Słowo daję, w żadnym innym polskim mieście nie byliśmy zmuszani przez kierowców do uruchomienia nóg i przechodzenia przez jezdnię, jak w Szczecinie. Może to morskie powietrze, albo inny nieznany faktor sprawiał, że ledwie przystanęliśmy, by zrobić zdjęcie lub podziwiać bardziej udatną budowlę lub kwiaty na drzewie, a natychmiast zatrzymywał się przy nas samochód i czekał, aż raczymy postawić krok w stronę jezdni, chociaż nie mieliśmy takiego zamiaru. Na początku wydawało nam się to bardzo szarmanckie, ale za dwudziestym razem w ciągu jednego dnia zwiedzania zaczynało nas to wkurzać. Co z tymi kierowcami, są w ukrytej kamerze, grają o milion za uprzejmość dla pieszych? Nie dowiedzieliśmy się.
Szczecin, teoretycznie, jest bardzo podobny do mojego rodzinnego Wrocławia - zagmatwana, pruska przeszłość, twierdza, podziemia, tajemnice i poplątane losy oraz sporo wody tej samej rzeki - Odry.
A jednak okazał się całkiem inny. Wjazd do centrum, w którym wynajęliśmy mieszkanko, imponujący - kiedy Wały Chrobrego wynurzyły się zza zakrętu Trasy Królewskiej, zatkało nas z wrażenia. Monumentalne budowle zwrócone ku rzece - przez chwilę poczułam się jak w Dreźnie:
Monumentalna fontanna przy Tarasach Hakena, jak po niemiecku nazywały się Wały Chrobrego |
Schody, schody, schody... |
Wieczorem wypuściliśmy się na Szczecin by night i było też pięknie: odkryliśmy knajpkę na Wałach w kształcie okrętu, cała z drewna i z wypchanymi rekinami w środku, z płonącym paleniskiem na zewnątrz. Podświetlone gmachy muzeum, teatru robiły wielkomiejskie wrażenie. Zachwycił mnie port, który jest przecież morski. Wieczorami rozświetlają go dźwigozaury - sympatyczne stwory wyczarowane z portowych urządzeń:
Przez następne parę dni zwiedzania zobaczyliśmy, że jest tu mnóstwo parków, zieleni z kwitnącymi o tej porze... japońskimi wiśniami! Okazuje się, a zdradził mi to Szczecinianin spotkany w parku pod takim pysznie kwitnącym drzewem, że klimat Szczecina zbliżony jest do klimatu Japonii, stąd te wiśnie... Botaniczne cuda.
Wiśnie japońskie |
Powierzchniowo Szczecin jest na 3. miejscu w Polsce pod względem wielkości, ale te obszary to woda (w granicach miasta jest wielkie jezioro), kanały, międzyodrze, parki, zieleń, pagórki i jeszcze dwie rzeki poza Odrą - tak więc dla ludzi jest miejsca nieco mniej więc pod względem liczby mieszkańców Szczecin zajmuje dopiero 7 miejsce.
Bardziej zajmujące od graffiti i odkrywania kto tu sławny (poza nami!) był i co jadł, były jednak śledzie na osiem sposobów przyrządzone:
Poza budowlami z końca XIX w. są tu na wskroś nowoczesne budynki, które zdobyły nawet międzynarodowe nagrody za projekt, np. Filharmonia Szczecińska, która wygląda trochę jak kartonowy akordeon. Włosi projektowali, ba!
Z dwóch ekstra atrakcji, które proponowano nam w Szczecinie zdobyliśmy jedną: zwiedziliśmy ponoć największy w Polsce cmentarz, założony w połowie XIX w. na planie skarabeusza, bo projektował go ktoś, kto chciał wpleść w całość symbolikę masońską. Cmentarz jest tak wielki, że dopiero pod koniec zwiedzania dotarliśmy do najbardziej intrygujących starych grobowców:
Drugim polecanym miejscem była podziemna trasa pod dworcem kolejowym. Jednak godzina zwiedzania poniemieckich schronów sprzed wojny i z czasów II wojny światowej jakoś nas nie zachęciła i w końcu nie skorzystaliśmy z oferty, która pojawia się tylko sezonowo. Może szkoda - trudno to teraz ocenić.
Szczecin to wspaniałe miejsce wypadowe - blisko Świnoujście i kurorty po niemieckiej stronie, nie mówiąc o wyspie Wolin i kurortach nadmorskich w rodzaju Międzyzdrojów. Ale samo miasto dostarcza wrażeń na weekendowy city-break.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz