Mam wieeeeeeeeeeelkie zaległości blogowe, które biorą się stąd, że nie nadążam opisywać wszystkiego, co się dzieje - tak szybko i w takich ilościach.
Po pierwsze, skończę temat Portugalczyków. To bardzo mili goście, których miałam z portalu hospitalityclub.org. Ostatnio jest wprawdzie niewiele okazji do goszczenia kogoś, może dlatego, że portal couchsurfing jest bardziej popularny od hospitalityclub - ale trudno, ja jestem wierna pancerna!
Ostatnim akcentem pobytu moich portugalskich gości we Wrocławiu był koncert Kapeli Timingeriu - wrocławskiego zespołu muzyków, na który zaprosiliśmy Matildę, Fernando i Hugo. Ta rodzinna kapela (kilku członków jest rodzeństwem) gra melodie lwowskie, bałkańskie, żydowskie i cygańskie - coś niesamowitego! Nawet na życzenie grają, co ktoś z widowni zaproponuje. Wszystko w rytmach porywających do potrząsania czym tam kto ma. Posłuchajcie zresztą sami (to akurat filmik z innego występu na wrocławskim Rynku):
https://www.youtube.com/watch?v=_PRwVLK3evw
Fernando bardzo się rozkręcił na parkiecie klubu "Stary klasztor", w którym odbył się koncert. Matilde również kołysała biodrami i klaskała do rytmu - bardzo im się podobało. Fernando wciąż się dopytywał, czy oni śpiewają po polsku (większość piosenek była po romsku, mołdawsku) no i kiedy wezmą się za fado... :-) Ponieważ na nasze spotkanie zaprosiłam jeszcze przyjaciółkę, mówiącą po włosku, stanowiliśmy 6-tkę bardzo multilingwistyczną: rozmawialiśmy przeważnie po angielsku, czasem po niemiecku, Gosia mówiła do Matilde po włosku, a ona odpowiadała jej po francusku. Między sobą nasi goście mówili po portugalsku. Jak ktoś nas słyszał z boku, to się mocno zastanawiał... Efektem tej przemiłej wizyty jest zaproszenie do Portugalii, do wiejskiej posiadłości Fernando i Matilde na Algarve, w niewysokie górki (50 km od morza), gdzie stoi prosty, wiejski dom na wzgórzu, w środku gaju pomarańczowego, wyposażony w taras i basen ze słoną wodą (poniżej zdjęcie poglądowe) ;-). Naszą codzienną "pracą", jak groźnie zapowiedział Fernando, będzie zbieranie co rano pomarańczy i robienie z nich soku, który następnie będziemy popijać pluskając się w basenie...
Podobno w lecie będą bezpośrednie połączenia z Wrocławia do Faro. No to już wiadomo, gdzie należy mnie szukać w wakacje...
Ale widoki na tych zdjęciach <3
OdpowiedzUsuńAż wakacji się zachciało, prawda?
OdpowiedzUsuńPiękne wakacje Was czekają. A praca jaka superowa :) . Muzyka fajna. :D
OdpowiedzUsuńNajbardziej mnie ta praca raduje... Mój mąż uwielbia chrupać cytryny prosto z drzewa, jak jabłka.
OdpowiedzUsuńPodobno takie są smaczniejsze niż te ze sklepu. Słyszałam, że nie ma co porównywać.
OdpowiedzUsuńDzięki za pokazanie kapeli, to jest muzyka, którą bardzo lubię:-)
OdpowiedzUsuńTo też muzycznie moje klimaty... Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, zapraszamy do nas. :)
OdpowiedzUsuń