Moja mama jest bardzo zakochana w koteczce Loli, która mieszka u mnie w ogrodzie. Lola pojawiła się 4 lata temu, wysterylizowana, dorosła, nie wiem do dzisiaj, czy ją ktoś wyrzucił, czy z jakiegoś innego powodu wybrała sobie mój ogród.
Mama ze mną nie mieszka, jednak tak zaangażowała się w karmienie i opiekę nad Lolą (była inicjatorką zbudowania kotce domku drewnianego przez mojego męża, różnych udogodnień kocich - trapu, tarasu słonecznego do opalania się itd., itp.), że często mam wrażenie, że traktuje ją jak moją siostrę. Częściej wypytuje, czy Lola jadła, jak się czuje i co porabia, niż o mnie.
Nie mogę wziąć koteczki do domu, bo mąż ma okropną alergię, więc staramy się sprawić, by życie ogrodowe miała maksymalnie komfortowe.
Ostatnio mijałyśmy się z mamą, więc zostawiłam jej informacje na kartce w domu, że Lola zjadła śniadanie, o której i takie tam jeszcze drobne sprawy, po czym wpadłam na pomysł, by się podpisać "córka bez futra". No i mama ma teraz już oficjalnie dwie córki: jedną w futrze, drugą bez. Komedia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz