wtorek, 12 sierpnia 2014

Średniowieczne mury, gotyckie freski, mistyczny owoc Żydów i… śliwki,czyli Szydłów

Podróż przez Świętokrzyskie to właściwie wycieczka w naszą narodową przeszłość, ponieważ tu gdzieś znajduje się matecznik polskości (i PiS-u przy okazji, hm…). Wszędzie w regionie natkniemy się na ślady obecności np. polskich królów. To dla mnie bardzo ekscytujące, gdyż na Dolnym Śląsku, gdzie mieszkam, w opowieściach z przeszłości owszem są Piastowie śląscy, ale zbyt często pojawiają się też nazwiska zaczynające się od von

W drodze z Kielc do Sandomierza (odwiedzonego w poprzednim poście) mijaliśmy Szydłów. Postanowiliśmy zerknąć na kolejne polskie Carcassonne (pierwsze już też opisywałam na tym blogu – śląski Paczków), bo zawsze chętni jesteśmy na zatrzymanie samochodu i zaczerpnięcie lokalnego powietrza, nasyconego historią. To mi wygląda na poważny i nieuleczalny nałóg…

Dlaczego polskie Carcassonne?
Niepozorna wieś (miastem była w latach 1329-1869)  okazała się wyposażona w ruiny zamku królewskiego i resztki fortyfikacji obronnych autorstwa samego specjalisty od Polski murowanej - Kazimierza Wielkiego! Miały swój cel: wchodziły  w skład królewskiego systemu obrony kraju. XIV-wieczne mury zachowały się na długości ok. 700 m z przepiękną bramą. 



Natomiast po zamku zostały 4 ściany, jest to za to miejsce malowniczych turniejów, gdyż w Szydłowie prężnie działa Bractwo Rycerskie.


Szydłów ma piękną historię – od początku swego istnienia (pierwsze wzmianki już w XII w.) był własnością królewską. Prawa miejskie nadał wsi na początku XIV w. Władysław Łokietek, a w połowie tego samego wieku Kaziu Wielki wybudował tu warowny zamek i potężne mury obronne z 3 bramami, dzięki którym Szydłów nazywany jest polskim Carcassonne. Mury wraz z Bramą Krakowską są obecnie starannie odrestaurowane i wdzięcznie pozują do zdjęć...
Miasto miało korzystne w dawnych czasach położenie na szlaku pątniczym (z Sandomierza do Tyńca – i dalej do Santiago di Compostela) oraz handlowym, z którego czerpało dochody: za tranzyt wina, chmielu oraz stad bydła. Rozwijało się tu rzemiosło, np. w XVI w. miasto słynęło z produkcji sukna. Był to też czas, gdy w mieście osiedlali się licznie Żydzi. Kupcy żydowscy zostali nawet pod koniec XVI w. zrównani w prawach z chrześcijańskimi. Po tej dość licznej gminie (ok. 30% mieszkańców) pozostały konkretne pamiątki: XVI-wieczna synagoga (jedna z najstarszych w Polsce) z zachowanym Aron ha-kodesz (to szafa ołtarzowa do przechowywania zwojów Tory – tu rzeźbiona w kamieniu), macewy z pobliskiego kirkutu (przeniesione), oraz liczne judaika, eksponowane w gablotach wewnątrz świątyni.  Wśród nich dostrzegłam srebrne naczynie na etroga.

Od dawna fascynuje mnie tradycja i kultura żydowska, więc teraz sobie pogalopuję w tym kierunku, bo jak mnie coś zaintryguje, to koniec. Czytelnicy o ściślejszych mózgach mogą swobodnie ominąć ten fragment.

Mistyczny owoc Żydów

Etrog to rodzaj cytrusa, przez wiele wieków symbol judaizmu. Podobny nieco do cytryny, a jednak całkiem inny. Dla Żydów to superważny owoc używany do obrzędów religijnych w czasie święta Sukkot. Do jego przechowywania wtedy (to jakieś 7-8 dni w roku) służą specjalne naczynia, które chronią etrog przed utratą koszerności.

Zgodnie z jedną z interpretacji talmudycznych (komentarze do Tory), to właśnie etrog, a nie jabłko, był zakazanym owocem zerwanym przez Ewę w Raju... Poszukując informacji na temat etroga dotarłam do strony gminy żydowskiej w Polsce, na której felietonista, Tomek Krakowski,  opisywał długą tradycję hodowania w Izraelu etrogów oraz  używania ich w obrzędach (od I w. p.n.e.), oraz skomplikowany proces zakupu właściwego egzemplarza. "Kabała mówi, że etrog jest jak serce człowieka. To nie tylko skóra, miąższ, pestki i trochę soku. Całe święto Sukot ma związek z wodą, która w tym czasie jest sądzona, a jaki etrog - tyle wody. Woda to dla Żydów wszystko, co najbliższy rok przyniesie: pieniądze, powodzenie, zaszczyty... Pobożny Żyd musi więc starannie wybierać owoc. Czekają go godziny z lupą przy straganach, noce nad księgami, czytanie opinii, sugestii i zaleceń, spisanych przez wielkich rabinów i cadyków przez ostatnie dwieście lat…"

To dlatego, gdy wygoogluje się „obrazy dla etrog”, pojawiają się m.in. focie panów z pejsami, trzymających w dłoniach wielką, pomarszczoną ala cytrynę i przyglądających się jej przez lupę… Gdy Żydzi zostali wypędzeni z Izraela, hodowla etrogów upadła. Wtedy zaczęto je dla nich hodować na… Korfu! (no i niech mi ktoś powie, że nic tu się z niczym nie łączy). Jednak Grecy poszli na łatwiznę: szczepili etrogi na drzewach cytrynowych (bo to wszystko są, jak wspomniałam, cytrusy), więc Żydzi przez kilka wieków mieli temat do dywagacji: Czy etrog z Korfu jest koszerny? Ile jest etrogu, a ile cytryny w etrogu z Korfu? Dziś większość etrogów pochodzi z Izraela oraz z… Kalabrii.


Wybieranie etroga..
Czy wiecie, że ten owoc może kosztować nawet 150 dolarów za sztukę??? Po święcie można z niego zrobić marmoladę i spożyć. Na surowo jednak miąższ jest niesmaczny, ze skórki robi się natomiast kandyzowany dodatek do ciast. Są też etrogowe perfumy. Prrrrrrrrrrrrr, no to wracam do Szydłowa.

Gotyckie freski

W kościele p.w. Św. Ducha, położonym poza murami miasta, prawdopodobnie najstarszym, którego historia sięga początków miasta – odkryto na ścianach gotyckie polichromie. Byliśmy we wnętrzu, jednak zdjęć robić nie było można, bo trwa restauracja fresków, wykonywana przez samotnie pracująca panią doktor z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Freski są przepiękne, kolorowe, przedstawiają sceny Nowego Testamentu. Unikat.

Śliwkowa wieś

No i na koniec powrót do owoców – ale nie o etrogu będzie, a o śliwce. 1000 sadów śliwkowych, znajdujących  się w okolicach wsi to nie przelewki – dlatego właśnie  Szydłów nazywany jest stolicą polskiej śliwki! W sierpniu są tu śliwkowe dni i wydarzenia, niestety, nie załapaliśmy się. Nie spróbowaliśmy też lokalnej śliwki, pojechaliśmy dalej, bo wszak Szydłów nie był celem naszej wyprawy. Warto było jednak się tu zatrzymać!

Aż szalenie trudno mi teraz rozstrzygnąć, któremu miastu bardziej należy się etykieta "polskie Carcassonne": Paczkowowi czy Szydłowowi...

2 komentarze:

  1. Twój wpis krajoznawczy jak zawsze znakomity. Kierując się lokalnym patriotyzmem stawiam na Paczków. Wszak jeśli rzucę beretem, doleci do miasteczka. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli beret jest moherowy - różnie może być... :-) Myśle jednak, że to słuszna koncepcja (by Nysa była polskim Carcassonne), bo obu nam bliższa sercu koszula :-) Nie chciałam po porstu byc niedelikatna w poście... Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń