wtorek, 11 sierpnia 2015

Zakaz mordowania

Stoję przed wejściem do Castoramy, czekam z zakupami na Andrzejka, który buszuje w casto w poszukiwaniu jakichś ekscytujących złączek, spłuczek itp. elementów hydraulicznych. Upał okrutny, na szczęście nad wejściem jest dach, jak to w castoramach, więc stoję w cieniu. Co za ulga! Obok mnie ktoś zaparkował motocykl.

Czekam, czekam, nic się nie dzieje oprócz tego, że upał rośnie, ludzie wchodzą, wychodzą, Andrzejka nie ma. Musi przecież przejrzeć milion śrubek. Nagle pojawia się młoda motocyklistka po zakupach w casto, podchodzi do tegoż motocykla (Kawasaki!) i go odpala. Jej motor pierdzi i śmierdzi, a ona dopiero zaczyna ubierać wypasiony hełm (pewnikiem pożyczony od lorda Wadera), szpera w plecaku. Motor wyrzuca spaliny prosto na mnie, bo stoję z kilkoma butlami wody, więc mobilna nie jestem. Motocyklistka zaczyna wciągać rękawiczki motocyklowe - najpierw na jedną dłoń (każdy paluszek z osobna jak Rita Hayworth w "Gildzie"), potem na drugą. Patrzę otumaniona spalinami i zafascynowana bezczelnością, bezmyślnością (lub skrajnym egoizmem) dziewczyny, bo motor pierdzi i śmierdzi, stężenie spalin i temperatury pod wiatą zaczyna być odczuwalne nie tylko dla mnie. Wreszcie nie wytrzymuję:
- Może by pani już odjechała, skoro odpaliła pani motocykl? Chyba nie musi pani czekać, aż klimatyzacja się schłodzi??
Coś mi odpowiada zza tego waderowego hełmu, ale nie słyszę, bo jej motor pierdzi i śmierdzi. Ale wiem, że pyskuje.
- Poza tym to nie jest chyba miejsce do parkowania pojazdów? - kontynuuję, bo materia jest wyraźnie oporna. - To jest wejście do sklepu, zadaszone w dodatku - zaraz wezwę ochronę i się przekonamy!

Jestem coraz bardziej zdenerwowana złośliwością dziewczyny, bo ta jeszcze spowolniła swoje ruchy i nawet nie usiadła jeszcze na siodełku wprawionej w ruch maszyny.
- Tu nie ma zakazu! - dociera do mnie strzępek jej wypowiedzi.
- Nie ma też zakazu mordowania motocyklistów - odgryzam się.

Powoli, odwracając motocykl tak, by jeszcze na mnie napierdzieć, dziewczyna postanawia się oddalić.



P.S. Właściwie, dlaczego jej nie zamordowałam? Nie było przecież zakazu!

Przeżyłam niedawno chwile grozy: do pracy przyjęto nową dziewczynę. Jakaś taka dziwna, omija mnie z daleka... Raz zobaczyłam, że wsiada na motor, zaparkowany pod wejściem do biura. Podobnie rytualnie nakłada kask, rękawiczki. Zdębiałam! Może to ta od zakazu??? Postanowiłam sprawdzić, czy motor też kawasaki, bo wiecie, nie poznałabym tamtej, chyba że po kasku i motorze. No to się kiedyś zakradłam do pojazdu... I co za ulga! To nie kawasaki.
Nie zmienia to jednak postaci rzeczy - dziewczę równie chamskie i niekomunikatywne jest, jak tamta motocyklistka. Może to taka cecha gatunkowa?

10 komentarzy:

  1. Bezczelność i brak empatii dla innych przeraża. Może i nikt nie nauczył, ale to dorosła osoba, więc powinna się zastanowić, skoro ma mózg. Obawiam się tylko, że skoro nie myśli, to daleko nie zajedzie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że ona pękała z dumy, jaki ma fajny motor i w ogóle nie myślała o tzw. okolicznościach przyrody. Umknęło jej też, że ja nie patrzę na nią z podziwem, bo alfistów motory nie kręcą :-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Hihi, czasem mi się uda... Buziaki, Niki!

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, dlaczego jej nie zamordowałaś, wytłumacz ? Za gorąco było :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i nie chciałam zadzierać z lordem Waderem, jeszcze jakieś gwiezdne wojny by z tego wynikły!

    OdpowiedzUsuń
  6. Beciu - jesteś genialna! Cudna riposta, szkoda tylko że motorzystka pewnie jej nie zrozumiała - myślała zapewne, że jej zazdrościsz i z tej zazdrości nie podoba ci się zapach Kawasaki.
    Powinnaś spisywać tego typu anegdoty i wydać książkę. Nie po raz pierwszy zastosowałaś genialną ripostę. Gdybyś się zdecydowała na książkę to chętnie dorzucę ci moją opowiastkę jak to postanowiłam być asertywna:
    Wsiadłam do "malinki" i już miała odjechać spod "Biedry", gdy w okno zapukała młoda dziewczyna. Byłam spóźniona, wkurzona i zmarznięta (zima!). Otworzyłam okno i poinformowałam panienkę, że "jeśli chce ode mnie pieniędzy to chyba nie wie, że one nie rosną na drzewach". Humor mi się poprawił, bo riposta wyjątkowo mi się udała. Tymczasem dziewczyna zrobiła wielkie oczy i wydusiła: "Ja tylko chciałam powiedzieć, że przymknęła sobie pani pasek od płaszcza".
    I tak to mi asertywność nie wyszła (po raz nie wiadomo który zresztą)!
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  7. Wyszła Ci.... paskiem, hahahahaha. Będę miała na uwadze propozycję wydawniczą :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. podejść, wyciągnąć kluczyk ze stacyjki i wyrzucić. co sie z ludźmi dzieje do cholery.

    OdpowiedzUsuń
  9. To skutki uboczne głupoty :-)

    OdpowiedzUsuń