Od lat jestem opętana... żelazkową manią prześladowczą, co implikuje wiele różnych, czasem niebezpiecznych dla zdrowia (również moich bliskich) sytuacji.
Nie należę do kobiet, które planują z dobowym wyprzedzeniem, co będą jadły, robiły, albo jak będą wyglądały następnego dnia. To znaczy, jeśli jest to dzień powszedni jedynym pewnikiem jest to, że pójdę do pracy. Ale już to - w czym - wyjaśnia się rankiem każdego dnia, gdy miotam się przed szafą próbując wyłowić z niej coś sensownego. Gdy uda mi się namierzyć tekstylną ofiarę, pędzę z nią do prasowalni - i korzystam z żelazka.
Mimo wdrażania wielu technik zapamiętywania, po wyjściu z domu zawsze dręczy mnie pytanie, kierowane do inteligentniejszego "ja", które o poranku jeszcze smacznie śpi: czy wyłączyłaś żelazko? Skutek jest przeważnie jeden: wracam się (czasem jakieś 2-3 km, zależy jak daleko ujadę), otwieram drzwi, sprawdzam stan podłączenia żelazka, siadam na taborecie, liczę do 10-ciu (taki rytuał odczarowujący złą wróżbę wracania się), wychodzę, zamykam drzwi, jadę. Mniej więcej po tym samym dystansie znów opadają mnie wątpliwości, ale przekonując siebie: nie, idiotko, wracałaś się już - docieram wreszcie do pracy. Zawsze spóźniona. Często też wydzwaniam do męża prowadząc śledztwo, czy np. on przed wyjściem z domu sprawdzał wyłączenie żelazka. I nie ma dla mnie znaczenia to, że wyszedł godzinę przede mną...
Ponieważ Andrzej jest moim regularnym dostawcą dobrych rad, za jego namową kupiłam sobie telefon komórkowy z aparatem foto. Bo rada męża wyglądała tak: gdy coś prasuję i wyłączam wtyczkę, powinnam zrobić sobie zdjęcie telefonem. I wtedy gdy ogarną mnie jakiekolwiek wątpliwości, sprawdzę sobie stan bieżący na zdjęciu.
Pomysł był super, zakupiłam więc sprzęt ale... pojawiły się trudności. Np. zrobię zdjęcie, ale potem coś doprasowuję i zapominam zrobić zdjęcie numer dwa. I kicha, wracać się znów trzeba. Z czasem było coraz gorzej - w pośpiechu w ogóle zapominałam użyć aparatu, więc wszystko wróciło do normy - czyli schematu opisanego powyżej.
Kolejnym mądrym posunięciem było zakupienie żelazka z tzw. strażakiem. To bardzo pożyteczne i zmyślne ustrojstwo wyłącza grzałkę (czy co tam ono ma), gdy żelazko stoi w bezruchu. Eureka! Ale nie myślcie sobie, że odtąd mam spokój! Bo niby jest Ok - jest strażak, ale... Zawsze pojawiają się jakieś "ale": czy on działa poprawnie? A może własnie tym razem nie wyłączył żelazka? Te i podobne wątpliwości znów mnie ogarniają, więc wracam się, sprawdzam itd. Mimo zatem posiadania "strażaka" jestem w punkcie wyjścia, a żelazkowa mania prześladowcza ma się świetnie!
Przypomniała mi się sytuacja sprzed lat, gdy wybraliśmy się daleko na urlop samochodem - do Chorwacji. Klucze do mieszkania zostawiliśmy przyjaciołom, którzy mieli podlewać kwiaty i karmić dochodzącego kota, Ryśka. Wyruszyliśmy rano, a przyjaciele mieli zajrzeć do mieszkania dopiero następnego dnia. Mnie, jak zwykle już po 2 km jazdy, więc jeszcze nieopodal domu ogarnęły liczne żelazkowe wątpliwości. Oliwy do ognia dolał Andrzej, gdyż stwierdził, że tego akurat nie sprawdzał, bo to ja miałam sprawdzić wszystkie wyłączenia w domu, on zajęty był przecież pakowaniem bagażnika.
No to pat, bo ja ufam tylko mężowi - jak mówi, że sprawdził, to nie ma problemu, bo mu wierzę bardziej niż sobie.... Chciałam więc wracać, ale reszta podróżnych zaprotestowała, że to zła wróżba. No to się nie wróciliśmy, ale robak niepewności (lub moje opętanie) zaczął drążyć mą duszę. I drążył przez jakieś 200 km, gdy wreszcie pękłam: w tajemnicy przed resztą wysłałam sms do przyjaciół z kluczami, z prośbą by podjechali natychmiast do naszego mieszkania i sprawdzili żelazko, bo mimo że ma funkcje strażaka jestem zaniepokojona jego ewentualnym niewyłączeniem.
