wtorek, 27 października 2015

Szpilki kontra wrotki

Pędzę wieczorową porą na spotkanie, a właściwie bankiet. Musiałam się wyfiokować, więc na nogach szpilki mam - wielkie jak szable tygrysa szablozębnego, zatem krok mój dość niepewny.  Usiłuję się nie spóźnić, wystukuję tempo karabinu maszynowego - dziurkuję chodnik i chodziarstwo figurowe uprawiam. Co gorsza bruk okolic Rynku to drobna kostka, nierówna, żadnej szpilkostrady w zasięgu nóg.  Mijam akurat dwóch sztajmesów siedzących wprost na chodniku, którzy zagadują do mnie, obserwując moje wyczyny i wielką aktywność nożną:

- Dzień dobry!

- Dobry wieczór! - poprawiam, bo ciemno już.

Na co oni z wyraźnym zatroskaniem w głosie:

- Może wrotki?



W sumie - czemu nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz