NA WIEŚĆ O KLASOWYM WYPADZIE NA SPEKTAKL DO OPERY WSZYSTKIM WYDAWAŁO SIĘ, ŻE TO KIEPSKI SPOSÓB SPĘDZENIA SOBOTNIEGO WIECZORU. WYDARZENIA JEDNAK POTOCZYŁY SIĘ BARDZO INTERESUJĄCO...
- Ludzie, ale kanał... cisza!!!!!!! Cisza, mówię! Idziemy do opery! - Kaśka wpadła do klasy i starając się przebić przez zgiełk dużej przerwy wrzeszczała na całe gardło. - Podsłuchałam Kobrę gadającą na korytarzu z Wiolonczelą! Obie były bardzo przejęte. Kobra kadziła: "droga koleżanko, trzeba otworzyć uszy tym bestiom. Oni słuchają jakiejś dziwnej muzyki, potem są agresywni, niespokojni, wyśmiewają autorytety i w ogóle" - Kaśka świetnie radziła sobie z parodią polonistki Kobry, ich wychowawczyni. - Ustaliły więc, że szkoła pokryje koszty biletów i w sobotę, zamiast w klubie, wieczór spędzimy w operze, na "Carmen"!
W klasie nagle ucichło.
- Co to ma być, ta "Carmen"? - zapytał niezbyt przytomnie Jacek.
- Głupi, to o miłości, potem zazdrości, bo ona go zdradza, jak to Cyganka. On ją kocha, ale szlachtuje, i to fachowo, bo jest torreadorem. Jednym słowem dramat, tragedia, łzy, chlastanie się żółtym serem. Trzeba wziąć chusteczki, i to w dużych ilościach - wtrącił, jak zwykle wszystkowiedzący, Piotr.
- O rany, a ja się umówiłam właśnie w tę sobotę z ekstra facetem w "Szalonym koniu"! - jęknęła Beata rozdzierająco.
- Będziesz musiała poszukać sobie szalonego konia w operze! Może jest tam jakaś końska aria, skoro rzecz toczy się wokół walki byków - pocieszał ją z przekąsem Marcin.
W tym momencie zabrzmiał dzwonek, kończący długą przerwę. Po chwili do klasy weszła wychowawczyni, zwana Kobrą - z racji noszenia okularów i dość jadowitego języka.
- Mam dla was nowinę. W sobotę wieczorem wybieramy się wszyscy do opery na "Carmen" Bizeta. To klasyczne dzieło muzyczne przeczyści wam trochę trąbkę Eustachego, bowiem od słuchania dzikich dźwięków dziczeją wam charaktery, co zgodnie stwierdziliśmy na ostatniej wywiadówce z rodzicami. Pani Jaskólska jest gotowa oddać dwie godziny lekcji muzyki, gdyby ktoś uważał, że to jest dysponowanie jego prywatnym czasem pozaszkolnym. Obecność zatem obowiązkowa. Uprzedzam na wypadek, gdyby Jacek chciał mi udowadniać, że na sobotę zaplanował odwiedziny ciężko chorej ciotki w szpitalu.
- A skąd pani profesor wiedziała? - zapytał niezbyt przytomnie Jacek.
- Powiedzmy, że mam z tobą łączność telepatyczną - odcięła się Kobra i dziarsko zabrała się za maglowanie Gośki ze Słowackiego.
***
- Ciekawe, jak się ubrać do tej całej opery. Brylantowa kolia czy dżinsy? - zastanawiała się Kaśka, wracając z Julką ze szkoły. Pogoda była cudowna, marcowe słońce przyjemnie przygrzewało. Dziewczyny szły powoli przez swój ulubiony skwerek, wymachując nonszalancko plecakami. Julka szła z zamkniętymi oczami, z twarzą uniesioną ku słońcu, jakby mało miała piegów na nosie. Jej blond włosy wydawały się w słońcu jeszcze jaśniejsze. - W co się ubierzesz? - Kaśka spojrzała pytająco na przyjaciółkę. Julka otworzyła te swoje rozmarzone szare oczyska, wielkie jak gwiazdy, które Kaśka uważała za najpiękniejsze na świecie i dziwiła się, że jeszcze żaden facet nie został nimi oczarowany.
- Wiesz, ten wieczór w operze może być całkiem przyjemny. Spotkamy się wszyscy w takim niecodziennym miejscu. Wydaje mi się, że dżinsy nie będą stosowne, ale nie ma co przesadzać z kolią. Chyba założę czarną spódniczkę i bluzkę mamy, tę w kolorze wina. Zresztą, to już jutro! Nic innego nie mam.
- No właśnie... - Kaśka zmarkotniała, przeglądając w myślach zawartość swojej szafy. - Wiem! Pożyczysz mi te swoje odjazdowe, sznurowane botki? Będę mogła włożyć do nich czarną spódniczkę, tą starą, tyle że skrócę ją do mini.
- No jasne!
- No to do jutra. Wpadnę po ciebie o... zaraz, muszę zdążyć przebrać buty... No, to będę przed szóstą! Pa!
***
Gdy Kaśka z Julką weszły do hallu opery panowało tam wielkie zamieszanie. Kłębił się niezły tłum, jakby całe miasto wpadło akurat na pomysł, że spędzi wieczór w operze. Gdzieś w kącie Kobra rozdawała bilety swoim wychowankom, ale głos miała już zachrypnięty od nawoływań. Dziewczyny powoli przesuwały się w jej stronę, bez kartoników nie można było podejść do szatni. Gdy Julka już dostała swój bilet, Kaśce rozwiązało się właśnie sznurowadło w pożyczonych butach i schyliła się, by je poprawić. W tym momencie przeznaczony dla niej bilet został przechwycony przez Krzyśka, kolegę z klasy.
- Pani profesor, to bilet dla Kaśki, chcemy siedzieć obok siebie! - zaprotestowała Julka.
- Nie marudź, Jula, były już dwa dzwonki, nie mam czasu kombinować z biletami. Daję jak leci, trudno. Musicie jeszcze zdążyć do szatni. Następny bilet proszę! - Kobra znów zajęła się dystrybucją kartoników. Pochwycił go Piotr. W tym momencie Kaśka wyprostowała się i złapała kolejny bilet.
- No ładnie, przez tę twoją gimnastykę nie siedzimy razem! - robiła jej wymówki Julka.
- Spoko, nic się nie stało. Najwyżej zamienimy z kimś bilety! - prychnęła Kaśka.
- Widziałaś, kto złapał twój bilet? Krzysztof, "tajemniczy szpieg z krainy deszczowców".
- Przynajmniej przystojny i niegłupi. Mogłaś trafić Jacka...
- Kto mnie trafił? - zapytał niezbyt przytomnie mijający je właśnie Jacek.
- O nie! - jęknęły zgodnie i skierowały się do szatni.
- Panie mają miejsca na balkonie po prawej, proszę do tamtej szatni - zawróciła je bileterka.
- No widzisz, mamy na tym samym balkonie. Chodź, poszukamy naszych miejsc! - zarządziła Kaśka. Dziewczyny zdjęły płaszcze. Julka wyglądała prześlicznie. Głęboka czerwień bluzki kontrastowała z kolorem upiętych wysoko włosów. W uszach błyszczały małe brylanciki. Krótka spódniczka odkrywała szczupłe nogi. Kaśka wyglądała też inaczej - bardziej dziewczęco. Zamiast nieśmiertelnych dżinsów ubrała spódnicę. Delikatny makijaż podkreślał jej trochę włoską urodę.
- No, nieźle! - oceniły wzajemnie swój wygląd i weszły na balkon. W pierwszym rzędzie, zaraz przy pokrytej aksamitem barierce, wolne były już tylko dwa miejsca. Między nimi dwa fotele były zajęte. Siedzieli w nich Krzysztof i Piotr. Julka usiadła koło Krzysztofa, a Kaśka obok Piotra.
- Słuchaj, nie zamieniłbyś się ze mną, chciałabym siedzieć koło Julki? - zapytała Kaśka Piotra. W tym momencie zadzwoniono po raz trzeci i światła zaczęły powoli przygasać.
