Ostatnie spotkanie Klubu 6 Talerzy szalenie mnie rozgrzało – dzięki imbirowej manii Basi. Dodała bowiem tę rozgrzewającą przyprawę do wszystkich dań, pominęła jedynie deser – w sumie wielka szkoda, bo do sernika imbir pasuje jak ulał!
Ku pamięci (i inspiracji) podam szczegóły menu:
Klubowiczki zostały najpierw podochocone przystawką z wędzonego łososia, który spoczywał na szpinakowej pierzynce z akcentem czerwoności świeżych… truskawek, a przykryty był cieniutkimi plastrami marynowanego imbiru.
Potem na stół wjechała w eleganckich miseczkach zupa krem z kalafiora podkręcona pieprzem cytrynowym i imbirem.
Gdy ostygłyśmy trochę z imbirowego żaru gospodyni wieczoru podała danie główne: świeżego tuńczyka duszonego w porach (ale nie w sztruksach!). Pory były pocięte w plasterki i doprawione sosem azjatyckiej chyba proweniencji. Jak jednak myślicie, co ozdabiało kawałki ryby? Plastry marynowanego imbiru oczywiście!
W tym całym imbirowym zamieszaniu zaginęła nam micha sałaty, która stanęła sobie skromnie na kredensie i nie została na czas przez biesiadniczki zauważona…
Gdy doszłyśmy do deseru, którym był puszysty sernik z samego sera (bez ciasta na spodzie itp.) zaprawdę zdumiał mnie brak imbiru…
Między degustacjami poszczególnych dań sześć klubowiczek zajmowało się tym, co zwykle - ratowaniem świata, omawianiem ślubu jednej z nas (niebawem, w czerwcu), zakładaniem stowarzyszenia, planowaniem spotkania klubowego w Paryżu lub Rzymie (połączonego ewentualnie z wieczorem panieńskim). Basia zrobiła też mały szafing, a właściwie torebking i kilka naprawdę uroczych kobiecych niezbędników zmieniło właścicielkę.
Przez cały wieczór czuwał nad nami cień męża gospodyni, ukryty w pokoju na piętrze domu. Skazany na kilkugodzinną banicję nie skarżył się ani nawet nie objawiał, a jeśli już, to robił to tak bezszelestnie jak cień wiatru…
zdj. z lavanyahair.blogspot.com
Dzisiaj właśnie kupiłam imbir, nie wiedziałam, że można go marynować i że harmonizuje z sernikiem. Do sernika na pewno dodam. Dodaję do herbaty i niektórych zup, świetnie podkreśla smak rosołu. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTeresko, nie biorę odpowiedzialności za imbir w serniku :-) Po prostu prędzej dodałabym go do tego deseru, niż do tuńczyka (i to marynowany a nie -mielony!).
OdpowiedzUsuńKolejne odkrycie to Twój rosół z imbirem. Ja dodaje go z zup - tylko do dyniowej. Pozdrawiam Cię imbirowo zatem - czyli gorąco, rozgrzewająco...
Ja dodaję imbir do świeżo wykonanych za pomocą sokowirówki soków ze wszystkiego, co aktualnie znajduje się w domu - tak robi Gutek i to się sprawdza!!! Ostatnio wykonał sok z: marchwi (banał), jabłek (banał), selera naciowego (banał), ogórka (nie wiem czy banał), buraka (niekoniecznie banał), pietruszki, pora, mandarynek (to już nie banał). Było pysznie! Do tego spożyliśmy (był ranek!) omlet z konfiturą z wiśni i moreli (własnoręcznie wykonanych). Wiem, że to nijak się nie ma do przyjęć 6-talerzyków, ale się najedliśmy. Na drugie (śniadaniowe) danie była miruna po grecku (miruna wg Mamy Irmy).
OdpowiedzUsuńBasiu, to kulinarne rozpasanie jest! I po co Wam klub 6 talerzy - macie swój klub 2 talerzy i jednego omleta! Musze sprawdzić recepturę Gucia na soki, natomiast połączenie omletu z miruną po grecku na drugie - zadziwiające. Ale - jeśli wg przepisu mamy Irmy, to wszystko OK :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam pączkowo (już wciągnęłam jeden z różą).
Imbir strasznie fajnie rozgrzewa i pasuje do bardzo wielu potraw. Ja najczęściej dodaję do piersi z kurczaka :)
OdpowiedzUsuńO, kolejne imbirowe zaskoczenie. Do piersi kurczaka ja ewentualnie dodaję ananasa... Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńKiedyś znalazłam w sieci przepis na coś, co nazywało się "Diabelskie uwodzenie" i tak spodobał mi się pomysł dodawania imbiru, że zaczęłam to robić częściej :)
OdpowiedzUsuńNie, no ok. - imbiru używam, ale zależy to od jego postaci i dania. Mielony imbir - do zupy dyniowej, ryżu z jabłkami, grzańca, napojów rozgrzewających niealkoholowych. Świeży, starty - do herbaty najczęściej, a marynowany - do sushi. Ale do tuńczyka czy drobiu to wcześniej nie próbowałam... :-)
OdpowiedzUsuń