Na fejsie roi się od zdjęć zakochanych par, bo kto żyw musi pokazać, kogo i jak mocno kocha... To mnie akurat nie obchodzi, ta cała "publicity", wolę uczcić ten dzień jakąś wysublimowaną kolacją we dwoje (albo nawet w większym gronie, dlaczego ma to dotyczyć tylko związków miłosnych z erotycznym podtekstem?), jednak w realu. Nie bawi mnie siedzenie przed monitorem i wrzucanie kolejnych upozowanych selfie z Walentym.
Ponieważ swojego Walentego mam tylko w weekendy, a tegoroczne święto wypada we wtorek, imprezkę walentynkową w sześciopaku robiliśmy w sobotę. To było posiedzenie naszego 6-osobowego Klubu Tatarkowego. Z iście walentynkowym rozmachem zrobiłam dla każdego uczestnika różę z truskawki... Zrobiły wrażenie!
I kiedy już wydawało mi się, że Walentynki uczciłam przed czasem, ale jednak, to niespodziewanie okazało się, że mój Walenty będzie jednak dziś wieczorem w domu. Po prostu zapomniał portfela ze wszystkimi ważnymi dokumentami i przyjedzie po niego. Mogę więc zakrzyknąć: wiwat skleroza!!!
Ja jak zwykle u Ciebie hurtem czytam. Różyczyki pyszne, mieszkanka trolli tak cudne, że aż chcesię tam mieszkać, breja z bobu tfu tfu na oko:))))
OdpowiedzUsuńI biedna mama bo trafiła na zarozumiałą bankową paskudę.
Pozdrawiam
Już(nie) żona
Jak mi miło, że wpadłaś!!!! Buziaki, pozdrowienia, pędzę do Cię!!!!
OdpowiedzUsuń