- Nie róbmy niepotrzebnie zamieszania. Spektakl się właśnie zaczyna. Co to za różnica, gdzie siedzisz. I tak nie będziecie gadać... - wymądrzył się Piotr. Kaśka dała za wygraną. Julka popatrzyła w stronę przyjaciółki, ale widok zasłaniał jej profil Krzysztofa. Chłopak siedział tuż obok, roztaczając dyskretną woń wody kolońskiej. Elegancka marynarka i jedwabna koszula sprawiały, że wyglądał odświętnie, ale luzacko, bez sztywnego zadęcia. "Umie się ubrać!" - pochwaliła go Julka w myślach. Spojrzała na dłonie Krzysztofa, spoczywające na oparciu wyściełanego fotela. Długie, szczupłe palce zdradzały, że ich właściciel gra na jakimś instrumencie. Wiedziała, że po lekcjach chodzi do wyższej szkoły muzycznej w klasie fortepianu. Tak naprawdę jednak niewiele więcej mogła o nim powiedzieć, choć od zawsze szalenie jej się podobał. Rzadko bywał w szkole, wszyscy mówili, że ma talent. Wyjątkowo uzdolniony, ale taki jakiś nierealny, z innego świata. Nie brał udziału w życiu klasy. Nie przyjaźnił się z nikim, chociaż najczęściej rozmawiał z Piotrem. I nikt, poza Piotrem, nic o Krzysztofie nie wiedział.
Zaczął się spektakl. Julkę na dobre wciągnęło to, co działo się na scenie. Piękna Carmen, namiętny torreador, wspaniała, oszałamiająca muzyka, choć tak inna od tej, której słuchała z Kaśką na co dzień. Niezwykła atmosfera tego miejsca podziałała na nią. Ledwie mogła się doczekać końca pierwszego aktu, zamieniając z Kaśką w przerwie parę zdawkowych zdań. Zapomniała nawet powalczyć o zamianę miejsc z Piotrem. Gdy wracała do swego fotela, Krzysztof puścił ją przodem i przytrzymał gdy potknęła się o cudzą torebkę. To dotknięcie całkiem zawróciło Julce w głowie. Przez cały drugi akt myślała tylko o jego dłoni spoczywającej dosłownie o centymetr na miękkim oparciu balkonu. Czuła emanujące z niej ciepło i dziwną siłę, która jak magnes przyciągała jej dłoń. Krzysztof przez cały drugi akt nie zmienił pozycji ani o milimetr. Julka nawet nie umiałaby powiedzieć, co się działo na scenie. Rejestrowała jedynie muzykę. Druga przerwa była nieco dłuższa, przyjaciółki zdołały zamienić parę słów.
- Wiesz, Piotrek jest nawet sympatyczny, cały czas częstuje mnie krówkami... - pochwaliła jej się Kaśka. - A jak tam twój książę? Ujdzie?
- Nie zamieniłabym się teraz z Piotrkiem nawet za te wszystkie jego krówki... - powiedziała Julka rozmarzonym głosem, aż Kaśka spojrzała na nią zaniepokojona. Na szczęście zadzwonili na koniec przerwy i Julka nie musiała się tłumaczyć. Gdy tylko zgasło światło poczuła, że dłoń Krzysztofa dotyka jej dłoni. Nie była pewna, czy to nie jest jakieś przypadkowe muśnięcie, ich małe palce stykały się. Spojrzała na niego. Krzysztof patrzył niby na scenę, ale jakby czując jej wzrok, odwrócił twarz. Jego oczy lśniły i... uśmiechały się. Powoli, cały czas patrząc jej w oczy, chwycił mocniej dłoń Julki. Teraz nie miała już wątpliwości, że był to gest zamierzony... Serce jej mocniej zabiło, poczuła miłą słabość, ogarniającą całe ciało. Było jej strasznie przyjemnie. Nie odzywali się do siebie ani słowem, pozwalając by mówiły dłonie, splatające się coraz mocniej i mocniej. Oboje nie mieli pojęcia, co dzieje się na scenie. Czas biegł zdecydowanie za szybko i za szybko włączono światła na owacje dla artystów. Gdy wszyscy wstali, klaszcząc zapamiętale, musieli oderwać wygłodniałe dłonie i udając obojętność stać tak blisko siebie....
Dziewczyny dotarły do szatni. Julka była oszołomiona. I trochę rozczarowana, że nie widać Krzysztofa w pobliżu. Kaśka nadawała jak nakręcona, oczywiście pochwalne peany na temat Piotra. Gdy ubrane wychodziły do wyjścia, przed drzwiami opery pojawili się Piotr i Krzysztof. Piotr pierwszy podszedł do Kaśki ze słowami:
- Wprawdzie zjadłaś wszystkie moje krówki, ale nie pozwolę, byś wracała sama o tak późnej porze!
- Macie krówki? - zapytał niezbyt przytomnie, wychodzący z opery Jacek. - Jestem śmiertelnie głodny!
W tym momencie dołączył do nich Krzysztof i patrząc na Julkę spytał:
- Pozwolisz, że odprowadzę cię do domu?
Julka zdołała tylko skinąć głową. Zniechęcony brakiem krówek Jacek zdążył już wyjść. Piotr z Kaśką też już znikali w drzwiach, ale Julka dałaby głowę, że w ostatniej chwili chłopcy puścili do siebie perskie oko... Minutę później Kaśka spytała Piotra:
- Co tak do siebie porozumiewawczo mrugaliście?
- Eee, tam takie nasze, eee, męskie tajemnice! - wykrętnie odparł Piotr.
Tej nocy Księżyc nie poszedł spać. Przyświecał pewnej parze, która w parku na tyłach opery całowała się pod krzakiem dopiero co rozkwitłej forsycji.
Tekst: Beata Łukasiewicz©, zdj. touchofart.eu - Elżbieta Brożek
Beta, uważam, że możesz spokojnie pisać pełnowymiarowe książki dla młodzieży! Twój styl momentami przypomina mi "LO Story" Magdy Skubisz. Z tym, że Magda jedzie po bandzie :). Z podwórkową łaciną, potocznym słownictwem i brutalną rzeczywistością połączoną z odrobiną radości złapała mnie w czasach licealnych za serce i długi czas nie chciała puścić.
OdpowiedzUsuńOstatnie dwa zdania Twojego opowiadania są dla mnie tak liryczne, że przeczytałam 5 razy napawając się projekcją owej sytuacji w moim umyśle :).
Szkoda, że takie rzeczy spotykamy przeważnie w książkach, filmach albo teledyskach :D.
Dobranoc,
Aga : ))
Dziękuję Agnieszko, bardzo mi miło, że komplementujesz jedno z moich opowiadań. Muszę przejrzeć tę Skubisz, nie czytałam w ogóle jej książek, natomiast jako nastolatka zaczytywałam się (jeśli chodzi o tematy szkolne) Niziurskim, Ożogowską, Siesicką, Nienackim i Bahdajem. Pewnie dla Ciebie to nazwiska z prehistrorii.
OdpowiedzUsuńNo i dzięki za docenienie lirycznych momentów! :-)
Nie za ma co :)!
OdpowiedzUsuńKojarzę wszystkich, chociaż nie zaczytywałam się- całą podstawówkę i gimnazjum byłam antyksiążkowa. Dopiero w liceum sama z siebie wzięłam do ręki kryminał Chmielewskiej i jakoś poszło :D.
Nie czytałam książek autorów, których wymieniłaś, ale kojarzę kilka adaptacji filmowych. Chociażby: "Sposób na Alcybiadesa", "Podróż za jeden uśmiech", "Stawiam na Tolka Banana" czy "Wakacje z duchami". Podobały mi powyższe filmy to i wersja papierowa musi być interesująca! Co do samych książek... Nigdy nie jest za późno, żeby nadrobić. Tego roku we wrześniu przeczytałam w 2 tygodnie wszystkie części Harrego Pottera :D (w sumie jakieś 2,5 tys stron- prawie jak Biblia).
U mnie sezon na czytanie zaczyna się w lipcu i trwa do października :).
Warto czytać :D!
Ojjj mi się wrzuciła odpowiedź nie tam gdzie trzeba :D
OdpowiedzUsuńWymienione książki to literatura raczej dziecięca, w liceum to ja już Cortazara czytywałam, całą iberoamerykańską generalnie, Lema i SF - taka była moda w mojej humanistycznej budzie, nie obowiązek. Stylizowaliśmy się na intelektualistów. Ale te wcześniejsze lektury pewnie zostawiły mocniejszy ślad w mojej psychice, bo dlaczego podróżuję teraz tropem templariuszy, niczym jakiś Pan samochodzik w spódnicy?
OdpowiedzUsuń