Poszłam dziś do Muzeum Narodowego na wystawę "żelastwa", by odciążyć głowę od myślenia o potężnej katastrofie ekologicznej na Odrze...
Po prostu musiałam zająć czymś głowę, a ponieważ nic mnie tak nie uspokaja jak muzeum, wybór padł na czasową wystawę w Narodowym, zatytułowaną "Żelazny świat". Zresztą, szalenie ciekawie opowiadał o niej parę dni temu w radiu jej kurator.
Historię zamków wywiódł od starożytnego Egiptu, potem przemknął się przez greckie skarbce świątynne, do czasów Imperium Rzymskiego i zamków oraz kluczyków tak małych, że noszone były w pierścieniach, na palcach dłoni. No to mnie zaciekawił. Najstarszym eksponatem na tej wystawie muzealnej miał być klucz do zamka z epoki Wikingów.
Rekonstrukcja zamków egipskich i greckich, drewnianych |
Po długich namowach udało mi się zaprosić męża na obchód wystawy. Z nieszczęśliwą miną, powłócząc nogami towarzyszył mi w tej wyprawie. Wystawa nie jest wielka, to kilkadziesiąt eksponatów zgromadzonych w małej salce, ale za to bardzo ciekawych. Nawet Andrzej, jak rasowy inżynier mechanik, ożywił się przy zamkach z kilkoma zapadkami, zamontowanych w żelaznych skrzyniach. Kilkanaście niezwykle ozdobnych zamków do drzwi czy mebli przypomniało mi taki jeden, starodawny, którego nie kupiłam swego czasu w Jordanii, w antykwariacie w Akabie. Tamten zamek wyglądał jakby został wyjęty z pałacu jakiegoś sułtana za czasów tysiąca i jednej nocy. Dlaczego go wtedy nie kupiłam - nie wiem, ale do dziś żałuję...
Cudeńka, trochę podobne |
Całkiem podobne do tamtego, jordańskiego... |
Zamek to jedno, ale były też na wystawie żelazne skrzynie zaopatrzone w skomplikowane mechanizmy - po prostu starodawne sejfy. Cóż można w nich było przechowywać! A jak fascynująca konstrukcja zamknięcia!
No to się wyciszyłam, a Wy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz