłam pierwszy raz w życiu. Nie mówiąc o bourdetto...


6 komentarzy:

  1. Świetny pomysł z tym Waszym Klubem. Podziwiam inwencje twórczą. U nas odpada, bo nas rozrzuciło po świecie. Musakę uwielbiam i czasem robię, choć sporo przy niej pracy, więc muszę mieć dużo czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym naszym klubem to świeża sprawa, jesteśmy zaledwie w połowie drugiego obiegu. I jesteśmy grupą mało znających się wcześniej (lub wcale) dziewczyn, żadne tam studenckie czy szkolne kontakty.
    No fakt, przy moussace full roboty. Urobiłam się, przyznaję...
    Dzięki za odwiedziny, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomysł zankomity na te spotkania! Ciekawe jakie kryteria stosujecie, przyjmując chętne osoby do Klubu? Czy decydują umiejętności kulinarne? Czy 6 to nie jest czasem symbol satanistów? Czy Klub ma coś wspólnego z szatanem? Tym bardziej, że menu Beciu brzmi "piekielnie" dobrze!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu, kryterium jest tylko matematyczne - ta szóstka, poręczna przy każdym stole... Powiem szczerze, że mamy cały czas próby przekonania nas o rozszerzeniu Klubu na więcej członkiń, ale musimy to przemyśleć... Buziaki, do zobaczenia w fabryce...

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyle starań! Takie zaangażowanie!
    Piękna aranżacja stołu, świetny pomysł na tematykę spotkania i rewelacyjne wykonanie!
    Cała Beta! Kreatywna i Perfekcyjna Pani Domu.
    Jestem dumna, że czytam Twojego bloga (fakt- zazwyczaj pojawiam się z małym poślizgiem, ale w tym cały urok... nigdy nie wiadomo kiedy wbiję z pompą i przytupem ;) )!
    PS. A takich zgranych członkiń Klubu gratuluję i zazdroszczę!
    Całusy :*

    OdpowiedzUsuń
  6. No wspaniale się złożyło, że spotkanie klubowe było po moim urlopie na Korfu, więc długo nie musiałam myśleć nad menu. Oj tam, oj tam, taka znowu perfekcyjna nie jestem, bardziej zabawowa, bo jak się bawić to na całego, nawet zastawę dokupię, a co mi tam... Potwierdzam, że klubowiczki są super! I na kolejne spotkanie mamy zaproszenie do Wiednia, do tej klubowiczki, co była gościnnie. A jak się namówimy, to i do Australii gotowe jesteśmy lecieć na jakiś dinner. Grunt to fun!

    OdpowiedzUsuń