Z cyklu dialogi na cztery nogi z mężem. Przedświąteczne dywagacje śniadaniowe...
Ja: Wiesz, przechodzę na panteizm.
Mąż: A co to jest?
Ja: Hm, wiara w to, że Bóg jest wszędzie.
Mąż: Aha, dlatego pan a nie paniteizm?
Ja: Nie dlatego, po prostu to słowo, które z greki pochodzi. Wiesz, "pan" oznacza wszystko... Jakby tu wytłumaczyć - staram się, w końcu uczona w martwych językach jestem. - Jak były w starożytnej Grecji igrzyska panhelleńskie, to dotyczyły wszystkich miast-państw.
Mąż:?
Ja: No dobra, to dajmy na to - panteon, dom, świątynia wszystkich Bogów... - ciągnę tłumaczenie z greki na nasze.
Mąż: A Pan Samochodzik?
Ja: ???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz