[caption id="attachment_2490" align="alignleft" width="150"] Pająk i Fioletowa Wiedźma[/caption]
Kolejne nasze spotkanie klubowe (było w listopadzie, ale nie miałam okazji wcześniej go opisać) odbyło się w klimacie kulinarnej magii. Tym razem na degustatorski zlot przybyło 6 czarujących wiedźm, a gospodyni wieczoru, Dana, zaproponowała prestidigitatorskie menu!
Wystrój jadalni dopasował się do gości: na żyrandolu nad stołem zamieszkał włochaty pająk, który sprawdzał jakość potraw.
Byłyśmy też obserwowane przez czarną sowę, która pohukując i świecąc
[caption id="attachment_2491" align="alignright" width="150"] Kacper z sową[/caption]
czerwonymi oczami wprowadzała wiedźmiński klimat, a interaktywny kot Kacper, który przyleciał na miotle z inną wiedźmą, miauczał przeraźliwie co jakiś czas i machał ogonem.
Na stole, pięknie zastawionym przez wiedźmę Danę i wręcz usłanym jesiennymi liśćmi czekała na nas przystawka: plastry kaczych piersiątek w żurawinie, jajeczka przepiórcze, awokado z mango pod pierzynką sałaty zielonej z winegretem.
[caption id="attachment_2492" align="aligncenter" width="150"] Przystawka[/caption]
Po przystawce na stół wjechała zupa dyniowa z pestkami, oraz olejem dyniowym na okrasę. Było też mnóstwo zieleniny posiekanej, w ślicznych pojemniczkach – do dosmaczania potraw według uznania.
Danie główne to plastry wołowiny pieczonej, do niej makaron z sosem z gorgonzolą, czerwona kapustka z jabłkami i rodzynkami.
Na deser wjechały płonące gruszki (na szczęście pożar został wnet ugaszony) i tarta jabłkowa.
[caption id="attachment_2493" align="aligncenter" width="150"] Gruszki płonęły niczym czarownice na stosie, ale nie udało się uchwycić płomieni aparatem :-([/caption]
Po kulinarnej uczcie wytoczyłyśmy się zza stołu i nawet nie używając mioteł przeniosłyśmy się do salonu. Tam wieczór nadal trwał, i to jak miło! Gospodyni zaproponowała nam bowiem szaffing: wyjęła z szaf ciuchy, których chciała się pozbyć, a które mogły się spodobać innej członkini klubu.
[caption id="attachment_2494" align="aligncenter" width="150"] Chwila prawdy przed lustrem: pasuje czy nie?[/caption]
Stosy ubrań, często nawet z metkami, z których wiele znalazło nowe właścicielki były drugim (po kolacji) bohaterem wieczoru – na przymierzaniu i śmiechach upłynęło nam ładnych kilka godzin... No w ogóle skończyłyśmy grubo po północy, przegapiwszy przez ten szaffing wiedźmińską godzinę grozy, cholerka.
I ja tam byłam, pojadłam, prosecco popiłam, miotłę zgubiłam, ale niewinna byłam!
zdj. szydełkowych wiedźm z : evejank.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz