Piątkowy wieczór i taka domowa sytuacja: chcemy się "zdezynfekować" podczas oglądania filmu. Mąż proponuje ajerkoniak, ja kontrproponuję coś bardziej "męskiego".
Wybór pada na Gentleman Jack z barku. Pojawiają się dwie szklaneczki do whisky na stole, już-już mam nalewać... Jednak zanim zacznie się degustacja i film, dopytuję męża o nasz plan na sobotę. On na to:
- Jaki plan?
- No, o której jedziemy na Bielany? - niecierpliwię się.
On coraz bardziej zdziwiony: - po co mamy jechać na Bielany???
- Meble oglądać, przecież ustaliliśmy!
Widzę jego oczy okrągłe ze zdziwienia i przekonana o niedostatkach pamięci szanownego małżonka, do jego szklaneczki whisky wlewam solidną porcję Vita-buerlecithin - smakowitego likierku "na pamięć" z apteki, a sobie Jacka Danielsa...
A tak by the way, oto co robię z pustymi butelkami po Jacku Danielsie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz