poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Podróż za jeden uśmiech...

Mam wieeeeeeeeeeelkie zaległości blogowe, które biorą się stąd, że nie nadążam opisywać wszystkiego, co się dzieje - tak szybko i w takich ilościach.

Po pierwsze, skończę temat Portugalczyków. To bardzo mili goście, których miałam z portalu hospitalityclub.org. Ostatnio jest wprawdzie niewiele okazji do goszczenia kogoś, może dlatego, że portal couchsurfing jest bardziej popularny od hospitalityclub - ale trudno, ja jestem wierna pancerna!
Ostatnim akcentem pobytu moich portugalskich gości we Wrocławiu był koncert Kapeli Timingeriu - wrocławskiego zespołu muzyków, na który zaprosiliśmy Matildę, Fernando i Hugo. Ta rodzinna kapela (kilku członków jest rodzeństwem) gra melodie lwowskie, bałkańskie, żydowskie i cygańskie - coś niesamowitego! Nawet na życzenie grają, co ktoś z widowni zaproponuje. Wszystko w rytmach porywających do potrząsania czym tam kto ma. Posłuchajcie zresztą sami (to akurat filmik z innego występu na wrocławskim Rynku):

https://www.youtube.com/watch?v=_PRwVLK3evw

Fernando bardzo się rozkręcił na parkiecie klubu "Stary klasztor", w którym odbył się koncert. Matilde również kołysała biodrami i klaskała do rytmu - bardzo im się podobało. Fernando wciąż się dopytywał, czy oni śpiewają po polsku (większość piosenek była po romsku, mołdawsku) no i kiedy wezmą się za fado... :-) Ponieważ na nasze spotkanie zaprosiłam jeszcze przyjaciółkę, mówiącą po włosku, stanowiliśmy 6-tkę bardzo multilingwistyczną: rozmawialiśmy  przeważnie po angielsku, czasem po niemiecku, Gosia mówiła do Matilde po włosku, a ona odpowiadała jej po francusku. Między sobą nasi goście mówili po portugalsku. Jak ktoś nas słyszał z boku, to się mocno zastanawiał... Efektem tej przemiłej wizyty jest zaproszenie do Portugalii, do wiejskiej posiadłości Fernando i Matilde na Algarve, w niewysokie górki (50 km od morza), gdzie stoi prosty, wiejski dom na wzgórzu, w środku gaju pomarańczowego, wyposażony w taras i basen ze słoną wodą (poniżej zdjęcie poglądowe)  ;-). Naszą codzienną "pracą", jak groźnie zapowiedział Fernando, będzie zbieranie co rano pomarańczy i robienie z nich soku, który następnie będziemy popijać pluskając się w basenie... 

Podobno w lecie będą bezpośrednie połączenia z Wrocławia do Faro. No to już wiadomo, gdzie należy mnie szukać w wakacje...


 

8 komentarzy:

  1. Ale widoki na tych zdjęciach <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż wakacji się zachciało, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne wakacje Was czekają. A praca jaka superowa :) . Muzyka fajna. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Najbardziej mnie ta praca raduje... Mój mąż uwielbia chrupać cytryny prosto z drzewa, jak jabłka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podobno takie są smaczniejsze niż te ze sklepu. Słyszałam, że nie ma co porównywać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za pokazanie kapeli, to jest muzyka, którą bardzo lubię:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. To też muzycznie moje klimaty... Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny blog, zapraszamy do nas. :)

    OdpowiedzUsuń