We środę, w wielkim pośpiechu, bowiem cały Wrocław robił zapasy jedzenia przed Bożym Ciałem i galerie handlowe były wręcz oblężone, my z A. wybraliśmy się do Kakadu celem zakupienia rybek akwariowych do naszego oczka wodnego w ogrodzie. A. bowiem oczytał się w internecie, że takie np. tropikalne rybki gupiki świetnie się w oczku wodnym sprawdzają, bo pożerają komary i generalnie jako nieduże rybki nie przeludnią nam oczka.
Wybieranie rybek trwało godzinę. Oprócz gupików na liście były np. jakieś kardynałki. Sprzedawczyni nie przyznaliśmy się, że to zakup do oczka wodnego i na jej dociekliwe pytania pt. ile litrów ma nasze akwarium dawaliśmy podejrzane odpowiedzi. A. beztrosko rzucił, że pięć litrów. Ja widząc zdumienie pani (za mało) dorzuciłam: piętnaście. Pani nie była zadowolona z tej odpowiedzi, patrzyła na nas podejrzliwie i miałam wrażenie, że za chwilę zadzwoni do towarzystwa opieki nad rybkami podając nasze przestępcze rysopisy.
W końcu jednak udało się wyjść z tego sklepu z przystojnym glonojadem, 6 kardynałkami i 3 cudnej urody gupikami (on turkusowy, one z weloniastym czerwonym ogonkiem) pod pachą (ale w foliowym woreczku z powietrzną bańką). Udaliśmy się do domu celem zarybienia naszego oczka wielkości wanny.
Radości było co niemiara, gupiki biegały po oczku bardzo żwawo, kardynałki od razu utonęły, glonojad najpierw nie chciał opuścić woreczka, bo się doń przyssał, ale dał się jednak namówić na nura w wodę. Lolka, nasza futrzasta morderczyni w białych rękawiczkach w ogóle nie zwracała na oczko uwagi. Stwierdziliśmy, że rybki są bezpieczne, ta gapcia czasem żarcia w misce nie widzi, więc gupików 2-centymetrowych na pewno nie wypatrzy. Rodzinna idylla. Zbliżał się wieczór i wieczorny chłodek. Wróciliśmy do domu. Cały wieczór myślałam o rybkach - czy im miło i ciepło.
Następnego ranka natychmiast, jeszcze w piżamie pobiegłam do oczka. Wgapiałam się przez kwadrans i...nic. Nikogo, cicho-sza, rybek brak. Pojawiła się Lola z podejrzanym uśmiechem na pyszczku. No i zagadka detektywistyczna: co się stało z rybkami? Mam trzy hipotezy:
1) zdechły z zimna,
2) zdechły z zimna i pływały brzuszkami do góry to je Lolka pożarła,
3) Lolka je pożarła w nocy, bo uwielbia dziczyznę.
Tak więc szybko straciliśmy wodne zwierzątka... I przecież nie o kasę tu chodzi! Chyba o naszą głupotę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz