Nie wiem, czy znacie to motto mojego miasta, więc je przytaczam, bo ma związek z sytuacją:
Jedziemy samochodem, A. prowadzi. Wdajemy się w trudną sytuację drogową na skrzyżowaniu: jogginka biegnie w poprzek, jakiś warszawiak (sądząc po rej.) zawraca na zakazie, my wyjeżdżamy z podporządkowanej, autobus rusza z przystanku - no, galimatias. A. jak zwykle śmiałe decyzje podejmuje i jakoś wyjeżdżamy, unikając zderzenia, więc ja trochę z przestrachem do niego:
- O rany, wszyscy się na nas pchali!
- Ale my byliśmy na "musiku"... - uspokaja.
- No tak, ale czy oni o tym wiedzieli? Mogliśmy się wszyscy "spotkać" i co wtedy?
- Oj tam, w końcu Wrocław - miasto spotkań - kwituje mój beztroski mąż.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Martwimy się oboje, że tej zimy bardzo mało ptaszków przylatuje do naszego karmnika na tarasie. Prawie nie widać sikorek, które w poprzednich latach po prostu bandami nadlatywały. Coś się dzieje, ale nie wiemy, co. W końcu A. wpada na hipotezę:
- Słuchaj, a może te ziarenka słonecznika są już zepsute i im nie smakują?
- Nieee, próbowałam, są OK - informuję.
- To wiesz co, to może ty je sama zjedz??? - wpada nagle na genialny pomysł mój beztroski (już) mąż.
U nas siostrzenica tak oswoiła dokarmianiem wróble przez dwutygodniowy pobyt na feriach, że codziennie o godzinie 9:40-9:50 przylatuje ich kilkadziesiąt pod okno i domaga się jedzenia :D
OdpowiedzUsuńNo własnie to nas niepokoi - co zimę od lat przylatywały, my im zakupowaliśmy hurtowe ilości słonecznika, a tu nam taki numer wywinęły - nie ma ani wróbli, ani sikorek. A jak są to pojedyncze sztuki i ziarenka czasem dwa dni leża w karmniku.
OdpowiedzUsuńBeciu - ja "ptasią zagadkę" przeżywałam rok temu. Nie udało mi się jej rozwiązać - może Ty spróbujesz?
OdpowiedzUsuńOtóż - pozazdrościłam sąsiadom mając w zasięgu wzroku 8 balkonów, że latają do nich licznie i gromadnie całe stada sikorek, żeby poczęstować się wiszącą słoninką. Kupiłam więc piękny, tłuściuchny kawał słoniny i też zawiesiłam na balkonie. Czy uwierzysz, że mój balkon ze słoniną omijały sikorki szerokim łukiem przez całą zimę? No, trochę przesadzam - przylatywała jedna sikorka (chyba zawsze ta sama, choć pewności nie mam) tyle tylko, że traktowała mój balkon jak publiczny szalet!
Nie zbadane są gusta ptaków!
U nas tak było tamtej zimy. Beto jak nic, te sikorki to do nas przyleciały ;) . Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBasiu, Twoja zagadka przebiła moją! Bo u Ciebie bandy były, ale korzystały z innych stołówek. Może więcej gwiazdek Michelin tamte miały? A ta jedna, co to myślała, że szalet to był wróbel w bereciku. Sikorki nigdy nie s.... za przeproszeniem, w jadłodajni. Wróble i czyżyki włażą do karmnika, jedzą słonecznik i s..... Tak wynika z naszych obserwacji, więc to dywersant był. Podszył się pod sikoreczkę ten wróbel, jak na "Ziarnie prawdy" morderca podsuwał fałszywe tropy.
OdpowiedzUsuńTereniu, to skandal, bo co my zrobimy z 5 kilogramami słonecznika. Może Ci wyślę? :-)
OdpowiedzUsuńDialogi rodzinne to najlepsze źródło humoru, jakie znam.
OdpowiedzUsuńTak, Ty masz rację! - zastanawiałam się nawet czemu ten wróbel był w kominiarce. A u mnie nie ma nawet "łyżeczek Michelin", po prostu zwykła, posposlita, tłusta, pełna nasyconych (fe, fe, fe, fe) kwasów tłuszczowych. Otworzyłaś mi Beciu oczy - te sikorko-wróble oglądają reklamy w TV~!!!!!!
OdpowiedzUsuńTak Basiu, wybierają teraz ptaszyska słoninę roślinną. Jest w końcu w sklepach smalczyk roślinny, to i nic dziwnego, że słonina roślinna się pojawiła, tamci wywieszali ją, dlatego ta Twoja niezdrowa nie miała wzięcia! No i zagadkę wspólnymi siłami rozwiązałyśmy!
OdpowiedzUsuńPod warunkiem, że któraś ze stron ma poczucie... dowcipu. Mój mąż nie należy do gatunku kawalarzy, brylujących w towarzystwie, odzywa się rzadko, ale jak coś powie, to boki zrywam.
OdpowiedzUsuńWrocław - miasto spotkań - bardzo mi się podoba poczucie humoru na drodze, dużo bardziej niż złość, którą tak wielu demonstruje...
OdpowiedzUsuńTo prawda!
OdpowiedzUsuń