wtorek, 20 lipca 2021

Pouring, czyli jak zostałam artystką. Samozwańczą.

Wczoraj, w poniedziałek  (bo najlepsze rzeczy zaczynają się w poniedziałki, Wszechmocny to wie!) wzięłam się do pracy tfu-rczej. Najpierw uszyłam sobie nieprzemakalny mundurek z dwóch worków na śmieci, bo praca artystki wielce brudząca jest.


Zainspirowana przez facebookową koleżankę nabyłam drogą kupna pewną ilość farb akrylowych do malowania wiekopomnych dzieł techniką pouringu.

Drugą, równie potężną inspiracją była facebookowa strona Wino-Grono.art i ich akcje malowania przy winie w różnych publicznych miejscach, w różnych miastach. W sierpniu ma się taka impreza odbyć we wrocławskiej Hali Stulecia i już-już gotowa byłam zakupić bilet wstępu na plener malarski z nieograniczoną ilością wina, gdy puknęłam się w głowę. Plener mam we własnym ogrodzie, o winie w ilościach hurtowych, nie mówiąc. Po co mi bilety i czekanie do sierpnia? Malowanie przy winie to ja sobie mogę robić nawet trzy razy dziennie, bezkosztowo...

Zeszłam zatem do ogrodu z pustym podobraziem pod pachą i z kieliszkiem wina domowego mężowskiej produkcji. W dodatku winnica, z której to wino pochodzi również znajduje się w ogrodzie. Będzie więc malowanie przy winie w kilku kontekstach. Oto, co mi wyszło:



Trochę sobie utrudniłam ten "pierwszy raz". Podobrazie było duże do obracania nim, farby za gęste - płynąć i zalewać obraz nie bardzo chciały. Powstało coś mało pouringowego, ale to mój pierwszy krok.
Kolejnego dnia, dzisiaj, stworzyłam już dzieło dużo mniejszego formatu, za to mocno pouringowe:



Wyszedł mi piękny portret mojej najstarszej złotej rybki w oczku wodnym - Wandziuni. Na zdjęciu poniżej ją widać, oczywiście ta z białym paskiem to Łaciata, Wandziunia jest cała pomarańczowa...


Jeśli ktoś chciałby się dołączyć, to zapraszam na plener malarski przy winie! Nie pobieram opłat za wstęp i degustację 🙂 Technika dowolna! Piszcie w komentarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz