Mistrz kręci film we Wrocławiu. Wojenny. Nie wiem, czy to powód do dumy, bo oznacza, że są jeszcze miejsca w tym pięknym mieście tak zniszczone i brzydkie, że mogą udawać ulice Berlina w czasie II wojny światowej?
Od początku tygodnia wyłączone są z ruchu dwie ulice i ich najbliższe otoczenie w Śródmieściu, nawet komunikacja miejska ma z tego powodu objazdowe trasy. Codziennie rano przemieszczam się przez okolicę Komuny Paryskiej, będącej scenerią filmu i natykam się na utrudnienia. Wczoraj np. wielka ciężarówka z naczepą próbowała wjechać w podwórko między kamienicami tarasując ruch w obie strony na kilkanaście minut. Ale to pryszcz. Usłyszałam w radio, że mieszkańcy kamienic "filmowych" czują się jak w klatce: nie mogą wychodzić z mieszkań, okna musza mieć pozamykane i zasłonięte, nie wolno fotografować planu filmowego, a laserowe światła dają im po oczach. Znajoma, która mieszka tuż obok ma szczęście, bo może wejść do swojego domu od tyłu – sąsiedzi mają gorzej, bo nie maja takiej możliwości. Wszyscy zaczynają mieć tego dość, a tu końca zdjęć nie widać!
Jedyne pocieszenie, że we Wrocławiu można natknąć się na Toma Hanksa. To mój ulubiony aktor. Chyba wracając dziś z pracy pokręcę się tu i tam...
PS.
A oto sensacyjne wieści ze źródła od mojej koleżanki: za zabite deskami okna Spilberg płaci 100 zł, a za usunięcie anten satelitarnych i zamalowanie okna…. 50 zł. Ochroniarze w ilości kilkuset odbierają nawet telefony komórkowe, którymi wykonano zdjęcie na planie filmowym (zza szpary w płocie). W hotelu, w którym zatrzymała się ekipa Spielberga (nie wolno podawać jego nazwy) nie wolno personelowi:
1. nawiązywać kontaktu wzrokowego,
2. wypowiadać słów w jego stronę,
3. należy chować się na widok kogokolwiek z ekipy filmowej. (Hahaha, wyobrażam więc sobie, że np. gdy mistrz wchodzi do lobby, cała recepcja hotelowa chowa się pod kontuarem, a sprzątaczki w pośpiechu zamykają się w kanciapie).
Patologia filmowo-celebrycka.
Historia opowiadana w filmie dzieje się w latach 50tych a to raczej już nie II WS. A stan kamienic to inna sprawa, ale takie sobie władze wrocławianie wybrali po raz kolejny, to tak o nich dbają. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŻeby z własnego domu wyjść nie można było ani mieszkania przewietrzyć to już dużo za dużo. U mnie by ni cholery nie przeszło...
OdpowiedzUsuńDzięki za korektę, widocznie źle zrozumiałam. Ale lata 50-te to też te powojenne, w ruinach itp. :-)
OdpowiedzUsuńZ tą aluzją do wyborów - jak to nie ma zmiany, nawet pani z PiS-u zagraża Dutkowi... Jak wygra, to się weźmie za te stare, zabytkowe kamienice na pewno, to priorytet w mieście. I Spielberg nie będzie nam więcej przeszkadzał. Pozdrawiam :-)
A co, Luby by skrzyczał przez okno Spielberga? :-)
OdpowiedzUsuńNie, Niki na złość by z domu wychodziła i okna otwierała :)
OdpowiedzUsuńBeciu - dowiedziałam się, że za zabite deskami okna Spilberg płaci 100 zł!!!!!!!!!!!!!!!!!, a za usunięcie anten satelitarnych z okien i zamalowanie okna.... 50 zł!!!
OdpowiedzUsuńOchroniarze w ilości kilkuset (tzn. ok. baaardzo dużo) odbierają nawet telefony komórkowe, którymi wykonano zdjęcie na planie filmowym (zza szpary w płocie). Gutek mówił, że w hotelu, w którym zatrzymała się ekipa Spilberga (nie wolno podawać jego nazwy) nie wolno personelowi:
1. nawiązywać kontaktu wzrokowego
2. wypowiadać słów w jego stronę
Natomiast należy chować się na widok kogokolwiek z ekipy filmowej. Kompletna paranoja! A my się temu poddajemy. Smutne to, albo nawet tragiczne. Moja koleżanka, która mieszka tuż obok i tak ma szczęście, bo może wejść do swojego domu od tyłu - sąsiedzi mają gorzej, bo nie mogą!
Basiu, pozwolę sobie powielić Twój komentarz i wkleic do notki!!!!
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy tak samo był na krakowskim Kazimierzu, kiedy "Listę Schindlera" kręcili... Muszę popytać znajomych :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Obawiam się, że było podobnie, ale popytaj - bardzo jestem ciekawa! Pozdrawiam serdecznie...
OdpowiedzUsuńFilm podejrzewam za kilka ładnych milionów dolarów a 25 papierów za zabicie okna dechami. Jaja jakieś Przerost formy nad treścią
OdpowiedzUsuń