Dzięki niej odkryłam, że są kościoły, które oferują w dni powszednie poranne msze święte ze... śniadaniem! Oto dowód:
Kontynuowaliśmy naszą podróż wśród ogródków działkowych, w stronę wody, docierając prawie naprzeciw naszego domu, ale po drugiej stronie Odry. A tu błonia przecudne, ludzie na trawie sobie siedzą, piwko piją, całują się. Zdziwienie - w życiu tu nie byłam!
Ruszyliśmy w stronę mostu Szczytnickiego, by wrócić na wyspę. Po drodze są akademiki, więc nadzialiśmy się na stada studentów, wylegujących się na kocykach, grillujących i śmiecących. No tak, juwenalia są w mieście, zapomniałam!
Podążyliśmy w stronę naszego ulubionego jazu przy ZOO, gdzie można posiedzieć na sztucznej plaży, ale setka studentów podążających właśnie w tym kierunku mocno nas zniechęciła.
Objechaliśmy zatem ZOO, mijając główne wejście (hit Wrocławia ze względu na Afrykarium – byłam w marcu, warto) i wjeżdżając na wały z innej strony. Sprawdziliśmy, jak się ma jaz Opatowicki po remoncie – podoba się, nie tylko ludziom, bo na wysepce pozostawionej na samym środku rzeki ucięła sobie drzemkę... czapla siwa. Ptaki te bardzo lubią Wrocław – koło mojego domu, w rejonie Mostów Jagiellońskich stale rezydują chyba dwie, a w pobliskim Parku Szczytnickim jest ich nawet kilka… Ta na zdjęciu jakoś bez głowy
Wracaliśmy do domu mijając jaz Bartoszowice. Nie jechaliśmy jednak koroną wału, tylko dołem… Aż nagle koła nam wbiło w ziemię… bezwstydne drzewo, z siusiakiem na wierzchu! Chociaż… Mimo wszystko jednak "wstydne" - odwróciło się przecież plecami do spacerujących albo jadących po ścieżce, by nie wszyscy widzieli, że nie ma majtek... I takie to były te moje rowerowe wielkie odkrycia na małej wyprawce...
Beto odkrycia wspaniałe, drzewo z siusiakiem i ta wspaniała wokół przyroda. Fajnie tam macie. Nie słyszałam o takich żelowych antygwałtach, muszę koniecznie się nimi zainteresować, bo po pierwsze, będzie miękcniej, a po drugie jeżdżę w pojedynkę ;) . /mąż inwalida/ i jak mu opowiem o tych antygwałtach, to już będzie o mnie spokojny ;) . :) . :D . Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTereniu, żelowe antygwałty MUSI mieć każda cyklistka :-) Z powodów wyżej wymienionych oraz tych mężowskich :-) Pomijam fakt, że moje mi nabył mój mąż w... Lidlu, są dwa rozmiary za duże, spokojnie mogłabym w nie wepchnąć jeszcze trzy pampersy, ale czy ja wybieram się na rewie mody czy na rower? :-) Pozdrawiam Cię serdecznie z Wrocka pełnego bzów (już przekwitają), glicynii i czapli siwych...
OdpowiedzUsuńJakże piękna ta Dama w glicynii!
OdpowiedzUsuńŻelomajty antygwałty to chyba kuzynostwo nieprzyzwoitych gumomajtów antygwałtów co to wywołały pewien jubileuszowy skandal, czyż nie?
A studenci... to jest jednak specyficzny gatunek... Taka mieszanka wstydnego drzewa i drzemiącej czapli. Wyprawy zazdraszczam : )
Pozdrawiam!
Dalecy kuzyni, bo hmhm z nogawkami... ;-)
OdpowiedzUsuńNie zazdraszczaj, tylko pedałuj, zamiast się juwenaliować. Uściski!
Kupuję rower, bo też mieszkam we Wrocku - jadę po wałach, robię sobie focię pod glicynią i mam nadzieję, że w związku z tym też będę tak pięknie wyglądać, jak Ty!!! A może najpierw wypożyczę rower,bo obok mnie powstała "stacja rowerów publicznych"? Nie, nie, nie - kupię sobie rower miejski!!! Ale nie przepadam za rowerami, jak jestem kierowcą auta. To się nazywa relatywizm! Chyba jednak kupię sobie motor i będzie po problemie. Najlepiej kupię "kawasaki", bo występuje w pięknych kolorach, a kask motorowy doskonale zakrywa.... zmarszczki! Beciu - Ty zasługujesz nie na rower, ale na skutera!!!!!
OdpowiedzUsuńAle co niby z tym skuterem - wygodniejsze siodełka ma? :-))
OdpowiedzUsuńW glicyniach mi ładnie, mówisz? Ja tam widzę wielki nos i krzywą jedynkę (prawą), ale dzięki!
W ostateczności możemy się (z racji talentów kierowniczych) przesiąść na miotłę... Buziaki!
Pierwsze słyszę o żelowych antygwałtach.
OdpowiedzUsuńJesteś świetnym obserwatorem. Gratulacje. Dziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam.
Oj, ze zmysłem obserwacji to ja Ci nie dorównuję... :-)
OdpowiedzUsuń