Od miesiąca uczestniczę w zajęciach Akademii Sztuki Trzeciego Wieku. Sekcja rzeźby/ceramiki (brzmi cholernie dumnie!). Niezła frajda!
Jako że lepienie nie było mi nigdy obce, co mogą poświadczyć liczni znajomi obdarowywani aniołami różnej maści, postanowiłam przejść na wyższy poziom rękodzieła. W trwalszym materiale, jakim jest wypalona glina, a nie masa solna czy taka suszona powietrzem. Koleżanka mnie wciągnęła, młodsza, która już 5 lat chodzi na te zajęcia i cudne rzeczy robi.
W mojej grupie są same seniorki, starsze ode mnie, bardziej doświadczone. Piękne rzeczy lepią. Prowadząca zajęcia artystka, pani Kasia, na pierwszej lekcji zachęcała mnie do lepienia miseczek różnej wielkości. Nuda. Coś tam jednak spróbowałam ulepić, by nie pokazywać od razu swojej krnąbrności. Takie dwie śmieszne miseczki ulepiłam, na zdjęciu poniżej pozostawione do wysuszenia:
Suszyły się tydzień, potem poszły do pieca. Gdy przyszłam na kolejne zajęcia, rozglądam się za miseczkami po pierwszym wypale. Nie ma! Pani Kasia pomaga mi zlokalizować miseczki, bo pamięta, że je z pieca wyjmowała. Znalazły się, u koleżanki, która każe mówić na siebie Zytka. Dobrze, że się podpisałam, ale Zytka i tak dość niechętnie mi je oddawała, nieprzekonana wyraźnym Bea na spodzie... Zajęłam się innymi przedmiotami, zostawiłam miseczki do dalszej obróbki na sali zajęć. Kiedy przyszedł czas ich szkliwienia, znowu szukam, znowu są u Zytki, która miała zamiar je przeszlifować przed koloryzacją... Znów je wydarłam, chociaż to o te większą Zytce chodziło. Potem je poszkliwiłam i znów poszły do pieca.
Przychodzę wczoraj na zajęcia, spóźniona mocno, bo coś mnie zatrzymało. Szukam obiektów po szkliwieniu, bo ciekawa jestem, jak mi to wyszło. Nie ma! Pani Kasia znów mówi, że jest pewna, że wyjmowała je z pieca, trzeba szukać po paniach. Od razu podeszłyśmy obie do Zytki. Zytka ma już pięknie zapakowany pakuneczek, na wierzchu jej miseczka, pod spodem coś owinięte w czerwoną folię. Moje obie miseczki! No nie, trzeci raz! Mrucząc coś nieartykułowanego pod nosem oddaje mi moje arcydzieła. Miseczki pożądania normalnie! Oto one w całej okazałości:
Prawda, że fajnie wyszły? Dobrze, że mimo spóźnienia, dotarłam jednak na zajęcia, bo Zytka poniosłaby moje miseczki do domu i tyle bym je widziała!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz