Świąteczny bilans na razie wygląda całkiem pomyślnie:
1) biesiadnicy wyszli o tej samej porze co rok temu - o 1.30, dzięki czemu mogłam pójść spać już o 3.00,
2) obudziłam się rano pomimo nadużycia maku (w kutii i makowcu),
3) w obwodzie pasa przybyło jedynie 4 cm, ale zwalczę to siłą woli i głodówką,
4) nie wiozłam mamy na ostry dyżur laryngologiczny z powodu utkwienia ości karpia w jej gardle, co zdarzyło nam się już dwa razy :-)
5) nie usłyszałam żadnego przykrego słowa od zwierzaków. Zresztą, od ludzi też nie...
6) prezenty pod choinką były wyjątkowej urody i obfitości,
7) mój eksperyment kulinarny pod tytułem "karp pieczony w maśle i czosnku" okazał się wyborny w smaku.
Przede mną jeszcze jeden świąteczny dzień i na pewno zacznę go szampanem do śniadania, bo mamy z Andrzejkiem 28 rocznicę ślubu.
No i jest pełnia, trzeba wzmacniać magię tego czasu, czarować. Wysyłam Wam dużo ciepła i miłości!
[caption id="attachment_2976" align="aligncenter" width="254"] Hmmmmmmmmmm[/caption]
zdj. z www.eska.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz