Mam obsesję rozgrzewania silnika samochodu zimą. Jeżdżę starym dieslem i kiedyś wyczytałam, że te silniki nie lubią krótkich przejazdów. Staram się zatem jechać na tyle długo, by temperatura silnika wzrosła do 90 stopni...
Stwarza to różne dziwne sytuacje, bo np. gdy jadę do mamy, to okrężną drogą, gdyż mieszka na tyle blisko, że wskazówka temperatury nigdy nawet nie drgnie... Mój mąż oczywiście strasznie się ze mnie nabija, ostatnio umówiliśmy się, że kupię chleb wracając z pracy. Dzwonię do niego z samochodu i informuję:
- Andrzejku, nie kupię teraz chleba, bo wiesz, Biedronka jest za blisko, a ja muszę przecież rozgrzać silnik!
Na co ów dowcipas ze spokojem:
- Rozumiem, że jedziesz teraz do Legnicy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz