Wybrałam się z mężem do kina (nota bene na świetną Mission: Impossible Fallout). Tuż przed wejściem do Cinema City ogarnęły mnie wątpliwości...
Czy ja aby nie zamarznę w czasie seansu, bo w upalne dni klimatyzacja chłodzi na maksa, a ja nie wzięłam sobie, jak mam w zwyczaju - szala na ramiona (byłam w bluzce z krótkimi rękawami). Chwila wahania, zastanawiam się nawet, czy nie zrezygnować z filmu, bo trzęsienie się z zimna psuje mi przyjemność oglądania. Andrzej chce pomóc:
- Nie masz czegoś w samochodzie, w bagażniku? Koca piknikowego, kurtki?
- Nieee, wszystko akurat wyjęłam. Kurtkę przeciwdeszczową woziłam, ale dwa dni temu zaniosłam do domu... Koca też nie.... Jedyne co wożę, to srebrną folię na przednią szybę, żeby się kierownica nie nagrzewała....
- To idę po tę folię!
- ????????
Po chwili widzę męża wracającego do kina ze srebrną folią pod pachą. Ha! W sumie dało się pod nią wysiedzieć. Cieplutko jak pod kocykiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz