Całą zimę dokarmiałam w moim ogrodzie tajemniczego (bo go nie widywałam) zwierza (a pisałam już o tym tutaj: http://zabawnaliteraturka.blog.pl/2014/02/11/monstrum-suszo…dory-i-czosnek/, które okazało się... kotem. Buraskiem, z białym śliniaczkiem, w takich rękawiczkach i skarpeteczkach.
Na wiosnę, kiedy częściej bywałam w ogrodzie, monstrum przemykało płochliwie, zbliżając się do wciąż wynoszonego mu jedzenia dopiero jak się oddaliłam. Nie było więc kotkiem bardzo kontaktowym. Aż do końca kwietnia.
Wtedy nastąpił przełom - przed wyjazdem na majówkę moja mama, wielka kociara, poszła zostawić jakąś większą porcję żarełka i popracować "w ziemi". Wtem znikąd pojawiło się monstrum, mama je zawołała, kusząc kocimi smakowitościami - i nagle kotek się odważył, bardzo się łasił, chodził za mamą jak piesek - i w ogóle wielki kumpel. Gdy przyszłam do ogrodu, zastałam ich dwoje w wielkiej komitywie kocio-człowieczej, ale do mnie też się przymilał. Wtedy odkryłam, że monstrum jest koteczką. Przez chwilę trwałam przy imieniu Monstrumka, ale ponieważ nikomu się nie podobało, mama podjęła decyzję - i koteczka nazywa się Lola.
[caption id="attachment_2004" align="alignleft" width="248"] Lola[/caption]
Tak zatem wyszło, że mam czwartego w życiu kota, w tym trzeciego "dochodzącego". Ze względu na alergię męża nie będę mogła wziąć go do domu, ale myślę, że Lola doskonale sobie z tym problemem poradzi. W sumie lubię taki układ - daje obu stronom dużą niezależność i mnóstwo przyjemności.
Lola jest strasznie mądra, reaguje na polecenia jak piesek, przymila się i słodziak z niej wielki oraz pieszczoszka. Oczywiście ma już swojego "ulubieńca" - tego najbardziej na koty uczulonego! Ostatnio jak Andrzej kosił trawę w ogrodzie, cały czas mu asystowała - normalnie gdzie Jędrek, tam Lola. Aż zazdrosna byłam. I pchała mu się na kolana, jak tylko na chwilę usiadł.
Ech, ta Lola...
Koteczka cudna:-). Jeśli planujesz wspólne zamieszkiwanie Waszej posiadłości-może by koteczce zafundować jakąś antykoncepcję?
OdpowiedzUsuńTak do końca nie wiem, czy ona nie ma czasem jakiegoś swego domu, ale zaczekam na rujkę - i podam tabletki, już zabezpieczyłam porcyjkę kocich antykonceptów :-).
OdpowiedzUsuńprawdopodobnie kotek wybral chore miejsce do lezenia na kolanach lub obok.
OdpowiedzUsuńsłodziak :-)
OdpowiedzUsuńChyba lepiej ją wysterylizować niż szprycować chemią. Niektóre gminy opłacają sterylizację kociaków wolno-żyjących. Robią to też fundacje. To lepiej dla kotki bo zmniejsza możliwość raka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://przedipo.blog.onet.pl/
Nie ryzykowałabym tabletek, bo a nuż jeden raz zwytmiotuje, nie przyjdzie na karmienie czy coś innego. Chyba że mówisz o zastrzykach, ale i te trzeba powtarzać, a jak kot dzikus, to lubi znikać, czasem na kilka tygodni.
OdpowiedzUsuńW lutym moja mama zawiozła wszystkie zaadoptowane przez nas dzikusy (właśnie tak wolno sobie żyjące) na sterylizację. A jest ich 4 (kotka-matka i trzy córki, z dwóch miotów). I jak tylko sobie pomyślała o kolejnym, to stwierdziła, że lepiej nie ryzykować tabletkami czy zastrzykami.
Wielki stres, bo mama kotów nigdy nie wcześniej nie miała, ale wszystko dobrze poszło. Entuzjastycznie nie były nastawione do pozostawania w zamknięciu przez kilka dni, ale teraz kolejnych kotków nie ma co się spodziewać.
Wypisz, wymaluj moja Pusia. Wyrzucona z piwnicy z pięcioma, już widzącymi pięcioma kociętami.
OdpowiedzUsuńPusię zabrałam na działkę wraz z dziećmi. Odchowały się, poszły do adpocji a Pusia do sterylizacji. Jak ja znalazłam była w okropnym stanie. Silna biegunka, wyskubana, czerwona, jak u pawiana pupa. Zastosowanie antybiotyków szybko przywróciło jej zdrowie. Przymieszkała się na działce, to wtedy pomyslałam, że wezme na działkę Rysia, uratowanego wcześniej, a któryb żył caly czas w mieszkaniu w bloku.
I tak całe lato kotki były na działce, a na zimę wróciły razem do domu w bloku.Rysio nie żyje już, a Pusia daje nam wiele radości.
Rysio był dość szybko wykastrowany, żeby się nie męczył, gdy natura wzywa, a Pusia wysterylizowana.
A więc polecam sterylizajcę.Kotki się nie upilnuje. Troche to kosztuje, ale można przeżyć jeśli sie koty kocha. Pozdrawiam serdecznie.
Moja historia wyglądała tak.... Mam wychodzącego, wykastrowanego kocura, który potrafi znikać na 2 - 3 dni. z tego powodu od czasu do czasu na taras miał wystawianą miseczkę z chrupkami. Pewnego dnia - chrupki zginęły wszystkie, następnego też i następnego. Okazało się, że :pochłaniała: je drobna, wychodzona Kicia. Biedne chucherko, pomyślałam i dałam saszetkę - odeszła jak zjadła 3, wieczorem wróciła i zjadła kolejne trzy. Pochłaniała olbrzymie ilości jedzenia przez 2 tygodnie (wtedy już łasiła się, pozwalała zakroplać oczy - bo miała brzydką infekcję), po czym.... Nadchodzi trzeci tydzień - wyglądam przez okno, a droga do mojego domu idzie Kicia a za nią 4 kociaków! Pomyślałam "stajesz się odpowiedzialny za to, co oswoiłeś" i przygarnęłam. Kociaki już w nowych domach, a Kicia kocha spać na kanapie. Jak tylko przestała karmić kociaki - przeszła sterylizację, jest wspaniałą, przytulaśną kotką.
OdpowiedzUsuńWiesz Dada, też mam podejrzenia, że ona już w ciąży jest, bo strasznie żarłoczna - nawet worek foliowy jest w stanie zjeść, w którym nieopatrznie zostawiłam raz jakąś porcyjkę. Z drugiej strony - cała zimę jadła takie rzeczy, których koty raczej nie jadają, więc gdyby to ciąża była, to coś za długo trwająca i już by było widać większy brzuszek chyba? Nie wiem, nie znam się, koty miewam wyłącznie dochodzące...
OdpowiedzUsuńTak do końca, Teodozjo, nie jestem pewna, czy Lola nie ma jakiegoś domu. Miałam już dwa razy dochodzące koty - pojawiały się i znikały. Trudno mi takiego zaciągnąć do weta, były bardziej dzikie, Lola jest jakaś wyjątkowo przytulna. W domu nie mogę mieć kota, miałam małego kociaka przez miesiąc, ale mąż dostał takiej alergii, ze musiałam ją oddać. Od tej pory tych dochodzących nawet nie wpuszczam do domu. Zobaczę, jak rozwinie się sytuacja.
OdpowiedzUsuńNa razie nic nie wiem o Loli - może już być wysterylizowana, mieć dom. Ona nie mieszka w moim ogrodzie, tylko w nim bywa. Nie sądzę, bym była jej jedyną żywicielką. Zobaczę, mam tabletki na wszelki wypadek. Trudno mi nawet określić wiek Loli. Dzięki za odwiedziny i porady.
OdpowiedzUsuńJaki terapeuta, prawda? Męża akurat boli kręgosłup lędźwiowy.
OdpowiedzUsuńNiestety, nie mogłabym się Lolą opiekować po sterylizacji - nie mogę jej wprowadzić do domu. W takiej sytuacji, jeśli zajdzie potrzeba, jedynym wyjściem będą chyba jednak tabletki antykoncepcyjne... Swoją droga, mam podejrzenia, że ona już jest w ciąży...
OdpowiedzUsuńKiedyś tak do nas przychodził czarny kot jak siedzielismy sobie na ławce pod drzewem w ogrodzie. Najpierw ostrożnie ale później się odważył. Dokarmiany nawet pomieszkiwał u nas...aż sie okazało, że to kot sąsiadów, którzy mieszkali na tej samej ulicy ale kilkaset metrów dalej.
OdpowiedzUsuńParę lat później ta sama sytuacja ale z szarą kotką. Polubiła nas i często przychodziła ale nie "pomieszkiwała". Do czasu...aż przyniosła w pysku nam kociaka do domu :) Chwilę z nim i z nami pobyła i przyniosła drugiego...Po trzeciego już sam z nią poszedłem.
No i tak zamieszkaliśmy z kotką i kociakami :)
Niestey wkrótce musieliśmy sie przeprowadzić w miejsce gdzie kotów znających przestrzeń nie można było trzymać. Nie zostawiliśmy ich a zawieźliśmy do babci na wieś. Babcia póki zyła to wspominała że były to najmądrzejsze koty jakie w życiu miała. Do tego stopnia, że kobieta, która naprawdę wiele w życiu przeszła i zwierzęta zwykle traktowała z miłością ale jako część gospodarstwa, ... zaczęła kupować im kocie przysmaki :)
Ech te koty :)
No własnie, koty sącwane - tak naprawdę nie wiem, czy to nie jest koteczka sąsiadów, bo mieszkam na osiedlu domków, gdzie wszyscy coś mają: psy albo koty. Moja posesja jest jedną z niewielu bez zwierząt. Dlatego te dochodzące dokarmiam, bo wiem, ze koty "zabezpieczają sobie" różne stołówki, a ja mam frajdę obcowania ze zwierzakiem bez obowiązków jego właściciela.... Dwa lata temu przez rok przychodził do mnie rudzielec, tylko że z samcami jest bezpieczniej. Koteczki lubią przyprowadzić swoje młode :-) Zobaczymy, co się z tego rozwinie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŚliczna koteczka, i widać że to bardzo mądra kocia istotka :)
OdpowiedzUsuńJeżeli piszesz o kocie ze zdjęcia to jak dla mnie ma ok 5-6 lat. koty chodzą w ciąży od 65-72 dni. Brzuch im najbardziej rośnie w ostatnich 3 tygodniach. pojawia się też mleko w piersiach-znacznie je powiększając. Czasem możesz wyczuć ruchy kociąt, gdy położysz jej rękę na brzuch (zupełnie jak u ludzi:) jeśli ostatnio nie zauważyłaś by znacząco przytyła, szczególnie na brzuchu to nie musisz się martwić-w ciąży nie jest. A to ze dużo je? no cóż, łakomczuch z niej i tyle:) Poza tym jeśli już przyszła do Ciebie okrągła to musi mieć jeszcze jakiegoś opiekuna tym bardzie,j ze daje się głaskać i przychodzi na kolana. Koty z natury są nieufne i jeśli Tobie zaufała, to musiał ktoś jej tej ufności nauczyć. Popytaj sąsiadów, może ktoś wie czyja jest. Gorzej jeśli to podrzutek, bo się komuś znudziła. mam jednak nadzieję, że nie.
OdpowiedzUsuńTakie kociaki szybko przywiązują się do miejsc gdzie są dobrzy ludzie. A dlaczego wybrała twojego męża? Pewnie dlatego że nie zwracał na nią uwagi, nie chciał jej na siłę głaskać. Moje koty lubią przychodzić do mojego P. który uwielbia koty ale kiedy tylko zaczyna za bardzo je głaskać uciekają. Za to ja która nieraz nie zwracam na nie uwagi nie mogę nic zrobić bez asysty któregokolwiek kota. Nawet uwielbiają asystować mi przy zmywaniu i nieraz muszę odganiać od piany z płynu do naczyń. Ale kotka cudna.
OdpowiedzUsuńNo własnie, Balbinko (haha, tak własnie miała na imie koteczka, którą miałam kiedyś przez miesiąc w domu i przez która mój mąż nabawił się alergii, dlatego kotów w domu nie mogę trzymać...) - raz wygląda grubo, raz wręcz chudo. Raz Lola wygląda staro (aczkolwiek nie znam się na tym kompletnie), to znów wydaje mi się, ze to góra roczna koteczka jest. Tajemnicza więc nadal. Też mnie dziwi to nagłe ośmielenie się Loli, być może jednak ktoś ją wyrzucił... Najbliżsi sąsiedzi mojego ogrodu (jest ich siedmiu) z pewnością nie są jej właścicielami, ale koty mają większy zasięg polowań, może więc Lola mieszkać kilka przecznic dalej. Pozdrawiam, dziękuję za wskazówki, może uda mi się zobaczyć - cycuszków Lola nie ma).
OdpowiedzUsuńWiem, że to dokładnie tak działa. Mąż nie jest zbyt wylewny dla zwierzaków, a ten kotek, przez któergo się nabawił alergii wciąż na nim siedział (Balbinka mała). Ja się za nią uganiałam miłośnie, więc mnie gryzła i drapała, a w męża butach spała, a jak wchodził do domu z pracy od razu jej królem był umiłowanym. I przez to mąż dostał takiej astmy, egzemy i kataru siennego, że leczy się do dziś, mimo że zwierząt w domu już nie mamy... Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo tym bardziej sterylizacja aborcyjna jak najszybciej. A co do opieki może masz możliwość ją przetrzymać 3 dni w garażu, szopie, piwnicy? Jak nie, to są fundacje i lecznice, które przetrzymują koty do 7 dni po zabiegu, wystarczy popytać.
OdpowiedzUsuńNajlepiej kociaka wysterylizować - nawet jeśli okaże się czyjś, prawo jest po Twojej stronie, nie ma obroży i się błąka. Fajnie, gdyby pomogła jakaś fundacja. Niestety małe kociaki na wolności często umierają na koci katar i inne choroby :( a wysterylizowana kocica będzie jeszcze długo przychodzić do Twojego ogrodu :)
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc już mi spuchła głowa od tych dobrych rad.
OdpowiedzUsuń