niedziela, 18 maja 2014

Conversy kontra chińskie trampki, czyli o różnicach pokoleniowych

Ostatnio w czasie przerwy śniadaniowej w redakcyjnej kuchni zgadało się, jak to między kobietkami, o modzie. Rozmowa toczyła się z dwiema o połowę ode mnie młodszymi koleżankami. Jedna z nich bowiem siedziała przy stoliku i pękała z dumy, wymachując założoną na nogę nogą, obutą w białe trampki. Converse!
- To są conversy? - spytałam zezując w dół, między jednym kęsem kanapki a drugim.
- Aha! - potwierdziła małoletnia (dla mnie) koleżanka i pękła z dumy.

Ponieważ trampek (a nawet dwa), według mnie, niczym szczególnym się nie wyróżniał (a już najmniej urodą), drążyłam temat próbując dociec, skąd ta, parująca wręcz uszami Moniki, duma.
- Ile kosztowały?
- 269 złotych. To moja druga para w życiu... - rozmarzyła się koleżanka.
- No dobrze, ale skąd ta szerząca się jak fala powodziowa (widziałam już nawet billboardy) moda na conversy, przez Greya? - podpytywałam, mając na myśli skandalizującą książkę "50 twarzy Grey'a", którą czytałam jakieś 2 lata temu i dzięki tej lekturze właściwie dowiedziałam się, że istnieje taka marka trampek.
- Nie wiem, nie czytałam, a co, o conversach w niej piszą? - dociekała Monika.
- No tak, ten milioner, który jest głównym bohaterem, często w nich uwodził. W książce pełno było opisów w stylu: wyglądał świetnie, biała koszula, dżinsy i conversy... - 
- Bo widzisz, to jest właśnie fenomen conversów: noszą je milionerzy i biedacy - pouczyła mnie Monika. - Angelina Jolie je nosi, na przykład...
Tu nie wytrzymałam:
- Wiesz, Moniko, one dla mnie wyglądają jak zwykłe chińskie trampki! Gdy byłam nastolatką, licealistką czy studentką (a Ty pewnie wtedy jako niemowlę nie nosiłaś jeszcze żadnych butów), nosiło się latem: tenisówki, trampki i półtrampki. Osobiście trampki i półtrampki nigdy mi się nie podobały, wolałam subtelniejsze tenisówki. Teraz jednak widzę, że ówczesne trampki wyglądały dokładnie jak Twoje conversy! Czy Chińczycy już wtedy coś podrabiali, czy raczej conversy zaczęły podrabiać chińszczyznę? Jak długo ta firma istnieje?
- Nie wiem, musiałabym sprawdzić, ale chyba od 1982 roku - Monika nie była pewna.
- Pamiętam jeszcze, że biel trampek czy tenisówek utrzymywało się za pomocą kredy lub białej pasty do zębów. Zresztą, innej nie było... - zaczęłam snuć wspomnienia i natychmiast poczułam się jak świeżo wykluty z megajaja dinozaur, którym tak naprawdę -  dla dwudziestoparolatków - jestem...
- Jak to? - wtrąciła się druga małoletnia koleżanka.
- No tak to, była biała pasta, a taką w paseczki - Signal czy inną kupowało się w Pewexie za dewizy... - dziewczyny popatrzyły na mnie jakby miały zamiar zadzwonić po psychiatrę. - Białe trampki też były wtedy w modzie, zwłaszcza po debiucie takiego zespołu, Republika - ciągnęłam niezrażona, bo jak zaczynam wspominać, to nikt mnie nie powstrzyma. - Oni ubierali się na czarno-biało - tzn. czarne koszule i spodnie, białe trampki, i wszyscy fani ten styl naśladowali. Białe trampki to był manifest wręcz...
- To na pewno ta Republika nosiła conversy! - podsumowała z pełnym przekonaniem Monika.
W sumie - kto wie? Wprawdzie początek lat osiemdziesiątych to nie były czasy kultu marek, a z tych zachodnich znanych było tylko parę, np. Levisy, Wranglery, Riffle, Coca-cola. Pepsi-cola itd., ale to, że ja o conversach nie słyszałam nie znaczy przecież, że nie istniały...

Jak wyczytałam potem na stronie - firma istnieje od... 1908 r. i cytat: "Converse to więcej niż buty. Converse to legenda, styl życia, dla wielu najlepszy sposób na wyrażenie samego siebie." O matko, dobrze, że nie muszę siebie wyrażać poprzez trampki, które mi się nie podobają i już!

P.s z 2023 r. 
Wczoraj w tramwaju grupka młodzieży wracającej z bitwy kolorowymi proszkami (to się nazywa Kolory Holi) rozmawiała o Conversach, że zostały w domu, bo mama by zabiła za ich zniszczenie. Sprawdziłam w najbliższej galerii handlowej - są, różne modele a ceny od ok. 400 zł w górę. I nadal mi się nie podobają!

15 komentarzy:

  1. Pfff converse !! Trampki to były trampki i już były jeszcze korkotrampki i na swoje prywatne potrzeby rozróżnialiśmy tramkokorki, to były czasy kiedy nie było podróbek,a właściwie to nikt nie myślał o tym że mogą chińczyki coś podrabiać, bo były nasze stomilowskie albo chińskie, oryginalne chińskie cieszące się wówczas dobrą opinią :) A następnym razem poopowiadaj tym dzieciakom, jak to się na kartki buty kupowało, będzie jazda :)
    Oraz dzień dobry :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Conversów nie noszę, bo po pierwsze primo na pewno nie są warte swojej ceny, a po drugie primo co to za oryginalność kiedy nikt nie jest oryginalny?
    Moim chińskim trampkom za 15 zyli z targu do conversów dużo brakuje (do trampek sprzed 20-30 lat na pewno też, bo pewnie nie rozpadały się po 2 tygodniach), ale but jak but. A białego to już w ogóle szkoda!

    Jedni zachwycają się kwiatami, drudzy niemowlakami, inni astronomią, a jeszcze inni conversami : )

    Ja tam wolę zachwycać się dobrą muzyką i świetnym kabaretem, bo to nigdy nie przeminie!

    Pozdrowienia : ) !

    OdpowiedzUsuń
  3. ...jesteśmy, zaglądamy, czytamy, milczymy.
    Ale tym razem musimy się ujawnić.
    Nie dalej jak wczoraj widzieliśmy Panią... wiek ok 30-stki... wystrojoną w bardzo kwiecistą kloszową sukienunię, czarną krótką skórę, czarne rajstopy albo getry i białe conversy/trampki wyglądała paradnie. Tylko nie wiemy dokąd owa niewiasta zmierzała... na mecz czy do kościoła.
    Pozdrowienia ze słonecznych Kielc.

    OdpowiedzUsuń
  4. Korkotrampki! Na śmierć o nich zapomniałam! One to dopiero dodawały dziewczynie szyku! :-) Pozdrawiam i miłego popołudnia...

    OdpowiedzUsuń
  5. Rety, o kartkach nie będę im opowiadać, bo wtedy to na pewno już wyląduję w psychiatryku...

    OdpowiedzUsuń
  6. Przede wszystkim witaj, Aguś, po latach. Gdzie żeś się podziewała?
    I ja też uważam, że te trampelówki na c nie są warte swej wygórowanej ceny! I jest milion ciekawszych sposobów, by wyrazić swą wyjątkową osobowość. Buziaki,

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju, jak miło, że jesteście, zaglądacie, czytacie. Tylko dlaczego milczycie???????????????????
    Opisana wyżej pani to z pewnością dzidzia-piernik. Tez tu teraz takie widuję. Widać conversy dokonują konwersji - się dziecinnieje?

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja łączę pokolenia! Bo pamiętam i kartki na wszystko, i Pewex, i buty z darów, ale conversy również posiadam. Było mi wszystko jedno, co kupię, ale miałam jeden warunek: podeszwy muszą być czarne! I okazało się, że spełnić ów warunek nie jest łatwo. Converse spełnił. W ten sposób stałam się posiadaczką jedynych trampek, które mnie nie obtarły, niezwykle trwałych i takich, które nie wydzielają okropnego zapachu gumy. Tak więc nieco przez przypadek byłam w stanie docenić zalety owego obuwia. Nie wiem, czy zalety są warte swojej ceny, ale uznania na pewno. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ależ piękne powitanie!
    Ano ja tak mam, że raz jestem a raz mnie nie ma-> podobnie jak Państwo spod #2 "jestem, zaglądam, czytam, (czasami) milczę".
    Podziewam się to tu to tam.
    Taki blogowy freelancer! : ))

    OdpowiedzUsuń
  10. Ależ Pani S, przecież wszyscy wiemy, że Pani jest wyjątkowa :-)
    Fakt, nie skupiłam się w swojej notce na innych cechach conversów, prócz designu. A ten - akurat w modelu koleżanki z pracy - niczym mnie nie porwał, lecz przypomniał stare, dobre... chińskie trampki. Bo współczesne buty z Chin faktycznie powalają... zapachem - mąż sobie raz nabył drogą kupna i musiał wyrzucić, ponieważ przez całą dobę przez miesiąc uzytkowania wydobywał się z nich metafizyczny zapach, któy przyprawiał wszystkich o ból głowy... Pozdrawiam, aktualnie w kapciach...

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiem, wiem, freelanserku. Ja też specjalnie pilna vel obowiązkowa blogowo nie jestem. Buziaczki!

    OdpowiedzUsuń
  12. Z całą pewnością nie były to "konwersy" a bordowe w białe paski "adidasy". Nabyłam je drogą odstania w gigantycznej kolejce i po dokonaniu wpisu w mojej książeczce zdrowia dziecka (15 lat wtedy miałam). Dodam ku pamięci, że wtedy obowiązywała jedna para "szkolnych butów " na rok :D.
    Szyku zadawałam półtrampkami czeskimi, które jakiś podlec zakosił mi z szatni. Z chińskich produktów używałam ping pongi i pachnące gumki do zmazywania.
    Kurcze ale jestem zacofana :-))

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj, Edytko! Mmmmmmmmm, gumki pachnące - w jarzeniowych kolorach, pamiętam! Bosz, to był nasz narkotyk!

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak to nie było kultu marek w latach osiemdziesiątych? Rodzimych i z RWPG!
    A welurki "Otmęt"?
    A dżinsy "Just"?
    A audio "Radmor" i kasety "Ferrum forte" albo ORWO
    A "Loupane araszidy"?
    TO PIES? :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dorzucę jeszcze: Rifle, Wranglery, Marlboro...

    OdpowiedzUsuń