Przez następne 200 km nic się nie działo, miałam już, jak to opętana - różne wizje: pożaru, płonącej deski do prasowania, ewakuacji sąsiadów i Ryśka itp. Siedziałam więc dziwnie smutna i milcząca w aucie, aż wreszcie za Wiedniem otrzymałam upragnioną informację, zwrotnego sms: "Żelazko było wyłączone. Czy włączyć? Teraz karmię kota."
Nota bene autorem tego sms był mąż przyjaciółki, który kiedyś, podczas wycieczki po Kaanie Galilejskiej (w której nie uczestniczył) wysłał żonie takiego smsa: Gosia, nie kupuj wody, kup wino! Cud może się już nie powtórzyć...
Ja mam wprawdzie tendencje gazowo - okienne, ale rozumiem i żelazko. :) Moja koleżanka (ma wszystkie tendencje) stosuje technikę głośnego kwitowania przed każdym wyjście,
OdpowiedzUsuń- Okno zamknięte?
- Zamknięte.
- Gaz wyłączony?
- Wyłączony.
...
Mówi, że pomaga. :D Pozdrawiam.
Też stosowałam. Tylko potem zastanawiałam się, czy to nie było np. wczoraj, więc... Paranoja! Dlatego zdjęcie telefonem było lepsze, bo tam datę można sprawdzić. Hihi.
OdpowiedzUsuńJa tak mam z samochodem. Obchodzę cały dookoła i szarpię za klamki żeby sprawdzić czy na pewno wszystkie drzwi są zamknięte. A jak już sprawdzę, to zazwyczaj wracam tą samą drogą coby skontrolować czy jakieś okno nie zostawiłam otwarte ;) .
OdpowiedzUsuńBeta, ja tu widzę tylko jedno rozwiązanie tej sytuacji...
Nie prasuj! Bo po co? Za chwilę i tak "tekstylio" się pogniecie - szkoda roboty : ( ... Ewentualnie mogłabyś zatrudnić na pół etatu takiego sms-owego dawcę dobrych wiadomości- najlepiej męża przyjaciółki. Nie dość, że miałby wszystko pod kontrolą to jeszcze jakiś żarcikiem by zarzucił!
Jak to powiadają: prasować, nie umierać! : )
Buziaki!
Beciu - są takie wycieraczki, na których jest obrazek telefonu, portfela, kluczy do auta. Gdybyś sobie zamówiła taką wycieraczkę dodatkowo z żelazkiem? Chociaż - pewnego dnia Karo wychodziła ode mnie recytując treść takiej właśnie wycieraczki! Uśmiałyśmy się jak to ludzie zapominają najważniejszych rzeczy, które powinni mieć przy sobie, po czym (czyli po wieeeelu kilometrach od domu) mam telefon od Karo - mamuś zostawiłam u ciebie telefon!!!!
OdpowiedzUsuńAle Tobie może lepiej by poszło z żelazkiem!
Ja mam taki sposób, że kojarzę wyłączenie żelazka z jakąś (zainscenizowaną) scenką. Po przyjeździe do pracy sobie odtwarzam i wiem, że wyłączyłam. Ale sposób z nieprasowaniem jest najlepszy!!!!!!!
Ha, doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że wszystkie mamy jakieś manie prześladowcze. Z autem to chyba jest najmniej ich, ale np. moja przyjaciółka jak wychodzi z domu i zamyka drzwi to potem przez dobre 5 minut szarpie je, jakby chciała wyrwać je z futryny. I kiedyś tego dokona, na pewno!
OdpowiedzUsuńRada z nieprasowaniem jest wdrażana systematycznie: tzn. od lat nie prasuję nic mężowi, tylko swoje ciuchy, a i bywa, że idę w nieprasowanych...
Basiu, obawiam się, że zapomniałabym na nią spojrzeć (tę wycieraczkę, oczywiście).
OdpowiedzUsuńZaintrygowały mnie te Twoje inscenizacje przy desce do prasowania - zdradź szczegóły, może będzie temat na następny wpis?
kochana wystarczy zakupić dwie rzeczy i trochę pomajsterkować i problem z głowy :) co potrzebne? skrzyneczka/pudełeczko/ mocny karton oraz kłódka, która ma opcję "otwarta tylko z kluczem w środku". Następnie w pudełku od strony wieczka wycinamy podłużny otwór, obojętnie jak długi, ważne by odpowiadał średnicy kabla od żelazka, zaś był na tyle mały, aby nie można było przez otwór wyciągnąć wtyczki od żelazka. Pudełko musi!!! być zamykane na kłódkę, do której klucz będzie przyczepiony np. do kluczy wejściowych do domu. Tym sposobem, aby korzystać z żelazka, będziesz musiała " dać pod zastaw" klucze domowe- odzyskasz je tylko i wyłącznie wtedy, gdy zamkniesz kłódkę. Ta czynność na pewno przypomni Ci o umieszczeniu w pudełeczku wtyczki od żelazka. A bez kluczy domu nie zamkniesz i od razu będziesz wiedziała, że musisz się wrócić, zamknąć wtyczkę w pudełeczku i odzyskać klucze. Ich obecność przy Tobie w drodze do pracy będzie 100% zapewnieniem, że żelazko jest na pewno wyłączone
OdpowiedzUsuńMusisz zrobić trzy rzeczy.
OdpowiedzUsuń1. Pójść do dobrego psychiatry.
2. Pójść na kurs (albo kursy, aż do skutku) pisania.
3. Zająć się czymś konkretnym.
To, co opisujesz to nerwica natręctw.
OdpowiedzUsuńNie jest to groźne ale dokuczliwe dla posiadacza.
Może i tricki, systemy sprawdzania pomogą, ale problem może rozwiązać terapia grupowa.
Ten problem mają ludzie wrażliwi, wiec pewnie jesteś bardzo wrażliwa i coś kiedyś się stało gdzie sprawdzanie dało Ci pewność i bezpieczeństwo, i do tego wracasz.
To prasuj wieczorem, przynajmniej z łóżka krótsza droga do sprawdzenia żelazka.
OdpowiedzUsuńAle pomaga też danie sobie zajęć pożytecznych, bo jak człowiek nie ma czasu żeby wracać 3 razy to jak parę razy nie wróci i jakoś mu się chata nie zjara to może mu przejdzie. Chociaż generalnie to nerwica natręctw, leczy się psychiatrycznie, na łagodniejsze formy to sposoby jak proponowane wyżej, generalnie też pewnie pomoże spokój, regularność, dobre odpoczywanie.
OdpowiedzUsuńnielicha to historia moja droga !!!!
OdpowiedzUsuńSkleroza to nie choroba,tylko cholernie nogi bolą.tak kiedyś mówiła św.p.moja tesciowa.Nie przejmuj się,ja też tak mam.A kiedyś jak paliłam,to wracałam autobusem kilkaq przystanków,bo nie pamiętałam czy zgasiłam peta.Dzisiaj nie pale,ale też i nie prasuję,robi to mój mąż .No i spokój mam.
OdpowiedzUsuńMoje karty pokazały mi, że Twój problem polega na złej kondycji psychicznej. Sądzę, że jesteś maniaczką prasowania, zatrudnij się w eko pralni.
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM WRÓŻBITA MACIEJ :)
P.S. A TERAZ ZRÓB PRANIE !!!
Mam bardzo prosty sposób, tysiąc razy lepszy niż wszystkie, o których tu czytałem - "strażaki", skrzyneczki z dziurka na kabel, zamykane na kłódkę.
OdpowiedzUsuńLepszy niż wszystkie wizyty u psychiatrów, psychologów i terapeutów.
A teraz skup się, bo nie będę dwa razy powtarzał:
ZABIERAJ ŻELAZKO ZE SOBĄ !!!!
I co? Można?
MOŻNA !!!!
Ja prasuję w korytarzu. Jeśli przed wyjściem nie potykam się o deskę i żelazko, to znaczy, że wyłączone :-)
OdpowiedzUsuńNormalnie jakbym o sobie czytała :) Znalazłam wyjście z sytuacji i kupiłam żelazko, które się samo wyłącza po 3 minutach. Pomogło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
PS: ja liczę do 7 :)
Nic się nie przejmuj. Każdy ma swoje małe fobie. Ja zawsze wracam się do domu ze trzy razy sprawdzić czy na pewno dom zamknęłam :D Pies niby jest, ale tylko do głaskania...
OdpowiedzUsuńPolecam przy wyłączaniu żelazka mówić na głos "Wyłączam żelazko" - skutkuje :-)
OdpowiedzUsuńPolecam zabrać żelazko ze sobą, to działa na 100%, tylko posadź je obok siebie w samochodzie, żebyś je widziała. Mniej ekstremalnym sposobem jest, już przy wyjściu, kiedy już nie będziesz nic doprasowywać, powiedzieć baaardzo głośno: WYŁĄCZAM żelazko.
OdpowiedzUsuńTak, potwierdzam :) Głośne mówienie: "WYŁĄCZYŁAM żelazko" bardzo pomaga. Wyleczyłam się w ten sposób ze spóźniania się na uczelnię, lub też zrywania się w panice z rozpoczętych już zajęć (bałam się, ze spalę dom i całą menażerię, jaką w nim z bratem hodowaliśmy). Tak samo mówiłam sobie: "ZAKRĘCIŁAM kurek z gazem pod obiadem.", "POZAMYKAŁAM okna" (jak był przeciąg, to wyskakiwały z ram, mogły domowy zwierzyniec lub kwiatki) a nawet "ZAMKNĘŁAM mieszkanie"... Pozdrawiam ofiary żelazkowego terroru! :)
OdpowiedzUsuńPolecam zakup wyłączników czasowych do gniazdek. Wkłada się takie ustrojstwo do gniazdka, ustawia w jakich godzinach ma być wyłączone (można też kupić takie na pilota) i do tego podłącza np. żelazko. Tym sposobem mamy pewność, że nawet jeśli zostawimy żelazko włączone nasz wyłącznik wyłączy całe gniazdko z prądu po ustalonym czasie :) Takie wyłączniki czasowe są w każdym markecie budowlanym i sklepach elektrycznych. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMój mąż ma pomysł: bierz żelazo rano do samochodu, będziesz mogła w każdej chwili sprawdzić czy nie jest włączone :-)
OdpowiedzUsuńNigdy w życiu nie prasowałam nic tuż przed wyjściem, więc problem z żelazkiem jest mi obcy - jak już prasuję, to hurtem i raczej wieczorami. Żelazko muszę wyłączyć, bo deska do prasowania na środku pokoju przeszkadza jak nie wiem, więc po prostu nie da się zapomnieć.
OdpowiedzUsuńPati, to genialne wprost rozwiązanie zbiło mnie z nóg. Piszę więc odpowiedź spod biurka z piękną kolią z kluczy na szyi... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZ tym problem, bo ja wieczorem nie wiem, w co się nazajutrz ubiorę... :-)
OdpowiedzUsuńChyba dobre odżywianie miałaś na myśli?
OdpowiedzUsuńDziękuję za pokrzepiający komentarz. Buziaki!
OdpowiedzUsuńPost scriptum było już chyba od hipnotyzera, a nie wróżbity?
OdpowiedzUsuńW sumie pomysł tak genialny jak skrzyneczka Pati. W końcu jest ze strażakiem, to chyba umie jeździć to żelazko, no nie?
OdpowiedzUsuńGenialne. Szkoda, że nie mam kontaktów w korytarzu.
OdpowiedzUsuńDlaczego tylko do siedmiu??????????
OdpowiedzUsuń:-))))))
OdpowiedzUsuńOfiary dziękują bardzo za pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńPaula, ale to hm hm, robi ten cały żelazkowy strażak....
OdpowiedzUsuńWidzę, że Twój mąż ma ten sam rodzaj poczucia humoru, co mój :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
haha
OdpowiedzUsuńno czytam o sobie
ja sprawdzam żelazko nawet gdy nie prasuję, dotykam wyłącznika (macam wtyczkę)
albo kurków od gazu, kranu...
masakra
to się nazywa mania prześladowcza:)
Hej, ja tak samo robię!:)
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam!
OdpowiedzUsuńJa sobie wbijam w rękę patyki ze wtyczki od żelazka. Wtedy pamiętam, że wyłączyłam. Mówienie mi nie pomagało. Teraz bardziej mam klamkowy terror-tysiąc razy sprawdzam, czy drzwi zamknięte.. :-((
OdpowiedzUsuńMatko jedyna, to jeszcze się tym żelazkiem miałabym cieleśnie umartwiać?? Wystarczy mi udręczona psyche...
OdpowiedzUsuńBuziaczki.
Beta,
OdpowiedzUsuńależ komentarzy nazbierałaś ! Łohoho!
Najlepszy ten z terapią grupową!!!
"Rozmowy w toku" polecam, chętnie obejrzę odcinek w którym opowiadasz o swoim żelazkowym opętaniu :D !
Aguś, to tylko dlatego, że Onet zamieścił gdzieś z przodu. Ale to nie są stali czytelnicy, nie zawiszczaj, nie zazdraszczaj - byli i poszli. Nie to, co TY!
OdpowiedzUsuńHe he ja też tak mam :))) Z kluczami i zamykaniem podobnie, ale teraz jak czuję ból kciuka (mam trochę oporny zamek i przy przekręcaniu trzeba nacisnąć na klucz) to znaczy że drzwi zamknięte i nie wracam na piętro by sprawdzić ! polecam :)
OdpowiedzUsuńAż tak nie mam, ale wątpliwości różne mnie dręczą, kiedy wyjeżdżam - bardziej niż żelazka obawiam się nie zamkniętego mieszkania. Już tak robiłem, zostawiając dla wszelkiej pewności klucz w drzwiach, co by złodziej za bardzo się nie zmęczył...
OdpowiedzUsuńTo każdy z nas ma jakiegoś bzika... Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuń