Kolejna przygoda mojej Mamy z bankiem. Tym razem z Santanderem...
Swego czasu opisywałam przygodę Mamy z bankiem PKO. Teraz, po kilku latach przerwy, wydarzyło się coś śmiesznie wkurzającego.
Otóż podczas swojej nieobecności w domu, Mama otrzymała awizo o przesyłce poleconej. Podejrzewając, że to informacja o zmianie stóp procentowych kredytu, z Santandera, chciała udać się na pocztę. Zastanowił ją jednak inaczej wyglądający druk, jakaś nieznana jej nazwa Speedmail i podany adres odbioru listów poleconych w punkcie Lotto, oddalonym od domu ponad 2 km. Zdenerwowało to mamę, bo na pocztę ma 700 m. Postanowiła, że uda głupią staruszkę i pójdzie z awanturą, bo jak to jest, że na poczcie można kupić rajstopki, portfele, mydełka, cukierki, a listu poleconego odebrać nie można, tylko trzeba się szlajać po mieście? Odgrażała się, że zapyta z przekąsem, kiedy lokomotywy zaczną na poczcie polskiej sprzedawać?!
Pani na poczcie polskiej nie dała się oszukać. Spojrzała na awizo i potwierdziła, że przesyłka nie była awizowana z poczty polskiej, i że Mama musi się udać pod wskazany adres punktu Lotto. Rezolutna przyjaciółka mojej Mamy, pani już też prawie 80-letnia, zajrzała do googla i zdobyła numer telefonu do jakiegoś przedsięwzięcia gospodarczego pod wskazanym na awizie adresem. Panie chciały sprawdzić, czy są tam jakiekolwiek przesyłki, bo jazda do nieznanego miejsca na darmo, jakoś się Mamie nie uśmiechała. Opryskliwy pan poinformował przez telefon, że tu żadnych przesyłek nie ma, nie było i nie będzie. Pat.
Mama postanowiła zatem złożyć wizytę w banku, bo nie była tam przez ostatnie 2 lata pandemii, więc sobie przy okazji coś tam jeszcze z lokatą wyjaśni itd. Weszła do oddziału Santandera na wrocławskim Rynku i... Ją zatkało. Marmury, kandelabry, żadnych kantorków, lad dla petenta, tylko okrągłe stoliczki, miękkie kanapy dla klientów i eleganckie panie przy tychże okrągłych stoliczkach, wyposażone jedynie w laptopy. No nie, ubrane też były... Luksus i blichtr, oraz zniewalający zapach pieniędzy.W sprawę wtrącił się Mamy zięć, który sprawdził, że ów Speedmail to drugi największy operator pocztowy w kraju, obsługuje głównie banki i temu podobne instytucje. Mój mąż zdobył też w googlach inny numer telefonu do punktu Lotto, który miał przechowywać przesyłkę. Mama się wreszcie tam dodzwoniła. Tym razem odebrał uprzejmy pan, który poinformował, że on to akurat prowadzi lombard, ale na tyłach jego sklepu jest punkt Lotto, który pewnie jakieś przesyłki ma.
Ha, przyszła zatem moja kolej na działanie. Postanowiłam pomóc Mamie tam dojechać, bo nawet nie wiedziała, jakim środkiem komunikacji się tam dostanie. Wsadziłam Mamę w samochód i z pomocą googla próbowałam znaleźć adres. Najpierw wyprowadził mnie pod jednostkę wojskową. Ulica się zgadzała, tyle że numer jakoś umknął googlowi. Po wprowadzeniu korekty zaczęłam zagłębiać się w osiedle 10-pietrowych bloków, krążąc wąskimi uliczkami. Wreszcie znalazłam numer, Mama poszła po listy, ja zostałam przy aucie, bo nie miałam go gdzie porzucić. A szkoda, bo widok był ponoć bardzo ciekawy. Otóż, w schowku na szczotki, bo tak go Mama opisała, wielkości 1 m na 1 metr siedziała kobiecina wydająca przesyłki. Potwierdziła z dumą, że jest to placówka pocztowa i że wszystkich googel wyprowadza w pole, wszyscy błądzą. Punkt Lotto też się tu znajduje. Pomieszczenie wynajmowane jest od spółdzielni mieszkaniowej za niedużo.
To pewnie i przesyłka kosztuje niedużo, a to godna podziwu gospodarność banku! Cholernie oszczędny Santander! Szkoda tylko, że mając pocztę 700 m od domu starsza osoba musi błąkać się jak koziołek z Pacanowa, by odebrać list z banku. Nagrodą dla koziołka, trzymającego oszczędności w w/w banku jest, poza możliwością poćwiczenia zmysłu orientacji, okazją do aktywności ruchowej, oszałamiające wręcz oprocentowanie lokaty. Bo oprocentowanie kredytu to w tej chwili 7,5 %.Wiwat bank!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz